Prezydent Francji Emmanuel Macron, kreujący się na liberalnego królewicza, zbawcę Unii Europejskiej, piewcę liberalnych wartości i oczywiście naczelnego obrońcę klimatu, „zabłysnął” kolejną antypolską wypowiedzą. Niby nihil novi sub sole, lecz fakt ten nadwiślański felietonista winien odnotować. Gospodarz Pałacu Elizejskiego zaapelował do osób protestujących ws. obrony klimatu, by jechali manifestować do Polski, stwierdzając z koślawo zamaskowaną pogardą, że on nie potrafi nas – Polaków – w tej kwestii przekonać. Kraj nasz obarczył winą za rzekome „blokowanie wszystkiego”, czyli za opór wobec całkowitego i bezrefleksyjnego wdrażania unijnej polityki klimatycznej. Tym samym wywołał Macron słuszny gniew polskiego społeczeństwa. Chodzi o czerwcową decyzję Polski, Czech, Estonii i Węgier, by na szczycie UE zablokować przepisy, które zobowiązywałyby kraje członkowskie do osiągnięcia tzw. „neutralności klimatycznej” do roku 2050. Nie podoba im się, że Polska oraz inne kraje „Nowej Europy” podchodzą do tej problematyki nieco bardziej realistycznie. Twardo stąpają po ziemi w kwestiach zaostrzania rygoru związanego z ochroną klimatu i realnie mierzą siły na zamiary. No cóż.
Widać niestety, iż dla Francji Polska pozostaje krajem, który powinien korzystać z każdej nadarzającej się okazji, by siedzieć cicho. Dokładnie tak, jak chciał tego zmarły niedawno były prezydent V Republiki Jacques Chirac. Niedoczekanie wasze! Paryż ma problem, by pogodzić się z faktem, iż władze w Warszawie ośmielają się podejmować suwerenne decyzje wbrew woli głównych europejskich stolic, które roszczą sobie wyłączne prawo do rozdawania kart na Starym Kontynencie. Niestety dla parysko-berlińskiego kondominium, czasy tej politycznej hossy przeminęły. Polska nie jest już ślepym i bezrefleksyjnym wykonawcą poleceń Francji lub Berlina, dotychczas ordynarnie wydawanych jej paluchem z pozycji wyższości.
Irytuje mnie ta zielona hipokryzja. Bo oto na kraj mój wylewa się pomyje, kierując ku niemu pełne pogardy i nonszalanckiej pych komentarze, obarczając go winą za całe zło niszczenia klimatu, kiedy tymczasem prawda jest nieco inna. Emmanuel Macron całą odpowiedzialność zwalił na Warszawę, wygodnie pomijając fakt, że to Niemcy pozostają największym trucicielem Europy. Nie Polska, tylko Niemcy! Kto by pomyślał… Nasz zachodni sąsiad emituje do atmosfery dwa razy więcej dwutlenku węgla niż my! W roku 2017 Niemcy emitowały 799 ton CO2, a Polska zaledwie 327. Berlin odpowiada zatem za 23 proc. całej europejskiej emisji dwutlenku węgla, pozostając także 6 największym trucicielem świata. Tymczasem Polska od lat 80-tych poczyniła w tej kwestii znaczące postępy. Udało nam się dwukrotnie zredukować emisję CO2 na głowę mieszkańca. Jednocześnie władze niemieckie wycofują się z inwestowania w rozwój energetyki jądrowej, podobnie zresztą jak Francuzi. To obnaża ich głupotę lub hipokryzję, ponieważ to właśnie atom pozostaje najbardziej proekologicznym źródłem energii mającym realny potencjał, by zaspokoić stale rosnące potrzeby energetyczne świata. Wiatraki, panele słoneczne, elektrownie wodne – to wszystko brzmi pięknie, lecz gdy chodzi o wydajność z elektrowniami atomowymi po prostu nie może się równać. Niechaj zatem królewicz Macron swój karcących paluch skieruje w stronę Niemiec, a Polsce da w tej kwestii nieco więcej luzu, na który z całą pewnością sobie zasłużyliśmy (tak jak Niemcy na skarcenie).
Francuski prezydent irytuje mnie tym mocniej, gdyż tutaj w Warszawie rezyduje jego kopia, choć jest to replika nieporównywalnie mniejszego kalibru. Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski także lubi pouczać wszystkich w sprawie ochrony środowiska i prowadzenia polityki proekologicznej. Słowa jego takie piękne, a czyny takie brzydkie. Po owocach ich poznacie! No to poznajemy. Kiedy piszę te słowa do naszej Wisły nie leją się już „surowe” ścieki z uszkodzonej oczyszczalni Czajka. Do niedawna do rzeki wpadało jednak 3 tysiące litrów najgorszych, nieoczyszczonych ścieków na sekundę! Czajka to nowa inwestycja wybudowana za ogromne pieniądze. Funkcjonując zaledwie od 2012 roku już zaliczyła całkowitą katastrofę? Jak to możliwe? Gdzie był nadzór nad obiektem, dlaczego nie dochodziło do regularnych i skutecznych konserwacji? Władze stołecznego ratusza powinny wziąć za tę katastrofę pełnię odpowiedzialności. Co gorsza, z początku o tej awarii nie poinformowały opinii publicznej. Stało się to dopiero wówczas, gdy przestał działać zapasowy kolektor. Problem jest jednak znacznie poważniejszy, bo skala kłamstwa warszawskiego ratusza nie ograniczała się jedynie do awarii systemu oczyszczającego. Od dłuższego czasu nie działała także spalarnia nieczystości, która do tej pory neutralizowała zanieczyszczenia wyłapane przez systemy filtrujące Czajki. Okazało się, że kierowany przez Trzaskowskiego ratusz również i o tym zapomniał poinformować Polaków. Prywatna firma wywoziła te nieczystości w Polskę i wyrzucała na pola. Pytam zatem, gdzie teraz podziewają się aktywiści Greenpeace? A może są to tylko motywowani politycznie krzykacze, którzy nie protestują wówczas, gdy za niszczenie środowiska odpowiadają ich mocodawcy? Wychodzi na to, że cała ta ich ochrona przyrody to jeden wielki „Green Pic” – zielona hipokryzja!
Tomasz Winiarski
Amerykanista, dziennikarz relacjonujący wydarzenia z USA, korespondent mediów krajowych i polonijnych. Publicysta i felietonista. Miłośnik i propagator amerykańskiego stylu życia. Jego artykuły, wywiady i komentarze publikowane są w ogólnopolskiej prasie drukowanej oraz internetowej m.in. w Tygodniku Katolickim „Niedziela”, „Gazecie Polskiej”, „Dzienniku Gazecie Prawnej”, miesięczniku „Gazeta Bankowa”.
Na zdjęciu: Emmanuel Macron
fot.PATRICK SEEGER/POOL/EPA-EFE/Shutterstock
Reklama