Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
niedziela, 24 listopada 2024 23:07
Reklama KD Market

Wiersz wielkanocny / An Easter Poem

Mój ojciec nie był człowiekiem wykształconym. Urodził się w małej wiosce w zachodniej Polsce i nigdy nie chodził do szkoły. Czasami żartował, że jedynym uniwersytetem, jaki ukończył, był obóz koncentracyjny w Buchenwaldzie, w którym spędził pięć lat. Ojciec nie miał pojęcia o wielu sprawach, które większości z nas wydają się oczywiste. Na przykład o religii. Nie dało się z nim porozmawiać o Mojżeszu, rajskim ogrodzie czy Trójcy Świętej, a przecież urodził się jako katolik. Ale mimo to był człowiekiem silnej wiary, takiej dziecięcej wiary, dzięki której to, w co wierzył, stawało się tak pewne, jak to, że Ziemia się kręci. Oto wiersz o tej wierze.

W co wierzył mój ojciec

Nie znał hymnu „Wieczna skała” ani pieśni „Przynosząc snopki” czy filmu „Drabina Jakubowa”. Nie wiedział niczego o zbieraniu się na brzegu rzeki, która płynie pod tronem Boga. Nigdy nie słyszał też o Katechizmie Baltimorskim, ani o tym, że sensem życia było kochać, szanować i służyć Bogu. Bywał w kościele, jako chłopiec w Polsce i wiedział, że jest katolikiem, ponieważ jego matka i ojciec spoczęli na cmentarzu pod drewnianymi krzyżami. Jego siostra Kasia też. Tego dnia, kiedy umarła ich matka, Kasia stała w rogu kuchni za piecem i płakała. Nie jadła ani nie piła, tylko płakała, aż umarła, aż pękło jej serce. Miała trzy, może cztery lata, on miał pięć. To, co wiedział o naturze Boga i religii, wiedział z kazań wygłaszanych przez księdza na mszy, i to mieszało się z jego życiem. Wiedział, że jest ciężkie i że nawet dzieci muszą cierpieć. Czasami, kiedy popił, pytał „Czy sam Bóg nie zesłał tu swego syna, by cierpiał?” Mój ojciec wierzył, że jesteśmy tu po to, żeby przenosić pnie, Których nie da się podnieść, by wbijać gwoździe tak zgięte, że łamią się za każdym uderzeniem. W obozie w Niemczech widział, jak ludzie próbują dokonać rzeczy niemożliwych i umierają. Mój ojciec wierzył, że życie jest ciężkie, że powinniśmy sobie nawzajem pomagać. Jeśli zobaczymy kogoś, kto wisi na krzyżu a jego własny ciężar rozrywa mu mięśnie, powinniśmy pomóc go przytrzymać, choćby tylko przez minutę nawet gdy wiemy, że to nie pomoże Go ocalić.

An Easter Poem

My father wasn't an educated man. He was born on a small farm in western Poland and never attended school. He used to joke that the German concentration camp he spent 5 years in was his college and university. He didn't know much about stuff most of us take for granted. One of the things he didn't know much about was religion. You couldn't talk to him about things like Moses or the Garden of Eden or the Holy Trinity, even though he was born a Catholic. But he had a strong faith, a child’s faith, and there were things that he believed with a certainty as sure as the turning of the earth. This is a poem about that faith.

WHAT MY FATHER BELIEVED

He didn’t know about the Rock of Ages
or bringing in the sheaves or Jacob’s ladder
or gathering at the beautiful river 
that flows beneath the throne of God.
He’d never heard of the Baltimore Catechism
either, and didn’t know the purpose of life 
was to love and honor and serve God. He‘d been to the village church as a boy 
in Poland, and knew he was Catholic
because his mother and father were buried 
in a cemetery under wooden crosses. 
His sister Catherine was buried there too. The day their mother died Catherine took 
to the kitchen corner where the stove sat,
and cried. She wouldn’t eat or drink, just cried
until she died there, died of a broken heart.
She was three or four years old, he was five. What he knew about the nature of God 
and religion came from the sermons
the priests told at mass, and this got mixed up
with his own life. He knew living was hard, 
and that even children are meant to suffer. 
Sometimes, when he was drinking he’d ask,
“Didn’t God send his own son here to suffer?” My father believed we are here to lift logs
that can’t be lifted, to hammer steel nails
so bent they crack when we hit them.
In the slave labor camps in Germany,
He’d seen men try the impossible and fail. My father believed life is hard, and we should
help each other. If you see someone 
on a cross, his weight pulling him down 
and breaking his muscles, you should try 
to lift him, even if only for a minute,
even though you know lifting won’t save him. ----- The poem is taken from my book about my dad and my mom and their experiences in WWII, Echoes of Tattered Tongues, available from Amazon. John Guzlowski amerykański pisarz i poeta polskiego pochodzenia. Publikował w wielu pismach literackich, zarówno w USA, jak i za granicą, m.in. w „Writer’s Almanac”, „Akcent”, „Ontario Review” i „North American Review”. Jego wiersze i eseje opisujące przeżycia jego rodziców – robotników przymusowych w nazistowskich Niemczech oraz uchodźców wojennych, którzy emigrowali do Chicago – ukazały się we wspomnieniowym tomie pt. „Echoes of Tattered Tongues”. W 2017 roku książka ta zdobyła nagrodę poetycką im. Benjamina Franklina oraz nagrodę literacką Erica Hoffera, za najbardziej prowokującą do myślenia książkę roku. Jest również autorem dwóch powieści kryminalnych o detektywie Hanku Purcellu oraz powieści wojennej pt. „Road of Bones”. John Guzlowski jest emerytowanym profesorem Eastern Illinois University. — John Guzlowski's writing has been featured in Garrison Keillor’s Writer’s Almanac, Akcent, Ontario Review, North American Review, and other journals here and abroad.  His poems and personal essays about his Polish parents’ experiences as slave laborers in Nazi Germany and refugees in Chicago appear in his memoir Echoes of Tattered Tongues.  Echoes received the 2017 Benjamin Franklin Poetry Award and the Eric Hoffer Foundation's Montaigne Award for most thought-provoking book of the year.  He is also the author of two Hank Purcell mysteries and the war novel Road of Bones.  Guzlowski is a Professor Emeritus at Eastern Illinois University.   fot.Pexels.com
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama