Decyzję o szyciu maseczek ochronnych Agnes Boateng Gubas (Agnieszka Gubaś) podjęła 26 marca, w dniu w którym otrzymała e-mail ze sklepu dekoracyjno-krawieckiego Jo-Ann Store Fabric and Craft proponującego ochotnikom przyłączenie się do narodowej akcji szycia masek dla personelu medycznego, w związku z szalejącą w amerykańskich miastach i na świecie pandemią koronawirusa.
Dla Agnieszki była to bardzo personalna decyzja, ponieważ e-mail ze sklepu przyszedł na dzień, przed 7 rocznicą śmierci jej matki, która z powodu nowotworu, z przerzutami na płuca odeszła w cierpieniach podobnych tym, jakich doświadczają umierający na koronawirusa. Agnieszka własnej matki ocalić nie mogła, ale uświadomiła sobie, że szyjąc maski przyczyni się do zabezpieczenia wielu osób przed chorobą bądź śmiercią.
Nigdy wcześniej żadnej maski nie uszyła, ale wierzyła, że choć szyje tylko okazjonalnie, robi to bardzo dobrze.
Po podjęciu decyzji przystąpiła do jej realizacji, na miarę swoich sił i możliwości – bo jest samotną matką dwojga dzieci i boryka się z problemami zdrowotnymi. Na dodatek nie miała też własnej maszyny do szycia, ale postanowiła ją zdobyć.
Na wezwanie o potrzebnej maszynie odpowiedziała jedna z matek z polskiej szkoły im. gen. Kazimierza Pułaskiego w Harwood Heigths, gdzie Agnieszka od kilkunastu lat pomaga społecznie. Od innych otrzymała też tkaniny. I tak z pomocą wielu osób dobrej woli rozpoczęła produkcję masek ochronnych na szerszą skalę. O tym co robi, pisała w e-mailach do osób związanych ze szkołą, do przyjaciół. Wiadomość o jej nieodpłatnych usługach z materiałów rozchodziła się szybko pocztą pantoflową.
Zainteresowani podawali wymiar twarzy osoby, dla której była przeznaczona maska, wieszali torbę z materiałem i numerem telefonu na skrzynce pocztowej przed domem Agnes Boateng Gubas, a ona przystępowała do szycia.
Każdy detal maski ochronnej był przez nią właściwie dopracowany. Naturalna tkanina musiała być nie tylko dokładnie wymierzona, skrojona i podwójnie zszyta, i koniecznie z drucikiem. – Używam drucik, który owijam taśmą izolacyjną jako usztywniacz, horyzontalnie, tak jak mają to jednorazowe maski. Jest to długi i mozolny proces, ale warto – opowiadała nam Agnieszka.
Wszystkie maski mają wszyte gumki, z czasem, z powodu deficytu zastąpione przez elastyczne nitki, na które nakłada się koraliki. Po uszyciu masek Agnes Boateng Gubas prasuje je parą, a potem czeka na odbiór przez tych, którzy o nie prosili. Dla najbliższych, przyjaciół uszyła maski z nowych obrusów, które dawno temu otrzymała od śp. mamy. Część z nich wysłała w prezencie bliskim do Anglii. Wiele masek trafiło do chorych, których zna – zaprzyjaźnionych pielęgniarek, absolwentów polskiej szkoły Pułaskiego, gdzie uczęszczały jej córki Gabriela i Anna oraz do policji i służb walczących z pandemią.
Agnes (Agnieszka) Boateng Gubas w tym co robi, widzi głęboki sens, ponieważ zdrowie i ludzkie życie są dla niej wartościami najcenniejszymi.
Tekst: Jola Plesiewicz
Zdjęcia: Gabriela Gubas
Reklama