Były wiceprezydent Joe Biden zwyciężył we wtorkowych prawyborach Demokratów w stanach Idaho, Missouri, Missisipi i Michigan. Tym samym stał się zdecydowanym faworytem do uzyskania nominacji w listopadowych wyborach prezydenckich.
Najważniejsze głosowanie odbyło się w Michigan. Z uwagi na 125 delegatów wyłanianych przez ten stan, media określały go w ostatnich dniach mianem "klejnotu w koronie" obecnej kampanii.
Główny rywal Bidena w walce o nominację Bernie Sanders liczył na to, że poparcie klasy robotniczej z obszaru nad Wielkimi Jeziorami da mu nową szansę. Przed czteroma laty - wbrew sondażom - pokonał w Michigan swoją ówczesną partyjną kontrkandydatkę Hillary Clinton.
Po przeliczeniu 85 proc. głosów z tego stanu uważany za socjalistę Sanders może jednak liczyć na poparcie zaledwie na poziomie 38 proc. To aż o 15 punktów procentowych mniej od wyniku uzyskanego przez Bidena.
Były wiceprezydent zdecydowanie wygrał też z Sandersem w Missouri (60 proc. do 35 proc.) i Missisipi (81 proc. do 15 proc.), głównie dzięki masowemu poparciu ze strony wyborców afroamerykańskich. Zwyciężył również w Idaho, ale najprawdopodobniej przegra w niewielkiej Dakocie Północnej.
Trwa liczenie głosów w stanie Waszyngton. Obaj pretendenci do nominacji Demokratów - po przeliczeniu ok. dwóch trzecich głosów - mogą w tym stanie liczyć na ok. 33 proc. poparcia; niewielką przewagę zdaje się mieć Sanders. Przed czteroma laty socjalistyczny senator zdecydowanie zwyciężył w Waszyngtonie.
W pierwszych komentarzach media odnotowują, że Bidenowi udało się utrzymać impet swej kampanii po zwycięstwie w ubiegłym tygodniu w 10 spośród 14 stanów w ramach głosowań tzw. superwtorku. Portal The Hill ocenia, że ścieżka dla nominacji Sandersa "zwęża się". Associated Press pisze, że kampania senatora ze stanu Vermont "znalazła się na rozdrożu".
Na wtorkowy wieczór nie zaplanowano żadnego publicznego wystąpienia Sandersa. Senator pojechał do swojego rodzinnego stanu Vermont. Jego doradcy zapewniają w mediach społecznościowych, że Sanders nosi się z zamiarem wystąpienia w kolejnej debacie telewizyjnej.
Po odnotowaniu kolejnego dobrego wyniku na publiczne wystąpienie zdecydował się natomiast Biden. W Filadelfii wezwał Demokratów do jedności. "Mamy wspólny cel i razem pokonamy (prezydenta USA Donalda) Trumpa" - zapewnił. Słowa Bidena są interpretowane jako gest w kierunku zwolenników Sandersa. Były wiceprezydent podziękował socjaliście i jego zwolennikom za "niestrudzoną energię i pasję".
Od superwtorku w ubiegłym tygodniu jest jasne, że rywalizacja wśród Demokratów ogranicza się teraz do pojedynku Bidena z Sandersem. Na pozycji faworyta umacnia się ten pierwszy, a do jego kampanii dołącza coraz więcej polityków Partii Demokratycznej, którzy deklarują poparcie dla tej kandydatury.
W trakcie spływania wyników z wtorkowych prawyborów Bidena poparł Andrew Yang, biznesmen i były pretendent do nominacji Partii Demokratycznej. "Popieram Joe Bidena. Arytmetyka mówi, że Joe jest naszym kandydatem. Potrzebujemy jedności w partii. Powinniśmy rozpocząć pracę nad pokonaniem Donalda Trumpa" - ogłosił.
To kolejna deklaracja poparcia dla Bidena w ostatnich dniach. Na początku marca na taki krok zdecydowali się inni dotychczasowi pretendenci do nominacji Demokratów m.in. były burmistrz miasta South Bend w stanie Indiana Pete Buttigieg oraz senator Amy Klobuchar.
Deklaracja Yanga jest dla Bidena o tyle istotna, iż ten milioner i syn imigrantów z Tajwanu cieszy się sporym poparciem progresywnego skrzydła Demokratów, a były wiceprezydent uznawany jest za polityka umiarkowanej frakcji tej partii. Głównym postulatem kampanii Yanga była konieczność wprowadzenia minimalnego dochodu podstawowego dla każdego Amerykanina.
Biden, faworyt partyjnego establishmentu, po wtorku powiększy swoją przewagę nad Sandersem w liczbie delegatów wybierających partyjnego kandydata na prezydenta. Według szacunków "New York Times" może teraz liczyć łącznie na 822 delegatów, a Sanders na 663.
To właśnie wtorkowe głosowania, głównie w stanie Michigan, miało stanowić dla Sandersa ostatnią szansę na włączenie się do poważnej rywalizacji o Biały Dom. We wszystkich pozostałych marcowych prawyborach przed czteroma laty pokonała go Clinton. Sondaże dla socjalisty szczególnie niekorzystnie przedstawiają się na Florydzie.
Z prawyborów Biden wychodzi więc jako zdecydowany faworyt do otrzymania partyjnej nominacji. Mimo kilku zwrotów akcji w tegorocznej kampanii mało prawdopodobny jest na tym etapie inny scenariusz - twierdzą eksperci.
Demokraci ostatecznie mają wskazać kandydata na prezydenta w lipcu. Wybory prezydenckie, w których o reelekcję z ramienia Republikanów ubiega się Donald Trump, zaplanowano na 3 listopada. We wtorek prezydent formalnie zapewnił sobie poparcie delegatów Republikanów z kolejnych stanów i nie ma de facto w partii konkurenta.
Prawybory przebiegały w cieniu epidemii Covid-19. Z powodu zagrożenia jakie niesie koronawirus dla zdrowia publicznego zarówno Biden, jak i Sanders odwołali zaplanowane na wtorek spotkania wyborcze w stanie Ohio.
Z Waszyngtonu Mateusz Obremski (PAP)
Reklama