Po zamknięciu ulic, zablokowaniu ramp na autostradzie i podniesieniu mostów, druga doba protestów po śmierci George’a Floyda, w nocy z niedzieli na poniedziałek, upłynęła spokojniej w śródmieściu Chicago, lecz zamieszki koncentrowały się w południowych i zachodnich dzielnicach oraz na przedmieściach. Burmistrz zapowiada pomoc w odbudowie zdewastowanych dzielnic.
Podczas gdy w niedzielę w śródmieściu Chicago, oprócz w większości pokojowych protestów, trwały prace porządkowe i naprawcze, w południowych i zachodnich dzielnicach rozbijano szyby w witrynach sklepowych, plądrowano centra handlowe, dewastowano ulice i niszczono mienie publiczne.
Demonstracje i zamieszki w całym kraju były następstwem śmierci czarnoskórego mieszkańca Minneapolis, George’a Floyda, z rąk białego policjanta w poniedziałek 25 maja.
Burmistrz Chicago Lori Lightfoot podczas poniedziałkowej porannej konferencji prasowej zaprzeczyła oskarżeniu, że ze względu na sytuację w śródmieściu inne rejony miasta zostały zaniedbane przez policję.
„Przemoc i grabieże rozprzestrzeniały się błyskawicznie” – tłumaczyła burmistrz. Podkreśliła, że żadna część miasta nie jest mniej ważna niż inna, a tym bardziej zachodnie i południowe rejony, w które burmistrz stara się inwestować od początku swojej kadencji.
Siły policyjne, zdaniem Lightfoot, zostały rozdysponowane w całym mieście, lecz zostały przytłoczone liczbą zgłoszeń dotyczących aktów przestępczości i wandalizmu. Tylko w ciągu jednej doby do miejskiej centrali 911 wpłynęło 65 tys. telefonów – o 50 tys. więcej niż w przeciętny dzień – powiedziała burmistrz.
W poniedziałek od rana miejskie śmieciarki, pojazdy departamentu oczyszczania miasta (Streets and Sanitation) i wodociągów miejskich pojawiły się w zachodnich i południowych rejonach miasta, by oszacować straty i uczestniczyć w pracach porządkowych. Burmistrz powiedziała również, że w pracach ewaluacji szkód i odbudowy uczestniczyć będzie personel jej biura.
„Nie zostawimy naszego miasta w chaosie” – powiedziała Lightfoot.
Obecny na konferencji prasowej szef chicagowskiej policji David Brown przedstawił zatrważające statystyki: w ciągu doby z niedzieli na poniedziałek aresztowano 699 osób, z czego przeważająca większość to szabrownicy plądrujący sklepy na południu i zachodzie Chicago. Zarekwirowano 64 sztuki broni. W zamieszkach rannych zostało 132 policjantów. Łącznie w ciągu doby doszło do 48 strzelanin, w których 17 osób straciło życie.
Również towarzysząca burmistrz szefowa miejskiego departamentu zdrowia publicznego, dr Allison Arwady, przypomniała, że koronawirus nadal jest realnym zagrożeniem w Chicago. Zaapelowała do osób, które podczas weekendowych protestów gromadziły się bez masek oraz łamiąc zasadę sześciostopowego odstępu od innych, o poddanie się 14-dniowej kwarantannie.
Weekendowe zamieszki zagroziły również planom otwarcia Chicago po 2,5 miesiącach rozporządzenia stay-at-home. Stopniowa reaktywacja lokalnej gospodarki i powrót do normalności miały rozpocząć się w środę 3 czerwca.
Do zamieszek dochodziło w niedzielę również na przedmieściach. Wiele lokalnych władz zdecydowało się na zamknięcie centrów handlowych i apelowało do mieszkańców o pozostanie w domach. Wandalizm i plądrowanie sklepów zgłoszono m.in. w Lombard, North Riverside, Waukegan, Aurorze, Orland Park. Niektóre lokalne samorządy wprowadziły własną godzinę policyjną.
W Chicago w poniedziałek nadal obowiązywała godzina policyjna od 9 pm do 6 am. Dostęp do śródmieścia możliwy był jedynie dla mieszkańców oraz pracowników. Decyzją burmistrz i gubernatora Illinois porządku w mieście pilnuje, oprócz lokalnej policji, Gwardia Narodowa Illinois.
Joanna Marszałek
[email protected]
Reklama