Zastanawia mnie źródło nowej, niepokojącej mody, która ogarnęła pewną grupę polskich parlamentarzystów. Coraz częściej widuje się bowiem, głównie wśród „wyzwolonych” i „postępowych” posłów z lewicy, delikatnie mówiąc, liberalne podejście do ubioru galowego. Dla części z nich klasyczny elegancki dress code zaczyna być – nie wiem – standardem krępującym? Niewygodnym? A może wręcz symbolem zacofania? Granda! Widok przemawiającego na mównicy sejmowej posła, który nie mógł pofatygować się na tyle, by założyć krawat – standardowe dopełnienie garnituru, stanowi w mojej opinii złamanie dobrych obyczajów. To brak szacunku nie tylko dla majestatu sprawowanej funkcji, lecz przede wszystkim dla wyborców, których reprezentuje się zasiadając w ławach sejmowych. Parlament RP to miejsce szczególne, jego prestiż i charakter wymagają godnego ubioru, zgodnego z klasycznymi zasadami elegancji. Nie ma tam miejsca na folgowanie sobie w tej kwestii! Kiedy widzę świeżo upieczonego posła partii Razem Adriana Zandberga przemawiającego z rozpiętym kołnierzykiem, myślę sobie: serio chłopie? Nie mogłeś się trochę bardziej wysilić? O ile dobrze liczę, dieta poselska powinna starczyć na całą kolekcję krawatów.
Są jednak i tacy, którzy idą jeszcze dalej i na ważne sejmowe uroczystości nie zakładają nawet eleganckich butów! Nowy poseł Koalicji Obywatelskiej – Franciszek Sterczewski, który funkcję tę piastuje po raz pierwszy w życiu, wykazał się jeszcze większym brakiem dobrego smaku, szacunku czy wyczucia sytuacji. Na sejmową uroczystość wręczenia zaświadczeń o wyborze na posłów przyszedł w zwykłych butach sportowych, z których wystawały kolorowe skarpetki. Doprawdy trzeba mieć tupet! Ja rozumiem, że to parlamentarzysta niedoświadczony, ,,świeżak”, że teraz takie mamy czasy. Rozumiem też, że luz jest w modzie i w ogóle „cool”. Ale bez przesady! Są wszak jakieś granice tej swawoli. Czy nie ma? Szanowni posłowie, pora by wasze bystre oczy zerknęły do podręczników savoir-vivre’u. Na naukę nigdy nie jest za późno, gdyż człowiek uczy się całe życie. Poseł to przecież też człowiek. Choć wyjątkowy. A może to ja się mylę, może to taki znak czasów? Te słynne nowoczesne, europejskie wartości, które rzekomo wnieść do Sejmu mieli przedstawiciele lewicy i środowisk liberalnych? Sam już nie wiem… Wszak jestem tylko zwykłym konserwatystą. Majestat Sejmu do czegoś jednak zobowiązuje. A przynajmniej tak mi się zdaje.
Z drugiej strony mówią, że to nie szata zdobi człowieka, a książki nie powinno się oceniać po jej okładce. Niby prawda, choć w tym przypadku te niewątpliwe ludowe mądrości nie znajdują zastosowania. Wszak mowa o posłach na Sejm RP! Przyjmijmy jednak na chwilę, że nie liczy się wygląd parlamentarzysty, a wyłącznie to, co jegomość sobą reprezentuje. Niestety i z tym jest duży problem. W pamięci mam obraz rechoczącej po pachy sali sejmowej – dorosłych i jak mniemam dojrzałych ludzi – których rozbawiło przejęzyczenie ówczesnego posła Józefa Zycha. Przywołało ono parlamentarzystom skojarzania natury seksualnej. „Wysoki Sejmie, nie po raz pierwszy staje mi… Przychodzi mi stawać przed Izbą…”. Boki zrywać z takich pomyłek można ale w podstawówce, a nie w parlamencie RP! Żenada. Jedzenie sałatki w trakcie posiedzenia Sejmu przez panią Krystynę Pawłowicz z PiS-u, słowa „jesteście kanaliami” wypowiedziane pod adresem posłów RP przez Jarosława Kaczyńskiego, różne przytyki, nabijanie się z wyglądu (wzrost, otyłość itd.) dorównuje żenadą przywołanej anegdocie o rechoczącej sali sejmowej. Nie lepiej wypadli posłowie opozycji, kiedy postanowili uczynić z Sejmu cyrk i zaczęli blokować jego obrady okupując mównicę i zmuszając marszałka Sejmu do przeniesienia obrad do sali awaryjnej. Trochę powagi!
Historie te pochodzą z poprzednich kadencji, w ten czas pocieszę jednak miłośników wszelkich kabaretów. Świeżo rozpoczęta kadencja również będzie obfitować w całą masę kpin z majestatu Sejmu RP i podobnie skandalicznych zachowań, które uwłaczają godności polskiego parlamentarzysty. Już pierwszego dnia, w trakcie składania poselskiego ślubowania cyrk z parlamentu uczynili posłowie Lewicy. Pani Anita Sowińska pomyliła budynek Sejmu ze stadionem piłkarskim i zaczęła wymachiwać kibicowskim szalikiem z napisem „Konstytucja”. Ławy poselskie, choć mogą je przypominać, nie są trybunami sportowymi. Apeluję o powagę należną sprawowanej funkcji i miejscu szanowna pani „posłanko”, „posełko”, czy jak to tam się teraz mówi w waszej lewicowej nowomowie. No bo ja nie wiem. Ja się gubię. Mówiłem przecież – jestem tylko zwykłym konserwatystą. To oczywiście nie koniec kpin serwowanych nam pierwszego dnia obrad nowego Sejmu. Partyjna koleżanka pani Anity Sowińskiej ślubowanie poselskie składała w T-shircie z napisem – a jakżeby inaczej – „Konstytucja”, a klubowy kolega w koszuli z podwiniętymi rękawami. Wyglądało to trochę tak, jakby przed chwilą urwał się z jakiejś pracy fizycznej. Chociaż w sumie to pasuje, wszak lewica, szczególnie ta skrajna i mocno socjalistyczna, lubi się odwoływać do symboliki robotniczej. Elegancka koszula ukryta pod marynarką to przecież wygląda tak „nie-lewicowo” i zbyt „kapitalistycznie”. Gdzie w tym wszystkim dobre obyczaje i szacunek dla majestatu Sejmu? Odnoszę wrażenie, że niektórym „paniom i panom posłom” dobrze zrobiłby okrzyk znany z obrad brytyjskiego parlamentu: ORDER!
Tomasz Winiarski
Amerykanista, dziennikarz relacjonujący wydarzenia z USA, korespondent mediów krajowych i polonijnych. Publicysta i felietonista. Miłośnik i propagator amerykańskiego stylu życia. Jego artykuły, wywiady i komentarze publikowane są w ogólnopolskiej prasie drukowanej oraz internetowej m.in. w Tygodniku Katolickim „Niedziela”, „Gazecie Polskiej”, „Dzienniku Gazecie Prawnej”, miesięczniku „Gazeta Bankowa”.
fot.Leszek Szymański/EPA
Reklama