Krajem od czterech lat rządzi Prawo i Sprawiedliwość, partia z jednej strony konserwatywna, a z drugiej mająca także socjaldemokratyczne oblicze. Niby prawicowa, a w wielu kwestiach bardziej lewicowa niż konkurencja. Ta dziwna hybryda w polskiej rzeczywistości okazała się niezwykle skuteczna. Przynajmniej politycznie – dla obozu władzy, dla tych co aktualnie przy korycie. Pytanie, czy korzystna również dla Narodu i dla Ojczyzny? Kto dzisiaj w ogóle zawraca sobie głowę takim pojęciem jak „naród”? Chyba tylko student politologii, który na państwowej uczelni musi wkuwać 20 jego definicji. Bo na pewno nie wielmożny pan polityk. Wszak wybory wygrywamy z jednego tylko powodu – by ich nie przegrać. Perspektywa kończy się na jednej, czasem dwóch kadencjach. Od wyborów do wyborów. Mało kto patrz szerzej i głębiej. A szkoda!
Rząd, a za nim media trąbią o gospodarczej prosperity nad Wisłą, o rekordowo niskim bezrobociu, które obecnie wynosi zaledwie ok. 3,5 proc. To wszystko prawda, lecz ja się pytam – jaki jest udział przeciętnego Polaka w tym sukcesie, w tej dobrej passie? Sam fakt posiadania pracy nie jest żadną gwarancją życia na poziomie, który nie uwłacza ludzkiej godności. Rośnie minimalna krajowa, a średnie zarobki według badań GUS-u wynosiły w październiku 2016 roku aż 4347 zł. Na papierze wygląda to cudownie (jak na kraj postsocjalistyczny). W praktyce nie jest już tak kolorowo. Dominanta – niezwykle istotne kryterium oceny zamożności narodu – czyli wysokość najczęściej wypłacanej w Polsce pensji to – uwaga – zaledwie nieco ponad 2 tys. złotych (dane za końcówkę roku 2016). To mniej niż 550 dolarów! Obecnie, dzięki działaniom rządu PiS pensja minimalna rośnie, bo jest sztucznie podnoszona przez ustawy. Problem w tym, że wraz z nią idą w górę również ceny nadwiślańskich dóbr i usług, a Polacy wybierając się na swoje wakacyjne tournée cały czas muszą – cytując słynnego polskiego korespondenta z Nowego Jorku – jeździć z żarciem w bagażniku. Czy o taką Polskę nam chodziło? Małym i mikro przedsiębiorcom nadal rzuca się kłody pod nogi, czego najlepszym dowodem są niekorzystne zmiany w ustawie o podatku VAT. Ptaszki ćwierkają nawet o możliwości likwidacji podatku liniowego dla firm.
W Polsce jest bałagan: w aptekach brakuje podstawowych leków, a nieudolnie przeprowadzona reforma edukacji wprowadziła do szkół taki chaos, że wielu polskich uczniów nie dostanie się w pierwszym terminie do żadnej z wybranych przez siebie liceów ani techników. Oczywiście, PiS gospodaruje naszym krajem znacznie lepiej niż poprzednicy. Wielu ludzi dopiero teraz, pod rządami partii Kaczyńskiego, jest w stanie powiązać koniec z końcem. Przykładowo – zreformowano umowy śmieciowe, które powodowały, że niektóre pensje w cudownym kraju nad Wisłą wynosiły zaledwie kilka złotych na godzinę! Choć 500+ uważam za socjalistyczne rozdawnictwo, od którego lepsza byłaby obniżka podatków, to wciąż twierdzę, że jest to dalece lepsze rozwiązanie niż oferta z czasów rządów PO, czyli brak zapomogi i brak obniżki podatków – platformerskie ZERO. Stwierdzić trzeba bezspornie, że w Polsce żyje się dzisiaj lepiej niż jeszcze kilka lat temu. Marne to jednak pocieszenie, gdy uświadomimy sobie, że mogłoby tutaj być naprawdę dobrze.
Od dawna zwracałem uwagę na potrzebę utworzenia w Polsce partii konserwatywno-liberalnej. Z jednej strony wolnościowej w kwestiach gospodarczych, a z drugiej konserwatywnej światopoglądowo. Prawicy przez duże „P”, prawicy z prawdziwego zdarzenia. Nie takiej farbowanej, która podnosi podatki, rozdaje pieniądze i ma wielki problem z wolnością jednostki. Inspiracji wystarczy poszukać po drugiej stronie Atlantyku. Jest nią amerykańska Partia Republikańska, w oczach autora tego felietonu – podręcznikowa wręcz kwintesencja tego, co prawicowe, konserwatywne i wolnościowe. Modelowy przykład partii, która na swoich sztandarach niesie wartości będące definicją politycznego nurtu o nazwie „współczesny konserwatyzm”.
I oto pojawiła się ona – nadzieja na jakąś zmianę, szansa na przetasowanie nadwiślańskiego cyrku politycznego. Najsłynniejszy korespondent z Ameryki, Mariusz Max Kolonko, twórca słynnej telewizji internetowej „MaxTV” ogłosił powstanie nowej partii politycznej, którą nazwał „Revolution”. Kolonko podkreśla, że jego ruch polityczny #R to „R jak Republikanie” i „R jak rewolucja”. W teorii jest zatem szansa, że jego polityczny twór będzie częściową przynajmniej odpowiedzią na moje wołanie o utworzenie polskiej wersji GOP. Max Kolonko obiecuje, że jego rewolucja doprowadzi do prawdziwego przetasowania w polskiej polityce. Nowa Polska wedle jego słów ma być silna, republikańska, prezydencka, mocarstwowa i bogata. To ma być republika „wolnych przedsiębiorców, a nie zniewolonych podatników”. Kraj ludzi wolnych, uzbrojonych i dumnych. Czy są to tylko polityczne urojenia dziennikarza, a może w istocie nowa siła na polskiej scenie politycznej? Tego jeszcze nie wiem. Biorąc jednak pod uwagę ogromną widownię Kolonki, jego charyzmę oraz ewentualny sojusz z kukizowcami, nie można z góry skazywać tego projektu na porażkę.
Tomasz Winiarski
Amerykanista, dziennikarz relacjonujący wydarzenia z USA, korespondent mediów krajowych i polonijnych. Publicysta i felietonista. Miłośnik i propagator amerykańskiego stylu życia. Jego artykuły, wywiady i komentarze publikowane są w ogólnopolskiej prasie drukowanej oraz internetowej m.in. w Tygodniku Katolickim „Niedziela”, „Gazecie Polskiej”, „Dzienniku Gazecie Prawnej”, miesięczniku „Gazeta Bankowa”.
Na zdjęciu: Mariusz Max kolonko fot.Mariusz Max kolonko/Facebook
Reklama