Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 16 listopada 2024 12:45
Reklama KD Market

Zawód: naczelnik

W najnowszym sondażu Kantar dla ”Gazety Wyborczej” chęć udziału w wyborach parlamentarnych w Polsce zadeklarowało 75 proc. ankietowanych. Wysoka frekwencja generalnie sprzyja partii Jarosława Kaczyńskiego. Doskonale udowodniły to niedawne eurowybory. Prognostyk ten oznacza zatem korzystny jesienny wiatr dla miłościwie nam panujących. To samo badanie wskazało dużą przewagę partii władzy nad opozycją. Prawo i Sprawiedliwość poparło aż 43 proc. respondentów, drugie miejsce zajęła Koalicja Europejska, na którą chęć oddania głosu zadeklarowało zaledwie 30 proc. badanych. Kaczyński może już zatem mrozić szampana. W obecnej sytuacji jego porażka jest scenariuszem absolutnie nierealnym, w który tutaj nad Wisłą nie wierzy żaden rozsądny polityk, komentator czy dziennikarz. Relatywnie dobry wynik, jak na dotychczasową tragiczną sytuację tych ugrupowań, uzyskała także lewicowa koalicja SLD, Wiosny i Razem, która otrzymałaby 11 proc. głosów. Tym samym lewica, po kilku latach sejmowej absencji, stałaby się trzecią siłą polskiego parlamentu. Rzutem na taśmę na wprowadzenie swoich przedstawicieli do Sejmu załapałaby się również Konfederacja, czyli fuzja prorosyjskich wolnościowców gospodarczych z narodowcami. Środowiska te przez wiele lat uchodziły w Polsce jedynie za folklor polityczny – teraz stają przed wielką szansą na pierwszy samodzielny sukces parlamentarny. Na ten z kolei nie mogą liczyć Władysław Kosiniak-Kamysz i Paweł Kukiz. W badaniu Kantar PSL-Koalicja Polska, czyli połączenie ludowców z ruchem Kukiz’15, otrzymała zaledwie 4 proc. głosów. I to jest najgorsza wiadomość płynąca z tego sondażu. Nie pałam specjalną sympatią do PSL, jednak uważam wiele postulatów Kukiza za kwestie niezwykle istotne dla sprawiedliwej i dobrze funkcjonującej demokracji. Chciałbym zatem, żeby te idee miały jakąkolwiek reprezentację pośród poselskich ław. Ktoś wszak musi podejść do mównicy i wykrzyczeć systemowi i zwolennikom partiokracji, jak niewiele mają oni wspólnego z wolnością obywatelską i realną władzą narodu. W istocie tworzona przez nich demokracja to fikcja. Jedyny polityk wskazywany przez społeczeństwo w powszechnych i wolnych wyborach – prezydent RP – nie ma w naszym kraju zbyt wiele do powiedzenia. Jego funkcja jest niemal wyłącznie honorowa i reprezentatywna, a władza dosyć mocno iluzoryczna. Realną władzę w Polsce ma natomiast premier rządu. Problem jednak jest taki, że nie jest on wybierany przez naród, a jedynie wskazywany przez sejmową większość i desygnowany przez prezydenta. To ostatnie jest oczywiście czystą formalnością. Stop! Wróć! Jego władza coraz częściej również nie do końca suwerenna. Kto zatem realnie rządzi w kraju nad Wisłą? Jeden wyjątkowy poseł – raz może nim być Kaczyński, innym razem Schetyna. Chodzi o prezesa partii rządzącej – to on rozkłada bowiem karty i wpisuje na listy wyborcze, a więc de facto decyduje o tym kto ma szansę dostać poselski mandat, a kto nie. To on – boss partyjny – wybiera kandydata na premiera i to on będzie mógł później wywierać na niego naciski i w dowolnej chwili odwołać ze stanowiska. Wszak jako partyjny wódz kontroluje sejmową większość, a tym samym odpowiada za wotum zaufania dla rządu. Zawód: naczelnik państwa. Tu właśnie spoczywa realna władza w polskim systemie politycznym. Rządzi zatem on – zwykły szeregowy poseł. No właśnie nie taki zwykły, bo oto nasza obecna i jakże ułomna Konstytucja na taki stan rzeczy po prostu pozwala. Z szefa partii, który w teorii jest zwykłym posłem, tworzy naczelnika państwa, który może dosłownie sterować całym krajem, nie biorąc za to żadnej politycznej odpowiedzialności. Nie da się go np. postawić przed Trybunałem Stanu. Przecież oficjalnie jest tylko szeregowym posłem. Gwoli ścisłości odnosi się to do każdego szefa partii, a nie tylko Jarosława Kaczyńskiego. Konstytucja do zmiany! Opozycja przez całą kadencję PiS-u budowała, skądinąd słuszną narrację, że to lider partii powinien być premierem. Inaczej mamy tutaj do czynienia z fikcją władzy i premierem, którego łatwo oskarżyć o bycie polityczną marionetką. Jakież było zatem moje zdziwienie, kiedy Grzegorz Schetyna – szef PO – sam ogłosił, że kandydatką jego partii na urząd premiera będzie Małgorzata Kidawa-Błońska. Jak sam twierdzi, by zwiększyć szanse na zwycięstwo PO i odsunięcie PiS-u od władzy. Ja jednak tej narracji absolutnie kupować nie zamierzam – nie jestem naiwniakiem. Grzegorz Schetyna po prostu sam już nie wierzy w zwycięstwo, zdaje sobie sprawę z nieuchronnie zbliżającej się sromotnej porażki i po prostu nie chce być jej twarzą. Tomasz Winiarski Amerykanista, dziennikarz relacjonujący wydarzenia z USA, korespondent mediów krajowych i polonijnych. Publicysta i felietonista. Miłośnik i propagator amerykańskiego stylu życia. Jego artykuły, wywiady i komentarze publikowane są w ogólnopolskiej prasie drukowanej oraz internetowej m.in. w Tygodniku Katolickim „Niedziela”, „Gazecie Polskiej”, „Dzienniku Gazecie Prawnej”, miesięczniku „Gazeta Bankowa”. Na zdjęciu: Jarosław Kaczyński fot.Adam Warzawa/EPA-EFE/REX/Shutterstock
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama