Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
wtorek, 1 października 2024 14:15
Reklama KD Market
Reklama

Gdy człowiek planuje

Rok 2020 zaczął się tak niewinnie. Pamiętam, jak witałam go w sali pod kościołem na rodzinnym balu bezalkoholowym, na który wybrałam się z dużą dozą sceptycyzmu. Jednak perspektywa spędzenia nocy z rodziną, z dziećmi które tak mało widzę, wydawała się dość kusząca, a zabawa okazała się lepsza niż przewidywałam. I choć od lat nie robię noworocznych postanowień, i staram się dzień po dniu robić najlepszy użytek z tego, co przynosi życie, to  jednocześnie czuję, że teraz bardziej niż kiedykolwiek wiem, czego chcę i dokąd dążę. Pierwszego stycznia, stojąc nad brzegiem jeziora Michigan w rejonie Planetarium Shedda analizowałam listę planów i celów, która mimochodem wytworzyła się w mojej głowie. To będzie wreszcie ten rok, kiedy zacznę więcej wychodzić i spotykać się z ludźmi. Przestanę mówić ‘nie’ innym, ale przede wszystkim sobie. Rok nawiązywania nowych kontaktów i zawierania nowych przyjaźni. Rok zdrowego egoizmu, odsunięcia trochę na bok obowiązkowych ról, rok powrotu do niektórych, zakurzonych nieco marzeń – choć słowo to na pewno wymagać będzie oswojenia. Zacznę tu, blisko, w moim ukochanym Chicago. Pojadę odkrywać te odległe dzielnice, do których jeszcze nie dotarłam. Przejadę wreszcie rowerem całe 18 mil nadbrzeżnego szlaku – od Edgewater aż do 71st Street. Nie odpuszczę tym razem letniej serii koncertów w Millennium Park. Popłynę kajakiem po Chicago River przy zachodzie słońca i wybiorę się na tę wycieczkę śladami chicagowskich gangsterów i duchów. Wieczorem wyjdę czasem z mężem do baru na piwo lub lampkę wina. Kto wie, może nawet przelecę się helikopterem nad Chicago  – z tego heliportu, który często mijam w drodze na zakupy. Jeśli oczywiście strach mnie nie zje. Pięć miesięcy później, spacerując po raz tysięczny po tej samej dzielnicy, w parku, w którym znam już każdą płytę chodnikową, każde drzewo i każdą dziurę w nawierzchni, napotykani ludzie w maskach omijają mnie szerokim łukiem. Włączam muzykę w słuchawkach i jadę rowerem zobaczyć zachód słońca – na pobliski wiadukt na autostradzie. Wieczorem mąż serwuje lampkę wina – przy stoliku ogrodowym. Nad głową zaczyna krążyć jakiś helikopter – stacji telewizyjnej. Następnego dnia, przejeżdżając wcześnie rano przez miasto duchów, zauważam w mojej dzielnicy ślady współczesnych chicagowskich gangsterów – nowe graffiti. Jest takie powiedzenie, że ,,człowiek planuje, a Bóg się śmieje”. Śmieję się również ja, bo co nam dziś pozostało, po trzech miesiącach zamkniętego Chicago i ulicznych rozruchach minionego weekendu. Jak śpiewał John Lennon, ,,życie jest tym, co wydarza się, gdy jesteśmy zajęci robieniem innych planów”. Chyba lepiej było pozostać przy tym jednym postanowieniu, by dzień po dniu robić najlepszy użytek z tego, co przynosi życie. Joanna Marszałek Ustronianka i chicagowianka, na emigracji od 2000 roku. Ciekawa świata, złakniona wiedzy, nieustannie szuka przygód, guza i dziury w całym. Szczególnie wyczulona na ludzką krzywdę i niesprawiedliwość na świecie. Zainteresowana tematami społecznymi, imigracyjnymi, kryminalnymi oraz niezwykłymi historiami zwykłych ludzi. Absolwentka Wydziału Dziennikarstwa Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz Visual & Communication Department w City Colleges of Chicago. Od 2016 r. z dumą piastuje stanowisko kierownika działu społecznego „Dziennika Związkowego”.

Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama