Rozmowa z Grażyną Auguścik w przededniu 4. festiwalu Chopin in the city.
„Inspirują mnie przede wszystkim spotkania z muzykami. Niektórych nie znam osobiście, niektórych tylko ze sceny, niektórych z nagrań. W życiu codziennym inspiruje mnie muzyka. Jej brak przekłada się na życie codzienne. Kiedy gram mniej koncertów, źle śpię, jestem poirytowana. Przyczyny takiej sytuacji upatruję w braku muzyki, zawsze dzieje się tak wtedy, kiedy niewystarczająco realizuję się w tym, co kocham najbardziej.”
Katarzyna Korza: – Przed nami czwarta już edycja festiwalu Chopin w mieście. Jakie nowości przygotowała pani dla słuchaczy?
Grażyna Auguścik: – Przede wszystkim innych artystów niż w poprzednich latach. Mamy wydarzenia nadzwyczajne, ja osobiście polecam zwrócić uwagę na wspaniałe Svetlanę Belsky na pianinie i Martę Szlubowską na skrzypcach w środowe popołudnie, 26 lutego. 22 lutego gram w Green Mill Jazz Club ze swoim zespołem, również serdecznie zapraszam. Oficjalne otwarcie festiwalu będzie miało miejsce w Konsulacie RP, w programie mamy również wydarzenia dla dzieci. Wszystkie szczegółowe informacje znajdują się na stronie www.soundsandnotes.org. Myślę, że festiwal zadomowił się w Chicago, a jego idea, czyli prezentowanie muzyki polskiej przez artystów klasycznych lub jazzowych przyjeżdżających z Polski lub mieszkających tutaj, sprawdziła się nadzwyczajnie w Chicago, mieście wielonarodowym. Chopin jest ponadczasowy, ja osobiście, jako muzyk jazzowy, uważam, że i Chopin był muzykiem jazzowym. Jego muzyka w tamtych czasach opierała się na improwizacji, dokładnie tak, jak jest w jazzie. Chopin jest mi również bliski ze względów estetycznych, stylistycznych – każda nuta Chopina jest dla mnie na wskroś polska, a ja bardzo intensywnie muzykę polską odczuwam.
Mówimy o odczuwaniu muzyki Chopina przez panią. A jak muzyka prezentowana w ramach festiwalu jest odbierana przez słuchaczy?
– Wszyscy czekają na ten festiwal, dla mnie jest to najlepsza recenzja tego, co zdarzyło się w jego ramach w ubiegłych latach. Ale mnie to nie dziwi, bo festiwal skonstruowany jest w taki sposób, że mamy i koncerty klasyczne, i jazzowe, i awangardowe, na pograniczu różnych stylów muzycznych. W związku z tym każdy może wybrać to, co go interesuje. Niektórzy czekają na koncerty awangardowe, inni na koncert ze sztuką wizualną, inni na wydarzenia teatralne. Każdy może znaleźć coś dla siebie, coś, co bardzo lubi.
Gdyby miała pani przed sobą osobę, która muzyki tak głęboko nigdy nie doświadczyła, a chciała uczestniczyć w festiwalu, zasiąść na widowni i posłuchać muzyki, to które wydarzenie poleciłaby pani takiej osobie?
– Bardzo trudne pytanie. Przywodzi mi na myśl sytuację z mojego życia, kiedy moja siostra zaprosiła na mój koncert koleżankę, a ta zupełnie nie znała muzyki jazzowej. Od czasu koncertu, ta koleżanka jest moją wielką fanką i fanką muzyki jazzowej. Odpowiadając na pytanie, myślę, że każdy może pójść na każdy koncert. Z ciekawości! Jednych może nudzić klasyka, innych – zniecierpliwić jazz. Jeszcze innych zniechęcić teatr. Ale myślę, że dopóki nie przyjdziemy i nie doświadczymy, będzie trudno powiedzieć, co tak naprawdę lubimy. Serdecznie zachęcam do takich prób, nasz festiwal to znakomita ku temu okazja.
Jeśli mowa o inspiracjach i o tym, co nas rozwija, to co panią inspiruje? Zarówno muzycznie, jak i w pracach poprzedzających festiwal?
– Inspirują mnie przede wszystkim spotkania z muzykami. Niektórych nie znam osobiście, niektórych tylko ze sceny, niektórych z nagrań. W życiu codziennym inspiruje mnie muzyka. Jej brak przekłada się na życie codzienne. Kiedy gram mniej koncertów, źle śpię, jestem poirytowana. Przyczyny takiej sytuacji upatruję w braku muzyki, zawsze dzieje się tak wtedy, kiedy niewystarczająco realizuję się w tym, co kocham najbardziej. Inspirują mnie również spotkania ze słuchaczami. Uwielbiam rozmowy po koncertach, mimo że nie zawsze jestem w takiej kondycji, żeby rozmawiać. A mimo to, nie potrafię sobie tego odmówić, bo i słuchacz jest jeszcze w emocjach, i ja ciągle mam w sobie tę adrenalinę, która towarzyszy graniu. To bywają niesamowite rozmowy.
O czym opowiadają pani słuchacze?
– Czasem opowiadają o swoich przeżyciach, czasem o tym, jakie mieli oczekiwania i jak to się spotkało z muzyką płynącą ze sceny. Polska publiczność przychodzi na koncerty, żeby coś przeżyć. Ja to rozumiem, dla mnie również wyjście na koncert to swego rodzaju święto, mam swoje oczekiwania. I o tych przeżyciach często rozmawiamy.
A wracając jeszcze do inspiracji…
– Tak, tak! Chciałam jeszcze powiedzieć, że samo życie mnie inspiruje, nawet ciężkie wyzwania. Wymyślam mnóstwo rzeczy, mam taką skłonność, że sobie trochę wszystko komplikuję. Mogłam przecież nie robić tego festiwalu, a jednak zrobiłam. Muszę otwarcie powiedzieć, że nie jest to takie proste, żeby zrobić niszowy festiwal bez stałego zaplecza finansowego. A to już będzie czwarta edycja, również dzięki temu, że mam przy sobie ludzi wierzących, że warto, nawet wtedy, gdy ja mam wątpliwości. Inspiracje biorą się również z takiego pozytywnego nastawienia do rzeczy, które się robi.
Powiedziała pani, że spotkania z ludźmi inspirują panią bardzo mocno, z kim chciałaby się pani spotkać na scenie? Z kim chciałaby pani grać?
– Zawsze z muzykami, którzy słuchają i reagują na to, co dzieje się na scenie. Z takimi gram i to jest dla mnie bardzo ważne, żeby dobierać sobie właśnie takich partnerów. Nie mam listy osób uznanych, znanych, z którymi chciałabym zagrać. Ja najpierw muszę poznać osobę prywatnie, dopiero wtedy mogę tworzyć muzykę. Kiedy nie ma chemii między nami, ktoś może być wirtuozem, ale na scenie nie zdarzy się nic nadzwyczajnego. A mnie chodzi w muzyce o sprzężenie muzyczne i emocjonalne.
Miała pani spotkanie na scenie muzyczne i emocjonalne, które jest dla pani szczególne?
– Oczywiście. Muzycy, z którymi gram, z którymi udaje mi się na scenie tworzyć rzeczy niepowtarzalne. Niektóre rzeczy jesteśmy w stanie zaplanować, mamy piosenki, listy utworów, robimy próby, przygotowujemy się do koncertu, ale to, co się będzie działo na scenie – tego nie da się nauczyć, opowiedzieć, wyćwiczyć. Tworzenie wspólne muzyki na żywo jest największą radością.
Ogromną radością są dla mnie występy z Paulinho Garcią. Gramy już ze sobą bardzo długo, w duecie, a czasem czuję się, jakby grała z nami cała orkiestra. Jesteśmy z dwóch odrębnych światów, innych kultur, a jednak na scenie muzyka moja i muzyka Pabla zbliżają się wyjątkowo. Co ciekawe, urodziliśmy się tego samego dnia, tego samego miesiąca. Śpiewamy bardzo różnie, mamy różne głosy, a mimo to w muzyce jesteśmy spójni.
Jestem pewna, że dokonując życiowych wyborów raz jeszcze, nigdy nie zrezygnowałaby pani ze swojej muzycznej drogi. Ale gdyby raz jeszcze wybierała pani gatunek, w którym porusza się pani muzycznie, zamieniłaby pani jazz na cokolwiek innego?
– Gdybym urodziła się dzisiaj, to chciałabym poeksperymentować z muzyką klasyczną i śpiewem klasycznym. Ja nie znam tak dobrze klasyki od strony warsztatowej, wykonawczej i emocjonalnej, nie znam wszystkich tych emocji, które towarzyszą występom klasycznym, ale wydaje mi się, że mogłabym się w tym znaleźć.
Jak zmienił się słuchacz muzyczny na przestrzeni lat? Z jakimi ludźmi spotyka się pani na koncertach?
– To zależy w jakim kraju. W Stanach Zjednoczonych na koncerty przychodzą generacje na koncerty swoich ukochanych artystów. Są takie zespoły, które grają przed nawet kilkoma generacjami, od wnuczka po babcię. Na moje koncerty przychodzą ludzie w moim wieku. Jeśli gram z młodszymi muzykami, kolegami, to przychodzi tez trochę młodszych ludzi. W Rosji na koncerty przychodzą absolutnie wszystkie generacje. Rosjanie są bardzo muzykalni, kochają muzykę i mają potrzebę słuchania jej. Tam muzyka jazzowa nie jest tak znana, więc czasem słyszałam po koncercie: „my nie wiemy, co ty śpiewasz, ale to jest piękne.” Polacy natomiast czasem są wiernymi fanami jakiegoś gatunku i wtedy już nie istnieje dla nich nic innego. Na muzykę jazzową przychodzi niewielu młodych ludzi, mimo że jest wielu ludzi młodych grających jazz.
Spełnia pani swoje marzenie, bo mamy czwartą edycję festiwalu…
– No i ja ciągle zadaje sobie mnóstwo pytań: czy to jest ta formula, czy ja sobie poradzę, bo jednak cały czas opiera się to na takich darowiznach prawie prywatnych. Ale sztuka się chyba jednak zawsze opierała się na mecenacie. Niemniej, zabezpieczanie finansowej części festiwalu to ciężka praca. Moim marzeniem jest, żeby na ten festiwal przychodziło więcej Polaków, Polonii, naszych rodaków. Ich obecność, póki co, jest skromna.
Trochę wyprzedziła pani moje pytanie, bo chciałam zapytać o marzenia i plany.
– Najbliższe plany i marzenia jednocześnie to moja autorska płyta. Realizuję ją już dość długo, więc czas najwyższy na jej dokończenie i koncerty z zespołem, który uwielbiam, i z którym uwielbiam koncertować. Wydanie własnej, autorskiej płyty jest trochę innego rodzaju odpowiedzialnością, niż granie utworów innego muzyka – inaczej rozkłada się odpowiedzialność za sukces lub porażkę.
Bardzo ważny będzie dla mnie również koncert w Polsce, połączony z projekcją filmu „Antyle Chopina”. To jest bardzo ciekawa historia o wyspie Curacao, gdzie z Paryża zawędrowała muzyka Chopina. Zresztą, świetnie się tam zadomowiła. Mieszkańcy wyspy z muzyki Chopina zrobili adaptację i stworzyli do niej taniec. Niezwykła opowieść. Reżyserem filmu jest Agnieszka Lipiec-Wróblewska.
Gdybyśmy rzucili okiem na mapę – czy nadal najlepszym miejscem do muzykowania byłoby Chicago? Stąd chciałaby pani zarządzać swoją karierą muzyczną, czy widzi pani możliwości gdzie indziej?
– Możliwości są wszędzie. Należę do osób, które wszędzie mogą zamieszkać, w wielu miejscach bardzo mi się podoba. Chicago to jest moje miejsce, tutaj mieszkam i pracuję. Polska z kolei to jest mój dom, tam się urodziłam. Z upływem czasu, coraz lepiej odnajdujemy się w swoich ojczyznach, bo emocjonalnie wracamy do korzeni. Tutaj, w Chicago, spędziłam ponad 20 lat, jest to siłą rzeczy moje miejsce, moje „podwórko”. Tutaj mam również przyjaciół. Więc nawet odpowiadając na niezobowiązujące pytanie, myślę o Chicago jak o swoim drugim domu i pewnie wybrałabym je drugi raz.
Dziękuję za rozmowę.
[email protected]
Reklama