W roku 2015 Paweł Kukiz, naczelny antysystemowiec RP a w wolnych chwilach również znany muzyk (albo odwrotnie), zdołał zatrząść, przynajmniej chwilowo, znienawidzonym przez siebie systemem oraz tworzącymi go politykami głównego nurtu. To były narodziny rewolucji, a przynajmniej tak się mogło niektórym wówczas wydawać. Kukiz stworzył ruch oburzonych obywateli, by chwilę później niesiony na jego fali uzyskać bardzo dobry wynik w wyborach prezydenckich. Zdobywając, ku zaskoczeniu politologów i dziennikarzy, trzecie miejsce z wynikiem ponad 20 proc. z dumą i pewnością siebie stanął na wyborczym podium. W ten oto sposób napędził Paweł Kukiz porządnego stracha systemowej konkurencji. Do tego stopnia, że Bronisław Komorowski, kandydat Platformy Obywatelskiej, która rządziła wówczas w koalicji z PSL-em, przed drugą turą wyborów obiecał rozpisać referendum, w którym zapyta Polaków o kwestie poruszane przez Kukiza. Okazało się, że Naród, nie miał ochoty lub czasu (a może jednego i drugiego), by pofatygować się do wyborczych urn. Bardzo niska frekwencja wynosząca nieco ponad 8 proc. była pierwszą oznaką, że fala oburzenia, na której Kukiz płynął, a nawet wjechał do Sejmu, jest zjawiskiem chwilowym. Spontanicznym buntem, który wygaśnie zanim cokolwiek realnie w Polsce zmieni. Prawda jest taka, że Paweł Kukiz przegrał właśnie wtedy, gdy referendum w tak istotnej dla niego sprawie okazało się całkowitym fiaskiem. To był moment załamania fali, oznaka tego, że o realną zmianę systemu w Polsce będzie niezmiernie trudno. Społeczeństwo nie dojrzało jeszcze do zmian proponowanych przez Pawła Kukiza. Jego problem polega na tym, że gdy to się stanie (o ile w ogóle), polityczna kariera zbuntowanego muzyka będzie już historią.
Pisałem, że Kukiz zasiał strach w sercach zawodowych polityków rękami i nogami broniących obecnego systemu i gwarantowanego przez niego status quo. Jest jednak takie powiedzenie, że “strach ma wielkie oczy”. I tym razem ludowa mądrość nie zawiodła. Dzisiaj po dawnej chwale naczelnego wodza antysystemu pozostał zaledwie jego cień. Po samej zaś rewolucji jedynie niedobitki ruchu Kukiz‘15, czyli najwierniejsi z wiernych (reszta zdezerterowała m.in. do PiS-u) oraz bukiet tych samych najważniejszych postulatów wymalowanych na sztandarach wrogów partiokracji. Tylko te sztandary jakieś takie wyblakłe i postrzępione. Niby wciąż jeszcze powiewają na wietrze, ale to już nie to samo. Przypomina to dzisiaj bardziej walkę o przetrwanie, a nie o zmianę systemu.
Włoski poeta Dante Alighieri w swojej “Boskiej Komedii” nakreślił wizję piekła składającego się z kolejnych następujących po sobie kręgów. Najniższe z nich były przewidziane m.in. dla zdrajców i buntowników. Kukiz czuje się zdradzony przez politycznych oportunistów, którzy niczym szczury pouciekali z tonącego okrętu. Weszli między wrony i szybko zaczęli krakać tak jak one. Kukiza złość i poczucie wyrządzonej mu krzywdy są tym większe, że wielu sejmowych towarzyszy porzuciło go w najgorszym z możliwych momentów, kiedy Paweł walczył o życie swojego dziecka. Sam zainteresowany taką postawę dawnych kolegów nazwał wprost: skurwysyństwem. Piszący te słowa w pełni z taką oceną się zgadza.
Sam Kukiz jednak również nie jest w tym wszystkim bez winy. Jako lider ugrupowania pozwolił na jego upadek. Dzisiaj skarży się, że nie ma struktur, że brak mu pieniędzy, by walczyć z systemem na warunkach partiokracji, które są tak pomyślane, by małe partie i niezależni obywatele nie mieli szans w konkurencji z partyjnymi kolosami pokroju Po-PiSu. Pamiętajmy tylko, że sam Kukiz dobrowolnie zrezygnował z subwencji dla partii politycznych. Niby honorowo, niby antysystemowo, niby w zgodzie z własnym sumieniem, tylko jak tu teraz narzekać na brak kasy, by nie narazić się na drwiny? No właśnie. Kukiz, jak sam to określił, wjechał do Sejmu na białym koniu, taki wiecie książe rewolucji. A później warunki były tak trudne, że koń padł, a Paweł musiał go zjeść, by nie umrzeć z głodu. Następnie założył skórę konia i chce wedrzeć się do parlamentu, by zabić dyktatora. Ta barwnie nakreślona alegoria ma być wytłumaczeniem kontrowersyjnego posunięcia, którego nikt się po Pawle nie spodziewał. Chyba nawet on sam nie wierzył, że będzie do tego zdolny. Polityczny mariaż Kukiza z PSL-em, najbardziej chyba systemową partią w Polsce, wywołał lawinę krytyki, która spadła na naszego dzielnego antysystemowca. Z drugiej strony tylko PSL i jego lider Kosiniak-Kamysz zgodził się wpisać do swojego programu sztandarowe postulaty Kukiza. Bez PSL-u jego ruch nie zdołałby nawet zebrać podpisów. Nie ma już nad Wisłą, na co zwraca uwagę sam zainteresowany, tego rewolucyjnego klimatu, który umożliwił sukces w 2015 roku. Romans z ludowcami to jednak strzał w dziesiątkę przede wszystkim dla partii spod znaku zielonej koniczynki. Kukiz ongiś wytaczał przeciw nim potężne działa, oskarżał o działalność wręcz mafijną. Słowem, nie przebierał w krytyce. Teraz będzie musiał siedzieć cicho. Ba, co tam cicho – Kukiz chwali Kosiniaka-Kamysza, że ten jest politykiem uczciwym, który troszczy się o dobro Polski! PSL zatem ma o jednego wroga mniej. Sam Kukiz również skorzysta na sojuszu, bo dzięki niemu ma perspektywę wejścia do Sejmu. Kibicuję Pawłowi, bo uważam jego postulaty, a przynajmniej sporą z nich część, za kwestie niezwykle istotną dla prawdziwie demokratycznego i sprawiedliwego państwa. Nie mam jednak złudzeń, nawet jeżeli zobaczymy Kukiza w kolejnej kadencji Sejmu, będą to już jego ostatnie cztery lata. W symbiozie z PSL-em rewolucyjny duch ruchu Kukiz’15 wyblaknie całkowicie. Ugrupowanie się rozpadnie. PSL będzie niczym modliszka, która odgryzie głowę swojemu kochankowi. Nie celowo, nie na zasadzie zdrady. Po prostu taka będzie naturalna kolej rzeczy – ruch Kukiza będzie znaczył zbyt mało, będzie za bardzo niewidoczny, by nie zostać zepchniętym w polityczny cień i wyborcze zapomnienie. Jednak do tego jeszcze trochę czasu… Najpierw będzie mały sukces w postaci przekroczenia, ledwo bo ledwo, progu wyborczego. Dlatego napisałem, że jest to Kukiza epilog, a nie jego koniec. Do ostatecznego upadku i zakończenia politycznej kariery pozostaje jeszcze trochę czasu, który Kukiz sprytnie kupił sobie łącząc się z ludowcami.
Tomasz Winiarski
Amerykanista, dziennikarz relacjonujący wydarzenia z USA, korespondent mediów krajowych i polonijnych. Publicysta i felietonista. Miłośnik i propagator amerykańskiego stylu życia. Jego artykuły, wywiady i komentarze publikowane są w ogólnopolskiej prasie drukowanej oraz internetowej m.in. w Tygodniku Katolickim „Niedziela”, „Gazecie Polskiej”, „Dzienniku Gazecie Prawnej”, miesięczniku „Gazeta Bankowa”.
Na zdjęciu: Paweł Kukiz fot.Marcin Obara/EPA
Reklama