Mówi się, że pycha kroczy przed upadkiem. Zaiste coś w tym musi być. Pierwszą stronę powyborczego wydania „Gazety Wyborczej” okraszono tytułem „PiS wygrywa o włos”, tymczasem okazało się, że wyniki sondażu „exit poll” znacznie odbiegały od rzeczywistości. W istocie PiS zmiażdżył Koalicję Europejską uzyskując 45,38 proc. głosów. Zjednoczona liberalno-lewicowa opozycja uplasowała się na drugiej pozycji z wynikiem 38,47 proc. To prawie 7 punktów procentowych różnicy! I to w wyborach, w których tradycyjnie łatwiej jest Platformie Obywatelskiej. A tu takie zaskoczenie.
Na moje oko oznacza to, że PiS jest na fali wznoszącej i w wyborach do Sejmu szykuje swojej konkurencji prawdziwą jesień średniowiecza. Jeżeli na eurowybory patrzeć przez pryzmat prognozy dla wyborów do Sejmu, można założyć, że Prawo i Sprawiedliwość osiągnie na jesieni spektakularne zwycięstwo i zagwarantuje sobie samodzielną władzę na następne cztery lata. Wybory do PE tradycyjnie już są walką, w której środowiska centrolewicy spod znaku PO są faworyzowane. Jeżeli wielka, antypisowska koalicja założona na zasadzie – PiS kontra reszta świata – nie potrafiła choćby zbliżyć się do wyniku PiS, to trudno wyobrazić sobie, że pokona partię Kaczyńskiego w krajowych wyborach parlamentarnych, w których PiS-owi idzie lepiej niż w wyborach unijnych. Obóz Zjednoczonej Prawicy może zatem już mrozić szampana. Parafrazując klasyka – Kaczyński lub Morawiecki musieliby po pijaku przejechać ciężarną zakonnicę na pasach, żeby Prawo i Sprawiedliwość straciło władzę na jesieni. Pytaniem nie jest już czy rządząca partia będzie sprawować władzę samodzielnie, lecz to czy uzyska ona większość konstytucyjną!
Największymi przegranymi tych wyborów są jednak zdecydowanie Konfederaci. Już witali się z gąską, już ogłaszali zwycięstwo, już strzelały u nich korki od szampanów. A tu nagle kapryśny los wylewa na ich rozpalone głowy kubeł, już nie zimnej, lecz iście lodowatej wody. Z obiecanych trzech mandatów Konfederacja wylądowała pod progiem z wynikiem 4,55 proc. Boleśnie przegrał również ruch Kukiz’15, który uzyskał tragicznie słaby wynik 3,69 proc.
Jak widać nie poskutkowała strategia Koalicji Europejskiej, która grzmiała, że Prawo i Sprawiedliwość chce wyprowadzić Polskę z Unii Europejskiej i zniszczyć demokrację nad Wisłą. Kłam tym twierdzeniom zadała wyborcza rzeczywistość. Partia Kaczyńskiego zmotywowała Polaków do rekordowego udziału w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Zainteresowała nimi również polską prowincję, gdzie do tej pory partycypacja w eurowyborach była relatywnie mała, a ochocze wybieranie europosłów pozostawało raczej domeną wyłącznie wielkich miast. Czyli co? PiS promuje postawy prodemokratyczne i pro-obywatelskie, jednocześnie zwiększając udział Polaków w życiu politycznym Unii Europejskiej? Doprawdy, gdzie wy zatem widzicie ten Polexit?
PiS mówi językiem przeciętnego Polaka, podczas gdy Koalicja Europejska cały czas zdaje się być opcją z warszawskiego Wilanowa – nowobogacką elitą oderwaną od rzeczywistości, ludźmi odnoszącymi się do wyborcy PiS-u z ogromną dozą pogardy. Wyborów nie wygrywa się jednak na bogatym i elitarnym Wilanowie, ale w Polsce prowincjonalnej!
Schetyna poprowadził PO mocno w lewą stronę, licząc że w ten sposób odbierze elektorat Wiośnie Roberta Biedronia. Tak się jednak nie stało, a przynajmniej nie w takiej skali, na jaką liczył lider PO. Natomiast przez takie zejście na lewo PO straciła sporo konserwatywnych wyborców. Konserwatywne i centroprawicowe skrzydło PO było ongiś istotnym filarem tej partii parasolowej. Obecnie jednak jest ono niemal całkowicie zrujnowane, a platformerski romans z lewicą w jego odbudowie na pewno nie pomaga. Jarosław Gowin odszedł do PiS, a to on był ongiś twarzą platformerskich konserwatystów. Tymczasem bez politycznego flirtu z centroprawicowym wyborcą trudno będzie wyobrazić sobie zwycięstwo PO na jesieni. Te wybory wygra ta partia, która zwycięży serca szeroko rozumianego wyborcy centrowego, bo to on ma dzisiaj w największym stopniu status wyborcy wahającego się.
Po stronie zjednoczonej opozycji brakuje nie tylko programu innego niż antypis. Próżno także szukać charyzmatycznej twarzy tej koalicji, która byłaby motorem napędowym i magnesem na wyborców. Do tej roli aspiruje Donald Tusk, lecz ciągle trudno przewidzieć czy i na jakich zasadach wróci on do krajowej polityki.
Wybory do Parlamentu Europejskiego A.D. 2019 to dla naszej rodzimej polityki koniec pewnej epoki. To koniec systemu wielopartyjnego w Polsce. Obecnie jesteśmy świadkami narodzin systemu dwuipółpartyjnego. Dla małych partii problem jest taki, że o te „pół partii” bije się wiele małych ugrupowań – Wiosna, Konfederacja, Kukiz’15, czy Lewica Razem i Polska Fair Play. Polaryzacja nadwiślańskiej sceny politycznej jest jednak tak potężna (i stale postępująca), że małe partie będą odgrywać na niej coraz bardziej marginalną, wręcz niezauważalną rolę lub zostaną całkowicie zjedzone przez polityczne kolosy – PO lub PiS.
Tomasz Winiarski
Amerykanista, dziennikarz relacjonujący wydarzenia z USA, korespondent mediów krajowych i polonijnych. Publicysta i felietonista. Miłośnik i propagator amerykańskiego stylu życia. Jego artykuły, wywiady i komentarze publikowane są w ogólnopolskiej prasie drukowanej oraz internetowej m.in. w Tygodniku Katolickim „Niedziela”, „Gazecie Polskiej”, „Dzienniku Gazecie Prawnej”, miesięczniku „Gazeta Bankowa”.
fot.Jakub Kaminski/EPA-EFE/REX/Shutterstock
Reklama