Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 16 listopada 2024 19:25
Reklama KD Market

Uwaga na fałszywych proroków

Ostatnimi czasy Brytyjczycy zachowują się trochę tak jakby z Unii wyjść chcieli, a nie mogli. Owszem, w ogólnonarodowym referendum podjęli odważną i rewolucyjną decyzję o opuszczeniu europejskiej wspólnoty. Decyzję, której głównym katalizatorem, wbrew lansowanej przez polską lewicę narracji, wcale nie byli polscy imigranci ochoczo przyjeżdżający na Wyspy. Europejska Wspólnota Gospodarcza, do której w 1973 roku zdecydowali się dołączyć Brytyjczycy, jak sama nazwa wskazuje, miała zupełnie inny charakter niż Unia Europejska, jaką znamy dzisiaj. Wówczas chodziło głównie o współpracę gospodarczą – utworzenie wspólnego, wolnego rynku, zniesienie ceł i otwarcie granic. Wszystko uległo zmianie po traktacie z Maastricht z 1992 roku, który dając początek Unii Europejskiej rozpoczął proces pogłębionej integracji europejskiej – już nie tylko na polu gospodarczym, lecz również politycznym. Wszystko było jeszcze ok dopóty, dopóki na brukselskich salonach nie zaczął dominować pomysł utworzenia czegoś na kształt europejskiego „superpaństwa”. To właśnie postępująca i wymykająca się spod kontroli federalizacja UE, a także w całej tej układance coraz bardziej dominująca pozycja francusko-niemieckiego kondominium, zaczęły doprowadzać do wzrostu antyunijnych nastrojów na Wyspach Brytyjskich. Kryzys migracyjny, podczas którego rzesze nielegalnych imigrantów z Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu, niejako na zaproszenie niemieckiej kanclerz Angeli Merkel i przy biernej postawie Brukseli, zaczęły masowo szturmować granice Zjednoczonego Królestwa, był już tylko gwoździem do trumny. Końca tego dramatycznego procesu rozwodowego ciągle jednak nie widać. Kolejne umowy brexitowe przedstawiane przez rząd Theresy May upadały w brytyjskim parlamencie. Później warunki, na jakich Zjednoczone Królestwo ma opuścić Unię Europejską, próbowano przedstawić w Parlamencie niezależnie od brytyjskiej premier, która w oczach brytyjskich posłów w kwestii rozwodu Londynu z Brukselą zupełnie sobie nie radzi. Ostatecznie wszystkie opcje, a na stole było ich naprawdę sporo, nie zyskały w Izbie Gmin wymaganego poparcia 50 proc. Wielka Brytania musiała zatem poprosić Brukselę o odłożenie w czasie dalszych negocjacji brexitowych. Zgodę otrzymała i teraz obywatele Wielkiej Brytanii będą uczestniczyć w zbliżających się wyborach do Parlamentu Europejskiego. Sytuacja jest w tej chwili wybornie groteskowa, żeby nie napisać komiczna. Momentami odnoszę wrażenie, że brytyjska klasa polityczna zmówiła się zawiązując tajny, ponadpartyjny sojusz, mający na celu torpedować wszystkie umowy brexitowe tak długo, aż cała sprawa przycichnie. Na tyle rozciągnąć cały ten proces rozwodowy w czasie, aby wszystkim szczerze odechciało się jakiegokolwiek wychodzenia z Unii Europejskiej. Choć rozumiem brytyjską frustrację i niechęć do budowy europejskiego „superpaństwa”, jestem przekonany, że Brexit będzie dla Polski i innych państw preferujących wizję „Zjednoczonej Europy Narodów” dalece niekorzystnym wydarzeniem. Pozostawi nas bowiem na pastwę Berlina i Paryża. Stracimy kluczowego sojusznika, który do tej pory pomagał nam stanowić przeciwwagę dla niemiecko-francuskich pomysłów federalizacji Europy. Groźna jest szczególnie Francja, której obecny prezydent coraz częściej otwarcie mówi o Europie dwóch prędkości, o strefie Schengen dla lepszych i gorszych, a czasem również o wyrzuceniu ze wspólnoty tych krajów, które nie poddadzą się lewicowo-liberalnemu dyktatowi Paryża i Berlina. Niedoczekanie! Polska jest sercem Europy, a nasi rodacy nie muszą nikogo prosić o status Europejczyków. Nasze członkostwo w ramach UE nie może być zatem postrzegane jako łaska, ale jako przyrodzone i naturalne prawo wynikające z naszej EUROPEJSKIEJ historii, kultury i tożsamości. Pomimo wszystkich tych wad i patologii, które dostrzegam w Unii Europejskiej wierzę, że Polska powinna pozostać częścią tej wspólnoty. Reformować ją, blokować jej federalizację, ale pod żadnym pozorem nie opuszczać jej struktur! Owszem – zmieniać ją tak, by więcej było integracji gospodarczej, aniżeli politycznej. Tak, by europejska wspólnota zamiast poddawać się procesowi federalizacji, powróciła do wizji Europy Ojczyzn opartej na chrześcijańskiej tożsamości. W Brukseli powinni przypomnieć sobie ducha prawdziwych chrześcijańskich demokratów, europejskich mężów stanu i ojców założycieli integracji europejskiej – Konrada Adenauera, Alcide de Gasperi i Roberta Schumana. Polska jest tym krajem, który może w tym „przypominaniu ducha” i powrocie do korzeni niezmiernie pomóc. Dlatego Polacy nie mogą słuchać fałszywych proroków spod znaku Korwina-Mikke i narodowców. Tych samych, którzy wspólnie utworzyli „Konfederację” – wyborczą koalicję do Parlamentu Europejskiego. Domagają się oni wyjścia Polski z UE, a więc scenariusza skrajnie dla naszego kraju niekorzystnego i groźnego. Najgorsze nie jest jednak to, że postulują Polexit, lecz to, że podważają sojusz Warszawy z Waszyngtonem i poważnie romansują z Rosją, w której widzą sojusznika. Najpierw wyprowadzą nas z Unii i rozwiążą moralny, strategiczny i cywilizacyjny sojusz Polski z USA, a następnie rzucą nas w ramiona Putina? Nie możemy do tego dopuścić! Pomimo całej tej frustracji Unią, która staje się udziałem wielu z nas, pomimo rozczarowania Brukselą i jej lewicowym establishmentem politycznym – nie dajmy się porwać fałszywym prorokom! Tomasz Winiarski Amerykanista, dziennikarz relacjonujący wydarzenia z USA, korespondent mediów krajowych i polonijnych. Publicysta i felietonista. Miłośnik i propagator amerykańskiego stylu życia. Jego artykuły, wywiady i komentarze publikowane są w ogólnopolskiej prasie drukowanej oraz internetowej m.in. w Tygodniku Katolickim „Niedziela”, „Gazecie Polskiej”, „Dzienniku Gazecie Prawnej”, miesięczniku „Gazeta Bankowa”.   fot.WILL OLIVER/EPA-EFE/REX/Shutterstock
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama