Fałszerstwa wyborcze: fakt czy mit?
Podczas tegorocznej kampanii wyborczej częściej niż kiedykolwiek słyszymy o "fałszerstwach wyborczych" oraz o próbach zapobiegania im. Mają temu służyć zaostrzone przepisy czy monitorowanie przebiegu wyborów. To zaskakujące, jak dużo wysiłku przeznacza się na walkę z niemal nieistniejącym procederem.
- 11/06/2012 10:00 PM
Podczas tegorocznej kampanii wyborczej częściej niż kiedykolwiek słyszymy o "fałszerstwach wyborczych" oraz o próbach zapobiegania im. Mają temu służyć zaostrzone przepisy czy monitorowanie przebiegu wyborów przez członków rozmaitych organizacji. To zaskakujące, jak dużo wysiłku przeznacza się na walkę z niemal nieistniejącym procederem.
W swym raporcie Brennan Center for Justice pisze, że fala fałszerstw wyborczych jest zjawiskiem niemal nieistniejącym z prostego powodu. Są one najzwyczajniej "nieopłacalne" i „irracjonalne” – niosą za sobą ryzyko pięciu lat więzienia i 10 tys. dol. grzywy – i dlatego zdarzają się tak rzadko. Wymagają także poświęcenia sporej ilości czasu. Udokumentowane przypadki złamania wyborczego prawa przez osoby nie posiadające praw do głosowania, głosujące więcej niż jedne raz lub podające się za inne osoby stanowią około 0,0009 proc. wszystkich głosów. Według danych Krajowego Centrum Meteorologiczne sznasna na popełnienie wyborczego fałszrstwa jak równa szansom na to, że trafi w nas piorun. Twierdzenia, że fałszywe głosy są w Ameryce prawdziwą plagą, w oparciu o oficjalne dane są czystą fikcją.
Czytaj więcej o WYBORACH PREZYDENCKICH
Nie przeszkodziło to jednak ustawodawcom w wielu (pro-republikańskich) stanach na przyjęcie legislacji wymagających od zarejestrowanych wyborców przedstawienia w punkcie wyborczym oficjalnego dowodu tożsamości, co ma wyeliminować przypadki głosowania przez osoby nie będące uprawnione do udziału w wyborach. Tak brzmi wersja oficjalna. Nieoficjalnie wiadomo jednak, że chodzi o powstrzymania od udziału w wyborach sympatyków Partii Demokratycznej. To właśnie oni – Afroamerykanie, Azjaci, wyborcy poniżej 24 roku życia, seniorzy imigranci – nie posiadają oficjalnych dowodów tożsamości, którymi w USA są prawa jazdy. Według Brennan Center właśnie wyeliminowaniu z procesu wyborczego pewnych grup społecznych ma służyć wdrażanie restrykcyjnych przepisów wyborczych. W praktyce mogą potrzymać one od udziały w wyborach nawet 20 milinów mieszkańców USA uprawnionych do głosowania.
Działający przy New York Univeristy School of Law instytut zwraca uwagę, że zanim podjęte zostaną konkretne działania należy dokładnie przeanalizować dane dotyczące fałszerstw wyborczych.
Nie powstrzymuje to jednak organizacji takich jak „Truth the Vote” do rozsyłania listów kwestionujących prawo do udziału w wyborach do obywateli USA uprawnionych do głosowania. Głównie czarnych i ubogich Amerykanów, głosujących zazwyczaj na Demokratów.
Podkreślająca swą ponadpartyjność „Vote the Truth” na swej stronie internetowej pisze, że jest organizacją „not for profit” ubiegającą się w Urzędzie Podatkowym (IRS) o zwolnienie z podatków - ( 501 (c) (3). Jednocześnie jednak zaledwie 2 miesiące temu „Vote the Truth” przekazała na rzecz Republican State Leadership Committee związanego z Tea Party kwotę 5 tys. dolarów. Potwierdzają to dokumenty upublicznione przez jej zarząd.
Może więc członkowie organizacji zamierzający kontrolować imigrantów i Afroamerykanów w punktach wyborczych, powinni przyjrzeć się własnymi deklaracjami „ponadpartyjności” i kwestiom wykroczeń podatkowych. Te ostatnie zdarzają się w USA zdecydowanie częściej niż fałszerstwa wyborcze.
mp
Reklama