Drodzy Czytelnicy,
Od dłuższego już czasu z okazji świąt piszę list do przyjaciół i rodziny, w którym opisuję to, co wydarzyło się w tym roku u mnie, mojej żony Lindy, mojej córki Lillian i wnuczki Luciany. Piszę o dobrych i o złych rzeczach. To był zawsze sposób, by utrzymać kontakt z rozproszonymi po kraju przyjaciółmi i rodziną – od Seattle w stanie Waszyngton, przez Tallahasse na Florydzie, Austin w Teksasie, Fairfield w Connecticut, aż po Chicago w Illinois.
Czytałem ostatnio wszystkie stare listy i zastanawiałem się dlaczego przestałem je pisać. Nie były trudne do napisania, listy do rodziny i przyjaciół nigdy nie są. Wystarczy znaleźć długopis i kartkę papieru lub iPada i zacząć. Dlaczego więc przestałem je pisać? Ostatni napisałem w 2013 roku. To było sześć lat temu. Od tego czasu było wiele świąt Bożego Narodzenia, więc dlaczego nie napisałem tych świątecznych listów. To nie tak, że nie otrzymywaliśmy ich od innych.
Tuż przed tym, jak usiadłem, aby napisać ten świąteczny list, zapytałem żonę, czy pamięta, dlaczego przestałem pisać te listy. Spojrzała na mnie, potrząsnęła głową i powiedziała: „Nigdy nie lubiłeś ich pisać”. Jej odpowiedź mnie zaskoczyła. Czytając te wszystkie stare listy świąteczne, wciąż myślałem, ile radości sprawiło mi samo pisanie oraz rzeczy, o których pisałem, wspólnie spędzane wakacje, szczęśliwie toczące się nasze życie – mojej żony, córki i wnuczki, i pisanie książek. Nie wszystko oczywiście było radosne, jak np. śmierć mojej mamy i zawał serca, ale nadal były to rzeczy, o których pisałem, bo chciałem się nimi podzielić.
Po prostu nie wiem, dlaczego przestałem pisać listy na Boże Narodzenie? Po prostu nie wiem. Może był to swego rodzaju wirus zwany Ebenezer Scrooge, który nade mną zapanował, który kazał mi okazać niechęć do wszystkich tych świątecznych rzeczy – łącznie z listami. Nie wiem. To po prostu nie brzmi jak ja.
Nie wiem dlaczego przestałem pisać listy na Boże Narodzenie, ale wiem, że w tym roku napiszę świąteczny list i oto on:
Droga Rodzino, Przyjaciele i Czytelnicy „Dziennika Związkowego”,
Wesołych Świąt dla was wszystkich.
Minął już rok, pełen cudownych zdarzeń i rzeczy, o których wolałbym raczej zapomnieć.
Zaczną od tych gorszych. Miałem szalone problemy ze zdrowiem w tym roku. (Jeśli śledzicie mnie na Facebooku, to możecie przeskoczyć do następnego paragrafu w tym liście). Zdiagnozowano u mnie gorączkę plamistą Gór Skalistych, którą spowodowało ugryzienie kleszcza. Przez trzy miesiące miałem gorączkę, która pojawiała się i znikała, bóle głowy i nudności, ból całego ciała był ze mną dniem i nocą i brak apetytu który spowodował utratę 20 funtów wagi w ciągu kilku tygodni. Trzy miesiące z super antybiotykiem pozwoliły pozbyć się tego z mojego organizmu. Ale to nie jedyna złą wiadomość. Kiedy walczyłem z gorączką zaczął się problem z moim lewym kolanem i skończyło się na operacji. Ale to nie wszystko. Lekarze przeprowadzili wszystkie możliwe badania i testy i nie znaleźli przyczyny problemów z kolanem. Ciągle towarzyszy mi ból podczas chodzenia i siadania. Mimo to udało mi się dokończyć nową książkę z serii detektywistycznej z Hankiem i Marvinem. Nosi tytuł „Little Altar Boys” i opowiada o i opowiada historię o kapłanach w polsko-amerykańskiej parafii na bliskim północym zachodzie Chicago.
Teraz, kiedy już poznaliście złe wiadomości, to pewnie zapytacie: a gdzie te dobre?
Najlepszą wiadomością jest to, że Linda, Lillian, Luciana i ja zamieszkaliśmy razem. Przez lata mieszkaliśmy blisko siebie, ale wiosną postanowiliśmy, że połączymy nasze domowe ogniska. Kupiliśmy piękny dom w Lynchburg, który jest najpiękniejszym ze wszystkich, w jakich mieszkaliśmy dotychczas. Stoi w lesie, ma piękny rozkład pomieszczeń, sporo miejsca, jacuzzi i odwiedza nas jeleń. Ale to nie jest najlepsze. Najlepsze jest to, że ja i Linda możemy teraz widywać naszą córkę i wnuczkę codziennie, od rana do wieczora. I co wszyscy robimy?
Luciana nadal interesuje się wieloma rzeczami. W tym roku brała udział w obozie 4H (gdzie uczyła się samodzielności i niezależności – przyp. red.) i kontynuuje naukę gry na pianinie oraz zajęcia baletowe. Tej zimy występuje w „Dziadku do orzechów” – produkcji Central Virginia Ballet. To jej debiut – jest jedną z chińskich tancerek.
Lillian jest ciągle zadowolona z bycia zastępcą dyrektora w (liceum) EC Glass. Kocha wyzwania i przyjaźnie, które tam zawarła ze uczniami, z kadrą nauczycielską i pracownikami administracji.
Linda dochodzi do siebie po przeprowadzce do naszego wspaniałego domu. Była siłą napędową, która pakowała, organizowała, rozpakowywała i reorganizowała wszystkie rzeczy, z jakich się składa gospodarstwo domowe – nasze i Lillian. Duża część rekonwalescencji polega na tym, że po prostu spędzam czas w nowym domu i patrzę przez okno na jelenie, drzewa i wzgórza.
Mieliśmy też trochę czasu na podróże. W czerwcu nasza czwórka pojechała do Londynu na kilka tygodni. To była pierwsza wycieczka zagraniczna Luciany i Londyn był miejscem idealnym. Szczególnie polubiła Hampton Court oraz Muzeum Wiktorii i Alberta. Ale to nie była jej jedyna podróż. Razem z mamą i zaprzyjaźnioną rodziną Friedmanów odbyli rejs na Bermudy, a w te święta Linda, Lillian, Lucian i ja płyniemy w nasz tradycyjny świąteczny rejs na Bahamy.
Czekamy na nowy rok. Mam nadzieję, że rodzice Lindy, 95-letni Tony i Mabel zdecydują się wprowadzić do nas. Już odnowiliśmy dla nich apartament na parterze. Czeka na nich gotowy.
Poza tym mamy sporo wolnych pokoi. Jeśli chcecie wpaść na kilka dni, z przyjemnością będziemy was gościć. A do tego czasu Wesołych Świąt Bożego Narodzenia! I szczęśliwych świąt!
Christmas Letter, 2019
Dear Readers,
For a long time, I wrote a Christmas Letter every year telling my friends and family members what my wife Linda and my daughter Lillian and my granddaughter Luciana were up to. I talked about the good things and those things that weren’t so good. It was a way of keeping in touch with all those scattered friends and family members that we had all over the country, from Seattle, Washington, to Tallahassee, Florida, to Austin, TX, to Fairfield, Connecticut, to Chicago, IL.
I was just reading through all those old letters and wondering why I stopped writing them. They weren’t hard to write, letters to family and friends never are. You just find a pen and a sheet of paper, or an iPad, and go for it. So why did I stop writing them? The last one I wrote was in 2013. That was six years ago. There have been plenty of Christmases since then, so how come I didn’t write those Christmas letters. It wasn’t like we weren’t getting them from other folks.
Just before I sat down to write this Christmas Letter, I asked my wife if she remembers why I stopped writing these letters. She looked at me and shook her head and said, “You never liked writing them.” Her answer surprised me. Reading through all those old Christmas Letters, I kept thinking how much joy there was in my writing and in the things I was writing about, the vacations we were taking, the happy and evolving lives of my wife and my daughter and my granddaughter, and the books I was writing. Not everything of course was joyful, things like my mom’s death and my heart attack, but still these were things I wrote about that needed to be shared.
I just don’t know why I stooped writing Christmas Letters? I just don’t know. Maybe it was some kind of Ebenezer Scrooge virus that took over me, made me want to say Bah Humbug to all that Christmas stuff, including the Christmas Letter. I don’t know. That just doesn’t sound like me.
I may not know why I stopped writing those Christmas Letters, but what I do know is that I am going to write a Christmas Letter this year, and this is it:
Dear Family and Friends and Readers of the Dziennik Zwiazkowy,
Merry Christmas and Happy Holidays to you all.
It’s been quite a year, full of wonderful things and things I’d rather forget.
Let me get the bad stuff out of the way first. I’ve had some crazy health issues this year. (If you’re following me on Facebook, you can move on to the next paragraph.) I came down with a tick-borne disease called Rocky Mountain Spotted Fever. For three months, I had a fever that came and went, headaches and nausea, body pain that was with me day and night, and a loss of appetite that saw me drop 20 pounds in a couple weeks. Three months of super antibiotics helped clear the disease out of my body. But that’s not all the bad news. While I was fighting this, my left knee started giving me trouble, and I ended up getting surgery. But that’s not all the bad news. The knee isn’t healing. I have an undiagnosable problem in my left leg that has caused it to swell up, from top to bottom. The doctors have run all kinds of exams and tests and have no idea what the problem is. I walk and sit in pain constantly, and despite this I was able to finish the next novel in my Hank and Marvin mystery series. It’s called Little Altar Boys, and it’s about priests gone back in a Polish-American parish on Chicago’s near northwest side.
Now that the bad news is out of the way, you’re probably asking yourself where’s the good news?
Here is the best news: Linda and Lillian and Luciana and I have all moved into together. For years, we’ve lived near each other, but this spring we decided to consolidate households. We bought a gorgeous house in Lynchburg that is the prettiest house we’ve ever lived in. It’s in the woods with a beautiful layout, plenty of room, visiting deer, and a hot tub. But that’s not the best part. The best part is that Linda and I can see our daughter and granddaughter every day, from early morning to late at night.
And what are we all doing?
Luciana continues to be interested in a whole bunch of different things. She had a great time at 4H Camp this year, and she continues to practice piano and ballet. This winter she’s appearing in Central Virginia Ballet’s production of The Nutcracker. For the first time, she’s one of the Chinese dancers!
Lillian is still enjoying her time as an Assistant Principal at EC Glass. She loves the challenge and the friendships she’s made with the students, faculty, and administrators.
Linda is recovering from the move that got us into this great house. She was the driving force that packed up and organized and unpacked and reorganized all the stuff that our household and Lillian’s contained. A large part of the recovery involves her just hanging out in this new house and staring out the beautiful windows at the deer and trees and hillsides.
We’ve also taken some time off to do some traveling. In June, the four of us went to London for a couple weeks. This was Luciana’s first time abroad, and London was the perfect place. She especially loved Hampton Court and the Victoria and Albert Museum. But that’s not the only trip she’s taken. She and her mom and their friends the Friedmans did a cruise to Bermuda, and this Christmas, Linda, Lillian, Lucian, and I are going to do our traditional Christmas cruise to the Bahamas.
And Linda and Lillian and Luciana and I are all looking forward to the new year. We are hoping that Tony and Mabel, Linda’s 95-year-old parents, decide to move into our terrace apartment. We’ve been rehabbing one of the terrace rooms for them, and it’s just about ready.
But there’s plenty of room, so if you want to stop by for a few days, we’d all love to have you.
Until then, Merry Christmas and Happy Holidays.
John Guzlowski
amerykański pisarz i poeta polskiego pochodzenia. Publikował w wielu pismach literackich, zarówno w USA, jak i za granicą, m.in. w „Writer’s Almanac”, „Akcent”, „Ontario Review” i „North American Review”. Jego wiersze i eseje opisujące przeżycia jego rodziców – robotników przymusowych w nazistowskich Niemczech oraz uchodźców wojennych, którzy emigrowali do Chicago – ukazały się we wspomnieniowym tomie pt. „Echoes of Tattered Tongues”. W 2017 roku książka ta zdobyła nagrodę poetycką im. Benjamina Franklina oraz nagrodę literacką Erica Hoffera, za najbardziej prowokującą do myślenia książkę roku. Jest również autorem dwóch powieści kryminalnych o detektywie Hanku Purcellu oraz powieści wojennej pt. „Road of Bones”. John Guzlowski jest emerytowanym profesorem Eastern Illinois University.
—
John Guzlowski's writing has been featured in Garrison Keillor’s Writer’s Almanac, Akcent, Ontario Review, North American Review, and other journals here and abroad. His poems and personal essays about his Polish parents’ experiences as slave laborers in Nazi Germany and refugees in Chicago appear in his memoir Echoes of Tattered Tongues. Echoes received the 2017 Benjamin Franklin Poetry Award and the Eric Hoffer Foundation's Montaigne Award for most thought-provoking book of the year. He is also the author of two Hank Purcell mysteries and the war novel Road of Bones. Guzlowski is a Professor Emeritus at Eastern Illinois University.
Na zdjęciu: John Guzlowski z żoną, córką i wnuczką
fot. arch. Johna Guzlowskiego