Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
czwartek, 26 grudnia 2024 09:02
Reklama KD Market

Uciekający tata

Na studiach miałam pewną wykładowczynię, z której ust dość często padały słowa: „Mężczyzna jest po to, aby polował na jelenie” czyli zdobywał pożywienie, zarabiał pieniądze. Wtedy zarówno mi, jak i wielu studentom wydawało się to dość zabawne i trochę nieaktualne, ale życie pokazuje, że nie była to opinia ani przedawniona, ani odosobniona. Co więcej, znajduje ona swych propagatorów zarówno wśród kobiet, jak i mężczyzn, a nawet wśród rodziców. Być ojcem Rola mężczyzny w wychowaniu dziecka zmieniała się na przestrzeni lat. Przez długi czas, w wielu społeczeństwach dominował tradycyjny obraz, gdzie ojciec był „głową rodziny”. Surowy, konsekwentny, wyznaczający zadania innym członkom rodziny oraz żywiciel rodziny. Sytuację, dodatkowo pogłębiła rewolucja przemysłowa, która niejako wymusiła na mężczyznach opuszczenie domów i zajęcie się wspomnianym „polowaniem na jelenie”, czyli pracą zawodową na zewnątrz. Z czasem nieobecność ojca, który zarabiał na utrzymanie, stała się normą, a młodzi mężczyźni nie znali innego wzorca. Sytuacja zaczęła się mocno zmieniać w drugiej połowie XX wieku, kiedy pojawiło się przekonanie, że każdy człowiek jest zdolny do twórczego rozwoju, a ponadto mężczyźni i kobiety mogą stworzyć zupełnie nową jakość działając wspólnie, jako partnerzy. Z jednej strony, mężczyźni „dostali przyzwolenie” na okazywanie emocji, realizację siebie, a z drugiej stracili władzę i dominację w rodzinie. Ojcowie dodatkowo stanęli przed trudnym wyzwanie odnalezienia siebie w tym zmieniającym się świecie. Poradzę sobie sama W tej nowej sytuacji próbują odnaleźć się również kobiety, które z jednej strony dostają możliwość skorzystania z męskiego wsparcia, ale z drugiej, niejednokrotnie wcale nie chcą dzielić się swoją dominującą rolą w opiece nad dzieckiem. Wiele kobiet uważa, że świetnie sobie radzą same, nie proszą o pomoc, o zaangażowanie, bo same wszystko zrobią szybciej, bez tłumaczenia i prowadzenia kogoś za rękę. Tymczasem niejeden mężczyzna zdaje się czekać na swoją kolej, na dopuszczenie go do dziecka, do przejęcia części obowiązków. Być może jest w tym zbyt bierny. Samo czekanie nie wystarczy, tutaj potrzeba świadomej decyzji i mocnego stanowiska: „Ja też tutaj jestem i chcę się zaangażować!”. Potrzebne jest również zrozumienie ze strony kobiety, że mężczyzna nie jest obserwatorem, ale może być i jest współodpowiedzialny za wychowanie dziecka. Nie nadaję się na ojca Niektórzy uświadamiają sobie ten fakt wcześniej, ale są i tacy, którzy orientują się, kiedy dziecko jest już na świecie. Maleństwo może mężczyznę onieśmielać. On – duży i silny, ma zacząć opiekować się tą delikatną kruszynką, co więcej często pod dyktando kobiety. To może nie być łatwe. Na pewno wymaga dojrzałości, odpowiedzialności i uświadomienia sobie, że nie zawsze wszystko będzie tak, jak sobie zaplanowałem, czy wymyśliłem. Część nie jest w stanie udźwignąć odpowiedzialności, niektórzy dodatkowych obowiązków, jeszcze inni zmian w związku, jakie przynosi ze sobą dziecko. Mogłabym tak wymienić jeszcze przynajmniej kilka przeszkód, ale najczęściej widzę w takim ojcu mężczyznę, który się poddał, który nie potrafi, lub nie chce znaleźć sposobu, aby walczyć o swoją rodzinę, więc łatwiej jest mu uznać, że nie nadaje się na ojca. Między światami Naprzeciwko mężczyzn, którzy odpuścili są Ci, którzy mimo wszystko chcą coś zmienić. Stają oni oko w oko ze stereotypami i walczą o swoje miejsce przy dziecku, o swoją niezwykle ważną rolę w życiu potomka, dostrzegają przed sobą nowe możliwości, jakie oferuje im bycie blisko dziecka. Czy pomiędzy tymi typami ojców jest pustka? Oczywiście, że nie. Są też tacy, którzy nie mieli wzoru ojcowskiej bliskości, a jednocześnie teraz sami chcieliby stworzyć rodzinę, w której oni, jako ojcowie będą obecni i wspierający. Często nie wiedzą jak to zrobić, stoją niejako w rozkroku, między dwoma światami, gdzie w jednym chcieliby dominować, a w drugim być blisko. W efekcie uciekają tam, gdzie jest im łatwiej się odnaleźć, gdzie sami mogą stanowić o sobie, w pracę, hobby, znajomych, tylko od czasu wracając na grunt rodzinny, kiedy wymaga tego sytuacja. Zmiany społeczne i kulturowe nie są łatwe zarówno dla mężczyzn, jak i dla kobiet, ale jak zawszy wygrywa ten, kto łatwiej i szybciej dopasuje się do sytuacji. Warto w tym wszystkim pamiętać o tym, że zmiany są możliwe jeżeli tylko mamy odwagę zawalczyć o to, co dla nas ważne, zamiast wciąż uciekać. Nawet nie będąc w związku z matką dziecka można nadal być ojcem, który interesuje się i dba. Tutaj nie ma czasu na wahanie i rozmyślania, dzieci zbyt szybko dorastają. Iwona Kozłowska jestem pedagogiem, mediatorem, a także Praktykiem i Masterem Emotion NLP. Od 2006r. pracuję z dziećmi, młodzieżą, a także ich rodzicami, nieustannie poszerzając swój warsztat pracy. Po godzinach natomiast jestem całkiem zwyczajną mamą, której również zdarza się nadepnąć na rozrzucone klocki, czy też mierzyć się z wyzwaniami pod tytułem: „Nie chcę jeszcze iść się myć!”, lub „Jeszcze tylko 5 minut…” Moją wielką pasją jest odkrywanie i wspieranie potencjału jaki drzemie w każdym dziecku i w każdym rodzicu. Głęboko wierzę, bo widzę to na swoim przykładzie, że nawet mając dzieci u boku, można realizować swoje marzenia i cele. Jednocześnie, takim podejściem można „zarażać” swoje dziecko, następnie je wspierać, a później wzajemnie się motywować i czerpać ze swoich doświadczeń. Prowadząc MamoKompas pomagam mamom sprawić, aby ich podróż wychowawcza była przyjemna, ciekawa i wzbogacająca!
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

ReklamaDazzling Dentistry Inc; Małgorzata Radziszewski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama