Więcej wojska, więcej gazu. Najlepszy sojusznik Polski / More Troops, More Gas: Poland's Best Ally
- 06/23/2019 06:57 PM
To była najlepsza od wielu lat wizyta prezydenta Polski w Stanach Zjednoczonych. Wizyta, która oznacza kolejny wielki krok w budowie sojuszu obu krajów. Poczynione ustalenia ugruntowały pozycję Polski jako centralnego partnera USA na wschodniej flance NATO oraz jednego z kilku najważniejszych sojuszników w Europie. Co ważne, jest to sojusz wszechstronny. To nie tylko wojsko i samoloty. Dzięki Amerykanom budujemy też bezpieczeństwo energetyczne. Co ważne, na tej współpracy zyskują obie strony.
Polska starała się o dużą stałą bazę wojskową USA. Tego, póki co, jeszcze nie będzie. Ustalono, że na terytorium polskim rozmieszczonych zostanie dodatkowe 1000 żołnierzy (obecnie jest ok. 4,5 tys.). Najważniejsze jednak, że obecność militarna amerykańskiego sojusznika w Polsce będzie tak sformułowana, by w razie konieczności można było szybko i sprawnie przerzucić do naszego kraju znaczące siły bojowe. Ważniejsze od zwiększania liczebności wojska jest zwiększanie jakości tego kontyngentu.
Mobilny Fort Trump
12 czerwca, po wizycie prezydenta Polski Andrzeja Dudy w Białym Domu, oficjalnie ogłoszono, że powstanie też Wysunięte Dowództwo Dywizyjne USA. Polska potwierdziła też zamiar zakupu przeszło 30 sztuk wielozadaniowego myśliwca piątej generacji F-35. Dużo szybciej w naszym kraju mają się jednak pojawić amerykańskie bezzałogowe statki powietrzne MQ-9 Reaper. Przewiduje to podpisana przez Donalda Trumpa i Andrzeja Dudę deklaracja dotycząca współpracy obronnej. To właśnie doniesienia o Reaperach i F-35 najbardziej zdenerwowały Rosjan i ich pożytecznych idiotów w Polsce – nie przypadkiem w krytyce porozumień najwięcej było podważania celowości zakupu amerykańskiej broni. Co nie jest przypadkowe, bo F-35 nie mają sobie równych na świecie, zaś MQ-9 od dawna szerzą postrach jako niezwykle skuteczni zdalni „posłańcy śmierci”. I jedno, i drugie ograniczają możliwości ofensywne Rosji w naszym regionie, a więc zwiększają nasze bezpieczeństwo. Nie tylko zresztą nasze.
Decyzja o zwiększeniu obecności wojskowej USA w Polsce ucieszyła przedstawicieli NATO, z sekretarzem generalnym Jensem Stoltenbergiem na czele, oraz kraje bałtyckie. Szefowie obrony czy spraw zagranicznych Litwy, Łotwy i Estonii szybko pospieszyli z gratulacjami. W końcu z ich punktu widzenia to Polska i stacjonujące w niej siły sojusznicze są główną gwarancją ich bezpieczeństwa. „To ważny krok i potwierdzenie amerykańskich zobowiązań w europejskie bezpieczeństwo i odstraszanie. Estonia całym sercem przyjmuje tę decyzję, która ma na celu dalsze wzmocnienie więzi transatlantyckiej i współpracy między sojusznikami NATO” – napisał na Twitterze minister spraw zagranicznych Estonii Urmas Reinsalu. Podobnie skomentował te wydarzenie litewski szef MSZ Linas Linkevicius, mówiąc, że decyzja ta przyczynia się do „odstraszania i obrony Sojuszu przyczyniając się do bezpieczeństwa wszystkich krajów sojuszniczych NATO”.
Zupełnie inaczej decyzje zza oceanu przyjęto w dwóch stolicach – co ciekawe, jedna z nich to stolica członka NATO. Mowa oczywiście o Moskwie i Berlinie. Oficjalnie mowa jest o 1000 dodatkowych żołnierzy, ale uwagę zwraca, że Trump wspomniał o 2 tys. żołnierzy, których „przesuniemy z innej lokalizacji” – co sugeruje przeniesienie z sąsiednich Niemiec, bo jednocześnie prezydent wyklucza generalne zwiększenie sił USA w Europie. Inaczej niż Niemcy, Polska jest wśród siedmiu zaledwie krajów NATO, które osiągnęły już cel minimum, czyli 2 proc. PKB na obronę. Trump często krytykuje sojuszników w Europie za niechęć do zwiększania wydatków na zbrojenia. Zgodnie z ustaleniami szczytu NATO w Walii w 2014 roku, cel 2 proc. PKB wszystkie kraje członkowskie mają osiągnąć do 2024 roku.
To nie jest koniec zwiększania sił amerykańskich w Polsce, to kolejny, znaczący, a symbolicznie bardzo ważny, etap zacieśniania sojuszu. Trump ostrożnie wypowiadał się, by nie krytykować zbyt mocno Rosji. Unikał też deklaracji o wysłaniu większych sił USA za granicę. Co nie zmienia faktu, że Polska osiągnęła swój cel. Z Waszyngtonu poszło jasne przesłanie, że Polska jest najlepszym i najbliższym partnerem USA w Europie.
Luizjana zamiast Syberii
Przy okazji wizyty Dudy w USA, szefowie polskiego koncernu energetycznego PGNiG podpisali nowy kontrakt na dostawy gazu skroplonego z USA. Polska spółka zakontraktowała 1,5 mln ton LNG rocznie więcej przez 20 lat od firmy Venture Global z planowanego terminala eksportowego Plaquemines LNG. W innym terminalu, skąd już wypłynęło wiele dostaw gazu do Polski, czyli w Sabine Pass polskiego prezydenta gościł sekretarz energii Rick Perry. Wcześniej Andrzej Duda w „stolicy nafciarzy” Houston spotkał się z przedstawicielami amerykańskich firm energetycznych.
Zapowiadane i już podpisane kontrakty na LNG z USA faktycznie oznaczają koniec dostaw rosyjskiego gazu do Polski w obecnym układzie, ze z góry określoną ilością dostaw. Już od 2022 roku, gdy kończy się kontrakt jamalski, Polska będzie mogła kupować z Rosji dużo mniej gazu (lub w ogóle nie, jeśli zechce) i na podstawie krótkoterminowych tańszych elastycznych kontraktów. Zresztą Polska już od dwóch lat, od momentu, gdy do Świnoujścia wpłynął pierwszy tankowiec z amerykańskim gazem skroplonym, rozprawia się z mitem, jakoby LNG z USA było dużo droższe od rosyjskiego gazu dostarczanego gazociągiem jamalskim. Otóż nie. Kłamali ci wszyscy eksperci i politycy mówiący że sprowadzanie gazu z USA się nie opłaca, że rosyjski gaz jest tani. Okazuje się, że jest drogi, a Polska zwiększając import LNG zza oceanu nie tylko zwiększa swe bezpieczeństwo energetyczne, ale też na tym zyskuje finansowo. Także ten nowy kontrakt – co pośrednio przyznał zapewne przypadkowo Trump – oznacza, że zapłacimy za amerykański gaz mniej niż teraz płacimy za gaz rosyjski.
Co ważne, ustalenia potwierdzone podczas sześciodniowej wizyty prezydenta Andrzeja Dudy w Stanach Zjednoczonych, są niezwykle ważne nie tylko dla relacji dwustronnych Polski i USA. To bardzo pozytywne dla całego naszego regionu. Nie przypadkiem spieszą z gratulacjami z okazji zwiększenia sił amerykańskich w Polsce nasi sąsiedzi z krajów bałtyckich. Z kolei zwiększanie importu gazu może zwiększyć bezpieczeństwo energetyczne nie tylko Polski, ale też pozostałych krajów Grupy Wyszehradzkiej oraz Ukrainy. W przyszłości możemy bowiem sprowadzać tak dużo LNG, że gdy jeszcze dojdzie gaz z Baltic Pipe oraz zwiększone własne wydobycie, to okaże się Polska może część surowca amerykańskiego reeksportować choćby na Ukrainę. Na temat sprowadzania gazu z USA poprzez Polskę rozmawiał w maju w Waszyngtonie szef ukraińskiego Naftohazu.
Co ważne, w obu głównych obszarach sojuszu USA-Polska, mamy do czynienia z sytuacją, że zależy na zacieśnianiu współpracy nie tylko jednej stronie. To nie jest tak, że Warszawa występuje w roli petenta, błaga o amerykańskie wojsko i chce za nie przepłacać czy też gotowa jest przepłacać za LNG. Ten układ jest bardzo korzystny dla Waszyngtonu – a to dobrze, bo daje większą pewność dotrzymania zasady pacta sunt servanda. Amerykański biznes, szczególnie z Teksasu i Luizjany, jest bardzo zainteresowany rozwojem eksportu LNG na rynek europejski. I ma we tym pełne wsparcie administracji, wszak Trump prowadzi politykę jak biznes. Za czasów Baracka Obamy eksport węglowodorów był hamowany. Świnoujście może być dla Amerykanów bramą do całej Europy Środkowej i Wschodniej. Tak samo USA opłaca się zwiększenie obecności wojskowej w Polsce. Z prostego powodu: już nie raz Waszyngton przekonał się, że wycofywanie się z Europy prowadzi do fatalnych konsekwencji i kończy powrotem US Army na Stary Kontynent. Lepiej więc zapobiegać pożarowi, niż później go gasić.
Wydaje się, że o ile w przypadku Polski głównym adresatem sojuszu z USA jest Rosja – Moskwie pokazujemy, że możemy obejść się bez jej gazu, a rakiet się nie przestraszymy – to Trump kierował przesłanie w dużym stopniu do Niemiec. Nord Stream 2 i gaz – sprawa jasna, od dawna amerykański prezydent to mówił. Ale warto też zwrócić uwagę na postraszenie Berlina przeniesieniem części wojsk amerykańskich za Odrę. A to już się Niemcom nie podoba, bo to i straty finansowe i osłabienie statusu. Kolejny więc raz widzimy, że skończyła się era postzimnowojenna. Już nie ma podziału na Rosję i Zachód. Teraz z jednej strony mamy USA, Polskę, kraje bałtyckie czy Ukrainę, zaś z drugiej Rosję i Niemcy.
Grzegorz Kuczyński
dyrektor programu Eurasia w Warsaw Institute. Ukończył historię na Uniwersytecie w Białymstoku i specjalistyczne studia wschodnie na Uniwersytecie Warszawskim. Ekspert ds. wschodnich, przez wiele lat pracował jako dziennikarz i analityk. Jest autorem wielu książek i publikacji dotyczących kuluarów rosyjskiej polityki.
The Warsaw Institute Foundation to pierwszy polski geopolityczny think tank w Stanach Zjednoczonych. Strategicznym celem tej organizacji jest wzmocnienie polskich interesów w USA przy jednoczesnym wspieraniu unikalnego sojuszu między dwoma narodami. Jej działalność koncentruje się na takich zagadnieniach jak geopolityka, porządek międzynarodowy, polityka historyczna, energetyka i bezpieczeństwo militarne. The Warsaw Institute Foundation została założona w 2018 roku i jest niezależną organizacją non-profit, inspirowaną bliźniaczą organizacją działającą w Polsce – Warsaw Institute.
The Warsaw Institute Foundation is Poland's first geopolitical think tank in the United States. The strategic goal of this organisation is to bolster Polish interests in the U.S. while supporting the unique alliance between the two nations. Its activity focuses on such issues as geopolitics, international order, historical policy, energy, and military security. Established in 2018, The Warsaw Institute Foundation is an independent, non-profit organization inspired the twin Poland-based Warsaw Institute.
Reklama