45 polskich szkół podstawowych i średnich, rozsianych po całej aglomeracji chicagowskiej, kształciło w swoich murach w ubiegłym roku 16,5 tys. dzieci i młodzieży. Od lat polonijne placówki uczą dzieci nie tylko języka, geografii, historii, ale też kultury i tradycji polskich. W tym roku – z powodu pandemii – stoją przed zupełnie nowymi wyzwaniami.
W ubiegłym roku o tej porze większość polonijnych szkół znała już liczbę uczniów i plan roku szkolnego. W tym roku jest to wielka niewiadoma. Polskie szkoły, zdecentralizowane, niezależne, prywatne placówki edukacyjne, stanęły przed trudnymi decyzjami i ogromnymi wyzwaniami organizacyjnymi i finansowymi.
Dyrektorów polskich szkół obowiązują przepisy stanowe i archidiecezjalne, ponieważ wiele polonijnych organizacji prowadzących szkoły wynajmuje budynki od amerykańskich szkół publicznych i parafialnych szkół katolickich. Od dyrektorów szkół – którzy korzystali z budynków należących do lokalnych kuratoriów oświatowych – wiemy, że w wielu przypadkach nie będzie już możliwy wynajem tych obiektów. „Są już szkoły, które otrzymały informację, że ich zajęcia piątkowo-sobotnie są potraktowane w szkołach amerykańskich jako zajęcia dodatkowe, a te zostały odwołane przez wszystkie dystrykty. Tym samym, szkoły te są zmuszone do tego, żeby pracować zdalnie z dziećmi i młodzieżą” – mówi nam Ewa Koch, wiceprezes Zrzeszenia Nauczycieli Polskich w Ameryce. Właśnie z tego powodu, do nauczania zdalnego przygotowuje się jedna z polskich szkół na zachodnich przedmieściach Chicago, której dyrekcja na początku wakacji została poinformowana, że nie będzie możliwy wynajem budynku. Próby wynajęcia innego budynku spełzły na niczym, wobec czego stworzony został plan nauki zdalnej, a rodziny zostały uprzedzone, że kolejny rok szkolny będzie wyglądać inaczej niż dotychczas. Nie jest to jedyna szkoła w takiej sytuacji.
W kończącym się właśnie tygodniu o krok do przodu posunęły się sprawy szkół będących pod zarządem archidiecezji – wiadomo, że piątkowe i sobotnie zajęcia będą mogły się w nich odbywać, natomiast ostateczna zgoda leży w rękach proboszczów. „Budynki przy parafiach często stoją puste, nie stoi więc nic na przeszkodzie, żeby uczyły się tam polskie dzieci w ramach zajęć w polskiej szkole. Utrzymywanie higieny, czystości, wszystkich tych przepisów, które obowiązują w stanie, będzie w miarę proste” – tłumaczy Ewa Koch.
Choć w marcu, kiedy gubernator Pritzker zamknął wszystkie szkoły w Illinois, a wcześniej zrobiła to archidiecezja, polskie szkoły dosyć sprawnie przeszły na inny, zdalny system nauki, to wielu nauczycieli i uczniów zderzyło się boleśnie z system nieznanym, nowym i wymagającym przygotowania innych narzędzi i zmiany trybu pracy. Wiosną decyzja o wyborze narzędzi do nauczania zdalnego należała do dyrektorów poszczególnych placówek i samych nauczycieli, stąd różnorodność rozwiązań – często testowanych metodą prób i błędów. Teraz szkoły mają okazję przygotować się lepiej do konieczności nauczania zdalnego w najbliższym semestrze.
Dyrektorzy informują, że zaznajomili swoich nauczycieli z platformami takimi jak Zoom i Google Meet, niektóre wybrały jako narzędzie wspomagające Google Classroom. „Jest dużo lepiej niż było, lepiej radzą sobie nauczyciele młodsi, ale przede wszystkim ci, którzy pracują również w szkołach amerykańskich i mają w ręku narzędzia, są lepiej przygotowani od strony czysto technicznej” – mówi Ewa Koch. „Kiedy zamknięto szkoły w marcu, nie byliśmy ani gotowi, ani przyzwyczajeni do takiego, innego kontaktu z dziećmi” – przyznaje nauczycielka z 25-letnim stażem z południowych przedmieść Chicago. „Po prostu nie było też takiej konieczności”. „To kontakt osobisty był podstawową formą nauczania i był najważniejszy. Zamknięcie szkół było również ogromnym zaskoczeniem, nie zdawaliśmy sobie sprawy, że to może trwać tak długo” – przyznaje Ewa Koch.
Podzieleni w opiniach na temat nauki zdalnej w polskich szkołach są rodzice. Wrze na internetowych grupach polskich mam na Facebooku. „Co robicie z polską szkołą?” – pytały już w czerwcu mamy zawiedzione tymczasowymi rozwiązaniami. „Żeby uczyć efektywnie przez Internet, nie wystarczy wysłać dziecku listy zadań do zrobienia”– mówi Sylwia, mama dwójki dzieci, które uczęszczają do dużej polskiej szkoły na północy Chicago. „Dlatego w tym roku odpuszczamy polską szkołę, dzieci muszą odetchnąć od ekranów przynajmniej w sobotę i niedzielę, bo będą mieć naukę w zdalną w amerykańskiej szkole przynajmniej do listopada.”
„Nic nie zmieniam” – mówi z kolei Maria, mama 4 dzieci, z których trójka chodziła w ubiegłym roku do polskiej szkoły na zachodnich przedmieściach Chicago. „Dzieci będą ‘chodzić’ do szkoły tak, jak w poprzednim roku, niezależnie od sytuacji, podobnie jak będą ‘chodzić’ do szkoły amerykańskiej w formie, jaka będzie przygotowana przez dystrykt, prawdopodobnie hybrydowej” – mówi. „Nie jest to może specjalnie dla nich atrakcyjne, ale nie chcę, żeby dzieci traciły rytm nauki, rok i kontakt z językiem polskim. Wiosną jakoś się to udało”.
Jednak sytuacja wiosną była inna, bo większość rodziców musiała, przynajmniej chwilowo, zatrzymać się w domu i mogła wspierać dzieci w nauce przez Internet. Teraz zdecydowana większość rodziców wróciła do pracy i codziennych zajęć. „Obawiam się, że duża część rodziców nie jest zadowolona ze zdalnego nauczania, czy to w polskich szkołach, czy w amerykańskich i składają się na to różne czynniki” – przyznaje Ewa Koch. „Głównym atutem polskich szkół jest bezpośredni kontakt z uczniem i zanurzenie w środowisku, które mówi w języku polskim” – mówi. „To jest szkoła nadobowiązkowa, żeby dziecko chciało do szkoły chodzić, musi ją lubić. Musi być cierpliwy, życzliwy nauczyciel, który w tej szkole na dziecko czeka. Czasem trzeba się pobawić, czasem pożartować, porozmawiać, zmobilizować, a w dużej części Internet nam to zabiera”.
Nauczyciele zalecają jednak, żeby dzieci z polskich szkół nie wypisywać. „Jeżeli mogę zaapelować do rodziców, to proszę, żeby w szkołach zostali. To na pewno nie będzie tak zawsze, za jakąś ‘chwilę’ sytuacja się zmieni. Może będzie lekarstwo, a może szczepionka, myślmy pozytywnie, starajmy się, żeby dzieci jednak w tych szkołach zostały, bo trzeba sobie powiedzieć, że dzieciom, które teraz zrezygnują, ciężko będzie do szkół powrócić” – mówi Ewa Koch. „W szkole jest mobilizacja, zdrowe współzawodnictwo z kolegami i koleżankami, nauczyciel, który zachęci, wspomoże, wytłumaczy i jest tam zawsze o określonej godzinie”. Podobnie do nauczycieli apeluje Halina Szarzyna, dyrektor Polskiej Szkoły im. św. Jana Pawła II w Lemont: „Nie poddawajcie się Państwo. Zapiszcie swoje dzieci do szkoły”.
Z informacji od dyrektorów szkół wygląda na to, że na polską szkołę w tym roku zdecyduje się średnio 60-70 proc. rodziców dzieci uczących się dotąd w polonijnych placówkach.
„Mniejsze obłożenie szkół będzie problemem dla szkół” – mówią zgodnie dyrektorzy. Niezależnie od liczby uczniów, szkoły ponoszą stałe koszty, których nie da się ograniczyć. Do tego dochodzą dodatkowe koszty dezynfekcji i sprzątania innego, niż w poprzednich latach. Szkoły nie będą mogły również korzystać z pomocy rodziców i wolontariuszy. „My ze swojej strony będziemy robić wszystko, aby ta nauka była dla naszych uczniów przyjemna i nie obciążała rodziców” – deklaruje Barbara Musiał, Dyrektorka Polskiej Szkoły św. Faustyny w Lombard.
Katarzyna Korza
[email protected]
Reklama