Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 15 listopada 2024 15:25
Reklama KD Market

Oko w oko z włamywaczami. Przestępcy radzą, jak zabezpieczyć dom przed kradzieżą

Oko w oko z włamywaczami. Przestępcy radzą, jak zabezpieczyć dom przed kradzieżą
fot. 123 RF
Nie lubią hałasu rozbijanych szyb, wścibskich sąsiadów i szczekania małych kudłatych psów. Najbardziej lubią główną sypialnię i z pewnością zajrzą pod twój materac, ale też do nie pasującego do pomieszczenia pudełka. Lubią, gdy twoja trawa nie jest skoszona, a chodnik nie odśnieżony i przyznają, że czasami sam zapraszasz ich do swojego domu. Siedmiu włamywaczy odsiadujących końcówki wyroków za włamania i kradzież podzieliło się metodami swojej pracy ze zgromadzoną na posterunku policji publicznością. Większość z nas nigdy nie chciałaby stanąć oko w oko z włamywaczem. Inaczej jest w przypadku, gdy spotkanie odbywa się na posterunku policji, a złodzieje to skazańcy wolontariusze w specjalnym programie resocjalizacji więźniów. Takie niecodzienne spotkanie, kolejne z serii „Keeping It Real”, odbyło się w miniony wtorek 19 listopada w siedzibie 12. dystryktu chicagowskiej policji w chicagowskiej dzielnicy Near West. Organizatorem tego i podobnych spotkań jest od 2002 r. b. sierżant chicagowskiej policji Maudessie Jointe przy współpracy biura prokuratora stanowego powiatu Cook. Jointer przedstawiła siedmiu mężczyzn jako rezydentów ośrodka resocjalizacyjnego prowadzonego przez Safer Foundation na zachodzie miasta. Aby trafić do ośrodka, trzeba odbyć co najmniej 50 proc. kary. Była sierżant wyjaśniła, że wszyscy mężczyźni odbywają wyroki za tzw. simple burglary, czyli włamanie do domu lub biznesu pod nieobecność właściciela i bez broni. Za takie przestępstwo grozi w Illinois kara pozbawienia wolności od 3 do 12 lat. Więźniowie są wolontariuszami i nie otrzymują redukcji wyroku za udział w programie. Pięciu białych i dwóch czarnoskórych włamywaczy w wieku od 24 do 55 lat niekoniecznie wyglądało na pospolitych przestępców. Jeden z nich mógł być młodym mężczyzną roznoszącym ulotki na naszej ulicy, a przy okazji sprawdzającym klamki, inny pracownikiem przedsiębiorstwa użyteczności publicznej w żółtej odblaskowej kamizelce, jeszcze inny kierowcą firmy przesyłkowej lub klientem supermarketu, który stał za nami w kolejce, gdy przechwalaliśmy się zbliżającym się wyjazdem na wakacje. „Wolę mniejsze społeczności, bo policja reaguje wolniej” Większość włamywaczy przyznała, że wolała „uderzać” w mniejsze społeczności na przedmieściach i obszarach wiejskich. Tłumaczyli, że większe odległości między domami zmniejszają ryzyko bycia zauważonym przez wścibskich sąsiadów. Dodatkowo, w mniejszych społecznościach mniejsza jest również odpowiedź służb mundurowych. Jointer wyjaśniła, że większość włamywaczy robi choćby minimalne rozeznanie w okolicy, gdzie planują uderzyć. Są tacy, którzy dzwonią na policję, zgłaszając „podejrzany samochód na ulicy” lub „mężczyznę chodzącego między budynkami” i odliczają czas, jaki zajmie policji dotarcie na miejsce i sprawdzenie sytuacji. Część włamywaczy przyznała jednak, że domy upatrzyli sobie już wcześniej, niejednokrotnie gdy zostali do nich zaproszeni. Większość włamywaczy „robotę” wykonywała w kapturach, maskach i rękawiczkach. Nieliczni woleli pozostawać w normalnym ubraniu, by „wmieszać się w tłum”. Najstarszy, 55-letni włamywacz preferował kask, ciężkie buty pracownika budowlanego i roboczy pas. – Kto zwróci uwagę na faceta w kasku budowlanym chodzącego między budynkami? Nikt – zauważyła Jointer. Dobrze wmieszają się w tłum również kierowcy firmy przesyłkowych, takich jak UPS, i mało kto zwróci uwagę, że na ulicy, gdzie się kręcą, nie ma służbowej furgonetki. Najpopularniejszym wśród włamywaczy punktem wejścia do domów są… drzwi frontowe. Mniejszym powodzeniem cieszyły się boczne lub tylne drzwi, drzwi do piwnicy i przesuwane drzwi balkonowe. Nie lubili hałasu rozbijanych szyb. Cicho i sprawnie pracowali śrubokrętem. Czasami właściciele sami zapraszali ich do środka, zostawiając drzwi otwarte. – Życie w biegu, wielozadaniowość, telefon w ręce – wszystko to sprawia, że za bardzo się spieszymy, by sprawdzać, czy zamknęliśmy za sobą drzwi na klucz. Złodzieje oportuniści tylko na to czekają. Zwolnij tempo – podpowiadała Joiner. „Zaczynam od głównej sypialni, materaca i garderoby” Po wejściu do środka największym powodzeniem wśród włamywaczy cieszą się główne sypialnie i znajdujące się w nich komody i szuflady. Można mieć pewność, że złodziej zajrzy pod materac, przeczesze garderoby i oceni, jaką wartość stanowi dla niego elektronika w salonie czy domowym centrum rozrywki. – Ludzie lubią trzymać ważne dla nich rzeczy blisko siebie. Złodzieje o tym doskonale wiedzą – mówiła Jointer. Przeczesanie domu zajmuje złodziejom nie więcej niż 10 minut, choć jeden wspominał, że w rezydencji spędził godzinę. „Wyniosłem wszystko” – mówił. Większość wychodziła z pełnym plecakiem lub neseserem. Bardziej zaawansowani, którzy pracowali z partnerem, postarali się o podstawioną furgonetkę lub nawet ciężarówkę. Większość skradzionych dóbr trafiała do pośredników, przypadkowych kupców, a w ostateczności wiele z nich ląduje na pchlim targu. – Każda dzielnica Chicago ma co najmniej jeden taki sklep, którego właściciel chętnie skupuje skradzione towary, lub wręcz składa złodziejom zamówienia. Za posiadanie skradzionych dóbr można iść do więzienia. Uważajcie, co kupujecie – ostrzegała była sierżant. „Najbardziej nie lubię wścibskich sąsiadów i szczekających psów” Zapytani, co może sprawić, że wycofają się z włamania, odpowiedzieli zdecydowanie: „wścibscy sąsiedzi”. Jointer zwróciła uwagę na konieczność znajomości wszystkich naszych sąsiadów – nie tylko tych zaprzyjaźnionych, lecz również tych mniej sympatycznych oraz tych z naprzeciwka naszego garażu. – Bez względu na to, gdzie mieszkasz, znajomość sąsiadów jest kluczowa w ochronie domu – przekonywała Jointer. Była sierżant podkreślała również, że popularne w Chicago ogrodzenia zapewniające prywatność, tzw. privacy fences, gwarantują prywatność nie tylko nam, lecz również złodziejom, którzy weszli na teren naszej posesji. Zgodzili się z tym złodzieje. Zdania co do systemów alarmowych były podzielone. Niektórzy włamywacze stwierdzili, że nie mają one znaczenia, gdy „wiesz, po co idziesz”, inni przyznali że denerwuje ich hałas, który robią, a przez to uwaga, którą przyciągają. Jeden złodziej powiedział wprost, że alarm to strata pieniędzy, gdyż w ciągu paru sekund można go odciąć. „Postaraj się o psa, choćby małego, ale który szczeka” – radził. Trzech włamywaczy przyznało, że psy łatwo skusić przysmakami. Jointer podkreśliła, że choć większość psów broni swoich właścicieli, mało kto inwestuje w przeszkolenie psa w dziedzinie ochrony posiadłości. Złodzieje nie lubią też kamer i opisu sprawcy, który pozwalają one uzyskać. „Nie wejdę do domu, gdzie są światła i gra radio lub telewizor” Złodzieja zniechęcą również skoszona trawa, opróżniona skrzynka pocztowa, zapalone światła, włączony telewizor lub radio. Włamywaczom łatwo poznać dom, w którym nikogo nie było trzy noce z rzędu. Gdy wyjeżdżasz na wakacje, poproś sąsiada, by zabierał twoją pocztę, kosił trawę, zimą odśnieżał, a nawet zapełniał kubeł śmieciami. Częstym błędem, zwłaszcza w sezonie świątecznym, jest pozostawianie opakowań z cennych zakupów (telewizor, laptop, sprzęt elektroniczny) wokół śmietnika na wiele dni przed wywozem śmieci. – Jeżeli szukacie złotego środka, który zagwarantuje zabezpieczenie domu przed włamaniem, to go nie znajdziecie. Musicie natomiast nauczyć się, jak nakładać na swój dom warstwy ochronne. Zawsze warto spojrzeć na swój dom krytycznym okiem – okiem włamywacza – zakończyła spotkanie sierżant. Joanna Marszałek [email protected] fot. 123 RF
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama