Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 16 listopada 2024 12:44
Reklama KD Market

Sztuczne łzy

Od Redakcji Drodzy Czytelnicy, poglądy i opinie wyrażane w felietonach nie zawsze są zgodne z poglądami i opiniami ,,Dziennika Związkowego”. Zmiany klimatyczne na ziemi są faktem. Potwierdzi to każdy geolog. Wielkie zmiany klimatu dokonywały się na długo przed pojawieniem się człowieka oraz na wiele wieków przed momentem, w którym nasza cywilizacja miała szansę jakkolwiek na tego klimatu zmianę oddziaływać. Mieliśmy epoki lodowcowe po których następowały ocieplenia klimatu. I na odwrót. Wszystko to działo się na długo, zanim człowiek zaczął emitować, zdaniem wielu, zabójcze ilości dwutlenku węgla do atmosfery. To z resztą samo w sobie pozostaje główną kością niezgody w całej tej około-klimatycznej medialnej burzy. To pytanie, które nadal czeka na odpowiedź, które nadal dzieli nie tylko zwykłych ludzi, ale też naukowców, dziennikarzy i polityków. W jakim stopniu za zmiany klimatyczne odpowiada działalność człowieka? Nie wiem. Czy to nasza pycha każe nam sądzić, iż realnie możemy zmienić trend klimatyczny? Zachwiać średnią roczną amplitudą temperatur lub wywołać postępujące globalne ocieplenie? A może faktycznie stworzona przez nas – ludzi – cywilizacja jest w swej naturze tak zachłanna i tak destrukcyjna, że zaczyna po prostu zabijać planetę Ziemię, nasz jedyny dom? Większość naukowców skłania się ku tej drugiej odpowiedzi. W całym tym medialnym natłoku klimatycznym coraz trudniej odróżnić prawdę od fikcji i naukę od propagandy. Wszędzie tam, gdzie w grę wchodzą wielkie pieniądze, a ekologia to też ogromny biznes, wskazanym jest zachować szczególną ostrożność i podejrzliwość. Z drugiej strony człowiek faktycznie wpompował do atmosfery potężne ilości dwutlenku węgla, szczególnie od czasu rewolucji przemysłowej. O ile wpływ człowieka na ocieplenie klimatu pozostaje kwestią sporną, o tyle kontrowersji nie wzbudza przyznanie, że człowiek ekstremalnie zanieczyszcza środowisko naturalne. Dlatego ważne, aby m.in. na forum ONZ o tych jakże istotnych dla ludzkości i świata sprawach debatowano i poszukiwano rozwiązań oraz odpowiedzi. Robić to powinni jednak wybitni eksperci i naukowcy, specjaliści w sojuszu ze światowymi przywódcami i ambasadorami przy ONZ. Włącza mi się zaś lampka alarmowa, kiedy rolę tę przejmują dzieci, tak jak szesnastoletnia Greta Thunberg. Szczególnie, gdy dzieci te mają problemy z emocjami i reagują, tak jak młoda aktywistka, dodając do swojego wystąpienia za dużo emocji i ewidentnie wymuszonego dramatyzmu. Taktyka sztucznych łez. Świadoma i cynicznie stosowana celem wymuszenia konkretnej reakcji u odbiorcy lub będąca efektem choroby Aspergera. Jej pełne emocji wystąpienie na szczycie klimatycznym ONZ było w swej naturze groteskowe. Zbyt dramatyczne, a przez to mniej wiarygodne. Zauważył to również prezydent USA Donald Trump, który na Twitterze napisał, że przed Gretą jawi się wspaniała i świetlana przyszłość, a młoda Szwedka wygląda na bardzo szczęśliwą dziewczynkę. Ona sama jest innego zdania – wiadomo: dramaturgia spektaklu musi trwać. „Ukradliście mi marzenia i dzieciństwo” – stwierdziła. Dodając jednak, że są tacy, którzy mają dużo gorzej, bo ona i tak jest szczęściarą. No to jak to w końcu jest? Ta młoda Szwedka jest w światowej elicie, jeżeli chodzi o dzieciństwo. Niech mówi o klimacie, ale nie powinna mówić o straconym dzieciństwie, bo to jest obelga wobec tych wszystkich jej rówieśników, którym przyszło żyć w piekle nędzy w krajach Trzeciego Świata. Oni faktycznie mieli utracone dzieciństwo. To dla mnie marketing z cynicznym wykorzystaniem dziecka. Szczególnie to podłe, gdy do swoich celów propagandowo-politycznych ktoś używa dziecka mającego kłopoty z emocjami. Ktoś ją wypromował. Nie wierzę, że bez pomocy osób trzecich osiągnęłaby taki szum medialny. Dla mnie to akcja PR-owa. Greta popłynęła do USA jachtem, żeby w ten sposób pokazać szkodliwy wpływ samolotów na klimat i środowisko. Ona „bohatersko” z nich zrezygnowała. No błagam! Wszystko pięknie, tylko ta jej ekologiczna podróż pod żaglami kosztowała nasze środowisko więcej, niż gdyby poleciała do Nowego Jorku zwykłym samolotem. Dlaczego? Bo oto kilka osób z jej personelu żeglarskiego (potrzebna załoga) musiało przylecieć do USA samolotami, żeby wymienić tych, którzy teraz płynęli jachtem z Gretą Thunberg. A ci, co płynęli teraz, będą wracać samolotami później. W efekcie zamiast jednej Grety, za ocean lecieć musiało kilka osób w jedną i kilka innych w drugą stronę. Czyli straty dla środowiska większe! Więc po co taki cyrk? Jako dziennikarz niepokorny mam taką zasadę: gdy wszyscy mówią mi – patrz w lewo, ja natychmiast patrzę w prawo. Najczęściej to właśnie tam dzieje się to, co jest faktycznie warte naszej uwagi. Dlatego nie daję nabrać się na sztuczne łzy Grety Thunberg. Ochrona klimatu i środowiska naturalnego wymaga nauki, a nie teatru. Potrzebuje zaangażowania naukowców, a nie speców od kreowania wizerunku. Tomasz Winiarski Amerykanista, dziennikarz relacjonujący wydarzenia z USA, korespondent mediów krajowych i polonijnych. Publicysta i felietonista. Miłośnik i propagator amerykańskiego stylu życia. Jego artykuły, wywiady i komentarze publikowane są w ogólnopolskiej prasie drukowanej oraz internetowej m.in. w Tygodniku Katolickim „Niedziela”, „Gazecie Polskiej”, „Dzienniku Gazecie Prawnej”, miesięczniku „Gazeta Bankowa”.   Na zdjęciu: Greta Thunberg fot.JUSTIN LANE/EPA-EFE/Shutterstock
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama