Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 16 listopada 2024 16:00
Reklama KD Market

Gdzie jest Adolf?

W Chicagowskim śródmieściu, w holu federalnego budynku Thompson Center, przez który przechodzi codziennie tysiące chicagowian, stanęła wystawa dotycząca drugiej wojny światowej, a konkretnie – prześladowań i strat doznanych w jej rezultacie przez Polaków. Wystawa pt. „Walka i cierpienie. Polscy obywatele podczas II wojny światowej” („Fighting and Suffering. Polish citizens during World War II”) jestw pełni uzasadniona okrągłą rocznicą wybuchu wojny, przejrzysta i estetyczna, do tego po angielsku wyjaśniająca podstawowe fakty w prostych do przyswojenia i zrozumienia słowach. Przygotowana oczywiście w Polsce przez tęgie głowy i podpisana przez szereg historyków, głównie z tytułami naukowymi od doktora wzwyż. Przedsięwzięcie edukacyjne, potrzebne i godne pochwały, gdyby nie jeden mały szczegół. A wszyscy wiemy, kto w szczegółach tkwi. Otóż na pierwszej wystawowej planszy przedstawiona jest ideologia, która doprowadziła do wybuchu drugiej wojny światowej. To chyba jasne dla wszystkich, którzy ukończyli choćby podstawówkę, że za wybuch wojny odpowiedzialny był narodowy socjalizm, czyli nazizm – ideologia rozwinięta w Niemczech na gruncie włoskiego faszyzmu przez Adolfa Hitlera. Otóż, według autorów wystawy – wcale nie. Druga wojna światowa to wina komunistów. Z wystawowej planszy patrzą na zwiedzających twarze Marksa, Engelsa, Lenina i Stalina. Napisać, że komunizm był zbrodniczą ideologią, która doprowadziła do cierpienia i śmierci milionów ludzi – to truizm, ale miejmy to z głowy. Natomiast przypisanie komunistom stworzenia nazizmu… no, no, jak to mawia młodzież – grubo! Z historii na świadectwie maturalnym miałem tylko czwórkę, ale co nieco pamiętam. Na przykład to, że nazizm był w swojej istocie głęboko antykomunistyczny i anty-marksistowski, a niemieccy naziści (ci, którzy rozpętali wojnę) skutecznie zwalczali i prześladowali niemieckich komunistów. Narodowy socjalizm był raczej antytezą komunizmu, a w żadnym wypadku nie był z nim tożsamy. Obie totalitarne ideologie łączy głównie skutek – wspomniane miliony ofiar. Ale idźmy dalej. Na planszy zabrakło zdjęcia głównego scenarzysty drugiej wojny światowej, czyli Adolfa Hitlera, tak jakby jego wkład w stworzenie nazizmu, wybicie milionów Żydów i Polaków, plan uczynienia niewolników ze Słowian (w tym z Polaków) i zamiar podbicia świata były niewartą wspomnienia drobnostką. Za to, za jednego z głównych ideologów nazizmu autorzy wystawy uznali filozofa Fryderyka Nietzchego, w ten sposób stając w jednym szeregu, mam nadzieję, że niechcący, z głównymi ideologami niemieckiego narodowego socjalizmu. A wystarczyło nie spać na wykładach z historii filozofii, żeby wiedzieć, że naziści wykorzystali filozofię Nietzchego w sposób wybiórczy i nagięli jego tezy do swoich zbrodniczych celów. Najbardziej przypasował im koncept nadczłowieka, na którym oparli swoją fantasmagorię o rasie aryjskich panów. Nietzsche pisał mętnie, posługując się alegoriami i metaforami, ale gdyby wiedział biedaczek, w jaki sposób wykorzystane zostaną jego idee, pewnie wolałby nie napisać niczego (sic!). Sama idea nadczłowieka odnosiła się zresztą do jednostek, nie do całych grup społecznych, a dotyczyła przekraczania samego siebie, czyli transcendencji. Nietzsche nie był żadnym piewcą nazizmu, wręcz przeciwnie, potępiał niemiecki nacjonalizm i wielokrotnie podkreślał swoje polskie korzenie, czego zresztą nie potwierdzili genealodzy. Nigdy też nie zająknął się o istnieniu „podczłowieka”, a właśnie taka narracja doprowadziła do światowego konfliktu i Zagłady. Sam Nietzsche umarł w 1900 roku, a jeśli już szukać filozofa, który nadaje się na ideologa nazizmu, to był to raczej Martin Heidegger, członek NSDAP i piewca narodowego socjalizmu. Przyznam, że nie rozumiem dlaczego polscy historycy postanowili otumanić oglądających wystawę mieszkańców Chicago, dla których i tak druga wojna światowa rozpoczęła się z japońskim atakiem na Pearl Harbor. Nie rozumiem, ale się nie dziwię. W kraju, gdzie z podręczników o najnowszej historii Polski usuwa się Lecha Wałęsę, możliwe jest wszystko. Podobno historię piszą zwycięzcy. Ale żeby jeszcze przed upłynięciem pierwszej kadencji? Grzegorz Dziedzic rocznik 1974, urodzony w Lublinie tarnowiak. Człowiek wielu talentów i kilku zawodów, m.in. płytkarz, terapeuta uzależnień i dziennikarz. W Stanach Zjednoczonych od 18 lat. Od 2014 r. kieruje w “Dzienniku Związkowym” sekcją miejską. Pasjonat Chicago i historii chicagowskiej Polonii. Obecnie pracuje nad kryminałem historycznym, którego akcja dzieje się w polskim Chicago.
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama