„Ciekawość to pierwszy stopień do piekła” – znasz to Drogi Rodzicu, być może pamiętasz jeszcze ze swojego dzieciństwa, bo to właśnie dzieciom najczęściej się powtarza, aby nie zajmowały się sprawami innych, aby nie zaglądały, nie dotykały, nie próbowały… Wiele dzieci poddaje się takim naciskom i z czasem przestają one sprawdzać czy doświadczać, ufając bez zastrzeżeń wyrokom ekspertów. Czy rzeczywiście ta ciekawość może nas i nasze dzieci sprowadzić na złą drogę?
Dzieci są niesamowicie ciekawe. Już w pierwszych tygodniach, czy miesiącach ich życia możemy zauważyć, że wykorzystują wszystkie dostępne sobie zmysły do jednego celu, a mianowicie poznawania otaczającego je świata i siebie samych, skupiając się głównie na swoich możliwościach. To jest ten cudowny czas, kiedy wszystko, co jest w zasięgu ich malutkich rączek, wędruje momentalnie do buzi, aby sprawdzić, co się z tym jeszcze da zrobić.
Niedługo później ulubioną zabawą staje się ukrywanie za kocykiem czy pieluchą, aby za chwilę odsłonić buzię i w ten sposób zaspokoić, tym razem rodzicielską, ciekawość. Mijają kolejne miesiące, a wraz z nimi powiększa się zasięg dziecięcych możliwości, aż w końcu pojawiają się pierwsze słowa, zdania i oprócz ciekawskiego zaglądania do wszystkich szafek, dochodzą pierwsze pytania: Co to? Po co? Dlaczego? To świetna okazja dla nas, rodziców, aby ćwiczyć naszą cierpliwość. To właśnie w tym czasie najczęściej ujawnia się przepaść międzypokoleniowa. Dzieci wciąż chcą poznawać, dowiadywać się nowych rzeczy, a my śpieszymy się, myślimy o ważniejszych sprawach, irytujemy się, bo jak długo można oglądać ślimaka…
Rodzice chcą aby ich dzieci poznawały świat, ale na czyich zasadach ma się to odbywać? Kiedy mówimy: „Zostaw, nie teraz”, „Zejdź, bo spadniesz”, „Nie zadawaj tyle pytań” zostawiamy nasze pociechy w zawieszeniu i jednocześnie odbieramy sobie możliwość dowiedzenia się wielu rzeczy o tym małym człowieku, który mieszka z nami pod jednym dachem. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że nie zawsze mamy czas odpowiadać na wszystkie pytania i nie zawsze możemy sobie pozwolić na oglądanie kwiatka z każdej strony, ale namawiam Cię, Drogi Rodzicu, aby zatrzymać się w ciągu dnia chociaż na kilkanaście minut, odłożyć telefon, z ciekawością usiąść na podłodze i sprawdzić, do jakiego magicznego świata może zaprowadzić Cię Twoje dziecko.
Uwielbiam błysk w oczach moich dzieci, kiedy doświadczają czegoś po raz pierwszy, kiedy rozpala się ich ciekawość i coś sprawia im przyjemność. Zdaję sobie jednak sprawę, że nie będzie to trwało wiecznie. Dzieci, ludzie, przyzwyczajają się do pewnych rzeczy, poznają je i ciekawość słabnie, tym bardziej warto doceniać takie momenty ciekawości, pokazywać dzieciom to, co fascynuje, pozwalać próbować i być obok ze swoim wsparciem, gdy tego potrzebują.
Zachęcam Cię, Drogi Rodzicu, do zajrzenia z ciekawością do świata dziecięcej fantazji, ale również i do tego, aby czasem obudzić w sobie dziecko i rozejrzeć się dookoła, przyjrzeć się rzeczom i okolicy, jakbyś widział je pierwszy raz. Jeżeli nie uznasz tego za stratę czasu i jednak spróbujesz, być może przypomnisz sobie czym jest niczym nieskrępowana ciekawość, dzięki której poznajemy świat, dokonujemy wspaniałych odkryć i rozwijamy się, bo, jak mawia stare polskie porzekadło: „Bez ciekawości nie ma mądrości”.
Stephen King w książce „Sklepik z marzeniami” napisał: „Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, a zaspokojona ciekawość to krok w przeciwnym kierunku”. Kiedy ciekawość w nas żyje, a nie możemy jej zaspokoić, często prowadzi nas to do udręki, tymczasem rozwiązanie może być znacznie prostsze, niż nam się wydaje, kiedy zamiast walczyć z ciekawością naszą lub dziecka, poszukamy sposobu, aby ją zaspokoić w bezpiecznej i akceptowalnej dla obu stron formie.
Ciekawość napędza nas do działania, ciekawość to paliwo, które pozwala nam „jechać” przez całe życie, dlatego bierzmy przykład z naszych dzieci i korzystajmy z tej niesamowitej mocy. Dorośli, a przede wszystkim rodzice, mają często potrzebę, aby poczuć się doskonałymi, nieomylnymi, a przez to ciężej nam jest przyznać się do błędu czy niewiedzy, szczególnie przed naszymi dziećmi. A może zamiast udawać, że wszystko wiemy, czasem moglibyśmy odpuścić, przyznać się, że nie mamy wiedzy na dany temat i wspólnie z dzieckiem poszukać rozwiązania, lub zrobić burzę mózgów? Jestem bardzo ciekawa, kto się odważy!
Iwona Kozłowska
jestem pedagogiem, mediatorem, a także Praktykiem i Masterem Emotion NLP. Od 2006r. pracuję z dziećmi, młodzieżą, a także ich rodzicami, nieustannie poszerzając swój warsztat pracy.
Po godzinach natomiast jestem całkiem zwyczajną mamą, której również zdarza się nadepnąć na rozrzucone klocki, czy też mierzyć się z wyzwaniami pod tytułem: „Nie chcę jeszcze iść się myć!”, lub „Jeszcze tylko 5 minut…”
Moją wielką pasją jest odkrywanie i wspieranie potencjału jaki drzemie w każdym dziecku i w każdym rodzicu. Głęboko wierzę, bo widzę to na swoim przykładzie, że nawet mając dzieci u boku, można realizować swoje marzenia i cele. Jednocześnie, takim podejściem można „zarażać” swoje dziecko, następnie je wspierać, a później wzajemnie się motywować i czerpać ze swoich doświadczeń.
Prowadząc MamoKompas pomagam mamom sprawić, aby ich podróż wychowawcza była przyjemna, ciekawa i wzbogacająca!
fot.christin gasner/Depositphotos.com
Reklama