Jest początek listopada 1984 roku, Wiesława Filipowicz-Brożek, dyrektorka IV liceum ogólnokształcącego im. Adama Mickiewicza w Warszawie, zwołuje uczniów na nadzwyczajny apel. Młodzież podejrzewa, co jest tego powodem. Nie mylą się. Pogrzeb ks. Jerzego Popiełuszki, kapelana Solidarności brutalnie zamordowanego przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa, ma odbyć się 3 listopada. Komunistów przeraża widmo ogromnej frekwencji. W trakcie apelu dyrektorka Wiesława Filipowicz-Brożek grozi swoim uczniom poważnymi konsekwencjami za udział w pogrzebie duchownego. Ogłasza, że wszystkie osoby nieobecne tego dnia w szkole, nie zostaną dopuszczone do matury. Groźba działa na większość uczniów. Nie wszystkich udaje się jednak zastraszyć. W niewielkiej grupie niezłomnych znajduje się Ewa Małecka, wówczas 17-letnia uczennica liceum. Wraz z chłopakiem, pomimo poważnych gróźb ze strony dyrekcji szkoły, decyduje się wziąć udział w ostatnim pożegnaniu ks. Jerzego. Milicja Obywatelska blokuje ruch na ulicach, nie kursują autobusy i tramwaje – wszystko po to, by uniemożliwić ludziom dotarcie na uroczystości pogrzebowe. Ewa wraz z chłopakiem, tak jak tysiące im podobnych osób, ruszają pieszo przebijając się przez całe miasto. Trasa na Żoliborz zajmuje im ok. trzy godziny. Ostatecznie, ks. Jerzego Popiełuszkę żegnają tłumy Polaków. Komuniści przegrali.
Powyższa historia dzielnej uczennicy liceum, która postawiła się komunistycznej dyrektorce szkoły, ma niezwykle istotne znaczenie w kontekście dalszej części tego felietonu.
Polska A.D. 2019. Czas? Kilka dni temu. Na antenie radia RMF FM gości przewodniczący SLD – Włodzimierz Czarzasty. Polityk wchodzi w ostrą wymianę zdań z prowadzącym program red. Robertem Mazurkiem. Zarzuca Pawłowi Kukizowi wprowadzenie do Sejmu ludzi, którzy jego zdaniem nigdy nie powinni zasiadać w ławach polskiego parlamentu. Chodzi o przedstawicieli Ruchu Narodowego, wprowadzonych do Sejmu z list ruchu Kukiz’15 w wyborach z 2015 roku. Dziennikarz w pięknym stylu wyłapuje hipokryzję Czarzastego – starego komunisty – i nie zwleka z celną odpowiedzią. W tym miejscu pozwolić sobie muszę na małą dygresję. Proszę autora tego felietonu nie hejtować za użycie sformułowania „stary komunista”. Primo – Włodzimierz Czarzasty w istocie komunistą był, w dodatku na moje oko, nadal nim pozostał. Secundo – zainteresowany sam siebie określił mianem: „starego komunisty”. Zatem, pomijając już nawet chroniącą mnie w Ameryce Pierwszą Poprawkę do Konstytucji (wolność słowa), pozwu o zniesławienie ze strony szefa SLD obawiać się nie muszę.
Red. Mazurek zarzucając hipokryzję Czarzastemu odpowiedział, że polityk wprowadził do Sejmu komunistów. No i się zaczęło. Lider SLD chwycił w swe łapska niewidzialne pióro i począł pisać historię na nowo. Bezpardonowo stwierdził, że w Polsce komunizmu nigdy nie było. Wtenczas, ponownie niezwykle celnie, odpowiedział mu red. Mazurek. Dziennikarz przypomniał, że niedawno obchodziliśmy rocznicę zamordowania błogosławionego ks. Jerzego Popiełuszki. Stary komunista, z typową sobie historyczną arogancją, odpowiedział, by obu spraw ze sobą nie mieszać. Zasugerował, że kapelana Solidarności zamordowali – i tu cytat – „bandyci, a nie PZPR”. Doprawdy? Owszem, kaci Popiełuszki to byli najgorsi z możliwych bandytów, służyli jednak konkretnej władzy i konkretnemu systemowi. Ba, działali na jego zlecenie! Straszliwej zbrodni, której się dopuścili, nie można zatem oddzielać od panującego wówczas reżimu komunistycznego. Ta próba swoistego rozgrzeszenia komunistów, zrzucenia z ich barków odpowiedzialności za rozkaz: „zabić księdza”, który przecież paść musiał, to najgorsza forma podłości. Jednocześnie – niepodważalny dowód na bycie komunistycznym betonem. Wstyd i hańba.
„To byli bandyci, których wspierało MSW. Tak. Koniec. Wszyscy to wiedzą. Pan też to doskonale wie”. – celnie stwierdził Mazurek. Brawo Panie Redaktorze!
Przykład niezłomnej uczennicy liceum i komunistycznej dyrektorki grożącej niedopuszczeniem do matury za udział w pogrzebie ks. Popiełuszki, pokazuje, że w niszczenie ks. Jerzego, w tę brudną wojnę wytoczoną mu przez komunistycznych bandytów, zaangażowani byli na swój sposób nawet najniżsi rangą urzędnicy aparatu państwowego PRL. W tym przypadku „czerwona” dyrektorka szkoły licealnej. Takich jak ona było przecież znacznie więcej. Byli również komunistyczni dziennikarze, którzy na łamach swoich artykułów atakowali kapelana Solidarności, prowadząc przeciw niemu obrzydliwą, paskudną nagonkę. Chociażby tacy, jak piszący pod pseudonimem Jan Rem, Jerzy Urban – komunistyczny dziennikarz i były rzecznik rządu PRL, który na łamach swojego artykułu kazania Popiełuszki określił „seansami nienawiści”. Kapelana Solidarności od dłuższego czasu prześladowali agenci SB oraz funkcjonariusze Milicji Obywatelskiej. Robiono naloty na jego mieszkanie, podkładano fałszywe dowody, wzywano na przesłuchania, zastraszano grożąc śmiercią w anonimowych telefonach. Słowem nagonka trwała.
Wojciech Jaruzelski na specjalnym spotkaniu z Czesławem Kiszczakiem, szefem resortu spraw wewnętrznych, do którego doszło 13 września 1984 roku, miał powiedzieć wprost: „Załatw to, niech on nie szczeka”. Trudno uwierzyć w to, że przy inspirowanej z góry, tak silnej kampanii niszczenia ks. Popiełuszki, Kiszczak jako szef milicji, ZOMO, wszelkich służb specjalnych oraz Służby Bezpieczeństwa, miałby nie wiedzieć o planowanym mordzie na duchownym. Wraz z Jaruzelskim pociągali przecież za najważniejsze sznurki w kraju, a tu raptem tak poważną zbrodnię ich podwładni mieliby rzekomo wykonać na własną rękę? Bez rozkazu z góry? To kolejna fałszywa narracja, którą próbuje sprzedać nam postkomuna, tak licznie przecież obecna w naszym życiu politycznym. Niestety! Postkomuna chociażby pod postacią posłanki Joanny Senyszyn, która w rocznicę zamordowania ks. Popiełuszki bezczelnie stwierdziła na antenie TVP, że nie zginął on za wiarę, a za swoją działalność polityczną. W jakiej partii działał Popiełuszko, tego nie wiem. Być może znowu w ruch poszło tutaj niewidzialne pióro postkomuny, która tak chętnie pisze nim historię na nowo. Niedoczekanie wasze! Mimo upływu lat, usta, które wypowiedziały parszywy rozkaz: „zabić księdza”, wciąż pozostają niezidentyfikowane, schowane w cieniu mrocznych tajemnic III RP. Wciąż czekają na sąd. Być może, z uwagi na przemijający czas, na śmierć Kiszczaka i Jaruzelskiego, będzie to już Sąd Boży. To jedyne pocieszenie. Bo choć usta te zdołały wymknąć się naszemu ludzkiemu wymiarowi sprawiedliwości, Sąd Boży dosięgnie każdego. Amen.
Tomasz Winiarski
Amerykanista, dziennikarz relacjonujący wydarzenia z USA, korespondent mediów krajowych i polonijnych. Publicysta i felietonista. Miłośnik i propagator amerykańskiego stylu życia. Jego artykuły, wywiady i komentarze publikowane są w ogólnopolskiej prasie drukowanej oraz internetowej m.in. w Tygodniku Katolickim „Niedziela”, „Gazecie Polskiej”, „Dzienniku Gazecie Prawnej”, miesięczniku „Gazeta Bankowa”.
Na zdjęciu: grób ks. Jerzego Popiełuszko
Reklama