Desant w Caracas, czyli rosyjski blef / Kremlin's Bluff, or Russian Military Presence in Venezuela
- 04/14/2019 05:36 PM
Moskwa wysłała do Wenezueli około setki żołnierzy i 35 ton tajemniczego ładunku. Gdyby zrobiła to po cichu, można by uznać, że wyłącznym celem misji jest wsparcie reżimu Nicolasa Maduro i pomoc w rozprawieniu się z opozycją. Jednak świadomie Rosjanie nadali temu duży rozgłos. Bo chodzi o demonstrację, że Moskwa gotowa jest zaangażować się militarnie w Wenezueli. Problem w tym, że operacja w stylu Syrii jest nierealna. Putin blefuje, aby zapobiec możliwej interwencji USA i sojuszników.
Wojskowe samoloty transportowe An-124 i Ił-62 wylądowały pod Caracas 23 marca. Przyleciały z Rosji, z międzylądowaniem w bazie wojskowej Chmejmim w Syrii. Na pokładzie było 99 wojskowych, wśród nich szef sztabu głównego Wojsk Lądowych gen. Wasilij Tonkoszkurow. Do tego 35 ton ładunku – nie wiadomo, co to było.
Pojawienie się Rosjan w ogarniętej kryzysem Wenezueli wywołało ostrą reakcję USA. Prezydent Donald Trump i wiceprezydent Mike Pence wezwali Moskwę do „wyniesienia się” z Wenezueli i zaprzestania wspierania Maduro. Doradca ds. bezpieczeństwa narodowego John Bolton i specjalny przedstawiciel USA ds. Wenezueli Elliott Abrams mówią, że obecnie w Wenezueli znajduje się około 100 rosyjskich wojskowych i tysiące Kubańczyków, głównie w aparacie bezpieczeństwa. Rosyjski kontyngent wojskowy może składać się z sił specjalnych – powiedział agencji Reutera przedstawiciel władz USA. Szef amerykańskiej dyplomacji Mike Pompeo w rozmowie telefonicznej z rosyjskim ministrem spraw zagranicznych Siergiejem Ławrowem oświadczył, że Stany Zjednoczone i kraje regionu „nie będą bezczynnie przyglądały się”, jak Rosja potęguje napięcia w Wenezueli. John Bolton nawiązał do doktryny Monroe’a z XIX w., ostrzegając, że „Stany Zjednoczone nie będą tolerować tego, by wrogie obce mocarstwa utrudniały realizację wspólnych celów Zachodniej Półkuli – demokracji, bezpieczeństwa i rządów prawa”. Moskwa odrzuca wszystkie te zarzuty. Rosyjscy „specjaliści” przybyli do Wenezueli na podstawie umowy o współpracy wojskowo-technicznej między Moskwą i Caracas zawartej jeszcze w 2001 roku – oświadczyła rzeczniczka MSZ Rosji. Maria Zacharowa podkreśliła, że obecność rosyjskich wojskowych w Wenezueli jest zgodna z konstytucją tego kraju. Natomiast doradca Władimira Putina ds. polityki zagranicznej Jurij Uszakow gwałtowne protesty Amerykanów skomentował krótko: „Nie powinni martwić się naszymi wojskowymi w Wenezueli, powinni skupić się na odwrocie z Syrii”.
Misja specjalna
Pojawienie się rosyjskich żołnierzy w Wenezueli wywołało falę spekulacji na temat celu ich misji. Jedna wersja mówi, że Rosjanie mają za zadanie szkolenie wenezuelskich żołnierzy w obsłudze pewnych typów broni. Inna, że chodzi o przygotowanie ewakuacji Maduro i rosyjskiej ambasady w razie pogorszenia sytuacji w kraju. Jeszcze inna, że mają zapewnić ochronę rosyjskim dyplomatom, aby zapobiec wydarzeniom podobnym do tych z 2012 roku, gdy w libijskim Bengazi zabito ambasadora USA. Wiadomo, że wśród przybyszów są specjaliści od cyberbezpieczeństwa. Mają się zająć prowadzeniem operacji informacyjnych, przede wszystkim w mediach społecznościowych i ogólnie Internecie (zdaniem Moskwy Amerykanie i ich sojusznicy prowadzą na tym polu szeroko zakrojone propagandowe przygotowania do obalenia Maduro). Jeszcze ważniejszym zadaniem ma być ochrona cywilnych obiektów i infrastruktury krytycznej. To reakcja na rzekome cyberataki na elektrownie – rosyjscy eksperci mają pomóc zapobiec kolejnym blackoutom. Mają też zabezpieczyć przed podobnym cybersabotażem kluczowe dla gospodarki obiekty naftowe. Według nieoficjalnych doniesień, Rosjanie zostali rozmieszczeni w Ciudad Guyana. To miasto kluczowe dla wenezuelskiego sektora energii elektrycznej. Tutaj mieści się siedziba głównego producenta prądu w kraju: CVG Edelca. W tym rejonie znajdują się też dwie tamy Tocoma i Guri, znane jako Hydroelektrownia Simona Bolivara – czwarta pod względem zdolności produkcyjnych taka elektrownia na świecie.
Ale najważniejsze jest, że Rosjanie przybyli do Wenezueli otwarcie, w świetle kamer. Ten desant to „demonstracja zamiarów i możliwości” Rosji. Adresatem są przede wszystkim Stany Zjednoczone. Moskwa pokazuje, że nie zamierza w sprawie obrony reżimu ustąpić nawet o krok. Wydaje się, że rosyjscy decydenci są przekonani, iż USA w końcu zmienią strategię „zmiany reżimu przez Twittera” i zaczną dostarczać broń opozycji, żeby siłą obaliła Maduro. Stąd decyzja o wysłaniu żołnierzy.
Czy Kreml może powtórzyć w Wenezueli „wariant syryjski”? W Waszyngtonie niektórzy obawiają się, że będzie tak jak z Syrią, gdzie najpierw Rosja rozmieściła niewielki kontyngent wspierający Asada w sierpniu 2015 roku, a skończyło się operacją zakrojoną na szeroką skalę i dwiema rosyjskimi bazami wojskowymi w Syrii. Jednak w przypadku Wenezueli jest to nierealne. Rosyjska armia jest stanowczo za słaba, by pozwolić sobie na poważniejsze militarne zaangażowanie w Ameryce Łacińskiej. Wystarczy porównać dystans dzielący Rosję od Syrii z tym dzielącym ją od Wenezueli. Na dodatek tutaj jest bliżej do USA, a samą Wenezuelę otaczają państwa uznające Juana Guaido, przede wszystkim jedne z najsilniejszych na kontynencie militarnie Brazylia i Kolumbia. Po stronie USA są też inne kraje regionu skupione w tzw. Grupie Lima (oprócz Kolumbii i Brazylii Argentyna, Chile, Paragwaj, Kostaryka, Gwatemala, Honduras, Panama, Peru) oraz Kanada.
Moskwa może sobie pozwolić maksymalnie co najwyżej na wsparcie chavistów podobne do tego, którego udzielała w latach 80. XX w. sandinistom w Nikaragui w walce ze wspieraną przez USA partyzantką (contras). Zdaniem części ekspertów, prawdziwym celem „rozpoznawczej grupy”, która wylądowała pod Caracas 23 marca, jest rekonesans, zaplanowanie i przygotowanie wenezuelskiej armii na potencjalną inwazję amerykańskich sił specjalnych. Świadczyć o tym może obecność generała Tonkoszkurowa. To 59-letni weteran wojen z Afganistanie i Czeczenii. Należy pamiętać, że podobnie Rosja postępowała, gdy w Kijowie wybuchły protesty przeciwko Janukowyczowi. Moskwa wysyłała tam regularnie doradców, którzy mieli pomagać ówczesnym władzom Ukrainy rozprawić się z protestami.
Wenezuelski przyczółek
Ciekawy wątek poruszają też media kubańskie. Za sprowadzeniem Rosjan ma podobno stać wiceszef rządzącej w Wenezueli partii, Diosdado Cabello. Postać z ogromnymi ambicjami, swego czasu widziano w nim następcę Chaveza. Niewykluczone, że przygotowywany jest scenariusz, w którym skompromitowany Maduro zostaje zmuszony do ustąpienia, a jego miejsce zajmuje Cabello, ogłaszając „nowe otwarcie” w kraju, a być może nawet zgadzając się na rokowania z opozycją.
Rosjanie nie mogą dopuścić do upadku przyjaznego reżimu, jeśli chcą utrwalać czy nawet poszerzać swoje wpływy na półkuli zachodniej. Upadek Maduro i zmiana polityki Caracas na proamerykańską będzie wyrokiem śmierci dla innych przyjaciół Moskwy w Ameryce Łacińskiej – w pierwszej kolejności Kuby. Drugi powód zaangażowania Rosji to obawy przed utratą kilkunastu miliardów dolarów zainwestowanych w Wenezueli, głównie w postaci wsparcia Rosnieftu dla sektora naftowego. Dla Kremla obecny konflikt w Wenezueli jest kolejnym frontem rywalizacji z USA, coraz szybciej zmierzającym ku kolejnej proxy war. Rosyjscy politycy oskarżają Amerykanów o chęć wywołania kolejnej „kolorowej rewolucji” i w efekcie uczynienia z Wenezueli swego regionalnego wasala.
Należy pamiętać, że Rosja wspiera reżim Maduro dyplomatycznie, ale też w nieformalny sposób, ułatwiając działania związane ze sprzedażą rezerw złota czy też wspierając doradztwem wojskowym. Celem jest – gdyby porażka Maduro była przesądzona – przedłużanie agonii reżimu, podsycanie kryzysu, a na koniec doprowadzenie do takiej katastrofy sektora naftowego Wenezueli, by odbudowa wydobycia i przywrócenie eksportu trwały jak najdłużej.
Grzegorz Kuczyński – dyrektor programu Eurasia w Warsaw Institute. Ukończył historię na Uniwersytecie w Białymstoku i specjalistyczne studia wschodnie na Uniwersytecie Warszawskim. Ekspert ds. wschodnich, przez wiele lat pracował jako dziennikarz i analityk. Jest autorem wielu książek i publikacji dotyczących kuluarów rosyjskiej polityki.
The Warsaw Institute Foundation to pierwszy polski geopolityczny think tank w Stanach Zjednoczonych. Strategicznym celem tej organizacji jest wzmocnienie polskich interesów w USA przy jednoczesnym wspieraniu unikalnego sojuszu między dwoma narodami. Jej działalność koncentruje się na takich zagadnieniach jak geopolityka, porządek międzynarodowy, polityka historyczna, energetyka i bezpieczeństwo militarne. The Warsaw Institute Foundation została założona w 2018 roku i jest niezależną organizacją non-profit, inspirowaną bliźniaczą organizacją działającą w Polsce – Warsaw Institute.
The Warsaw Institute Foundation is Poland's first geopolitical think tank in the United States. The strategic goal of this organisation is to bolster Polish interests in the U.S. while supporting the unique alliance between the two nations. Its activity focuses on such issues as geopolitics, international order, historical policy, energy, and military security. Established in 2018, The Warsaw Institute Foundation is an independent, non-profit organization inspired the twin Poland-based Warsaw Institute.
Reklama