70. rocznica NATO: powrót do pierwotnej roli, ale w nienajlepszych nastrojach
- 04/03/2019 03:07 PM
Powstanie NATO było odpowiedzią Zachodu na opuszczenie żelaznej kurtyny w Europie i zagrożenie ze strony ZSRR. Po zakończeniu zimnej wojny sojusz zaadaptował się do nowej sytuacji i nawet powiększył, ale 70. urodziny obchodzi w klimacie obaw o przyszłość.
Pakt Północnoatlantycki zawarło w 1949 roku 12 państw: USA, Kanada, Belgia, Dania, Francja, Islandia, Włochy, Luksemburg, Holandia, Norwegia, Portugalia i Wielka Brytania. W 1952 roku dołączyły Grecja i Turcja, a w 1955 roku Republika Federalna Niemiec.
Celem NATO, jak to ujął jego pierwszy sekretarz generalny, Hastings Lionel Ismay, było „to keep Russians out, the Americans in and the Germans down” (trzymać Rosjan z daleka, Amerykanów przy sobie, a Niemców pod kontrolą). Zgodnie z pierwszym punktem tej triady, europejscy sojusznicy USA schronili się pod amerykańskim parasolem nuklearnym, niezbędnym wobec przewagi wojsk Układu Warszawskiego w Europie. Powstanie paktu gwarantowało pozostanie sił amerykańskich w Europie.
Trzonem sojuszu jest zasada, że atak na któregokolwiek z członków uważa się za atak na wszystkich – porównywany z „zasadą d'Artagnana” z „Trzech Muszkieterów” czyli: „Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”. W NATO sformułowano ją w artykule 5 Traktatu Waszyngtońskiego, który w wypadku agresji na państwo członkowskie zobowiązuje pozostałe do „pomocy zaatakowanemu krajowi przez natychmiastowe podjęcie, indywidualnie lub z innymi krajami, działań, jakie uznają one za konieczne, z użyciem sił zbrojnych włącznie, aby przywrócić i utrzymać bezpieczeństwo obszaru północnoatlantyckiego”.
Stałe zagrożenie ze strony rosnącego arsenału ZSRR utrzymywało spójność NATO mimo wewnętrznych sporów i kryzysów, jak wycofanie się w 1966 roku Francji z militarnej struktury dowodzenia sojuszu decyzją prezydenta Charles'a de Gaulle'a. Dowództwo NATO przeniosło się z Paryża do Brukseli, ale Francja pozostała w sojuszu i utrzymała swoje wojska w RFN. W 2009 roku powróciła do struktury militarnej NATO.
W okresie zimnej wojny szeregi NATO zasiliła jeszcze w 1982 roku Hiszpania. Pod koniec tej epoki na terenie RFN stacjonowało ok. 900 tys. żołnierzy sojuszu, z czego prawie połowę stanowiły siły USA.
Po rozpadzie ZSRR i rozwiązaniu Układu Warszawskiego, w USA pojawiły się głosy za samolikwidacją sojuszu wobec zaniku dotychczasowego zagrożenia. Rosja prezydenta Borysa Jelcyna wyrażała gotowość współpracy z Zachodem, popierając np. w Radzie Bezpieczeństwa ONZ inwazję na Irak pod wodzą USA. Zwyciężyła opcja wzmocnienia politycznego wymiaru NATO – miało się odtąd stać strażnikiem stabilizacji w Europie i wehikułem wciągania państw byłych członków bloku sowieckiego do wspólnoty krajów liberalno-demokratycznych, zgodnie z formułą „Europy zjednoczonej, wolnej i w stanie pokoju”.
Spełnieniem roli stabilizatora ładu międzynarodowego stały się w latach 90. operacje NATO na Bałkanach. Naloty na pozycje Serbów bośniackich doprowadziły do rozejmu w wojnie w Bośni i Hercegowinie i pokoju w Dayton. Bombardowania Serbii w 1999 roku doprowadziły do uznania niepodległości Kosowa.
NATO otworzyło drzwi do członkostwa dla byłych satelitów Moskwy, ustanawiając najpierw Partnerstwo dla Pokoju, formę zacieśnienia współpracy z perspektywą zaproszenia pod warunkiem spełnienia określonych kryteriów, jak demokracja i cywilna kontrola nad wojskiem.
Idea rozszerzenia NATO nie znajdowała z początku poparcia w USA. Przeciwko była większość mediów i ekspertów od polityki zagranicznej. Argumentowali oni, że przyjęcie do NATO krajów Europy Wschodniej zrujnuje współpracę z Rosją. Zwolennicy rozszerzenia podkreślali, że w nowej sytuacji sojusz „nie jest skierowany przeciwko Rosji” i chodzi jedynie o „powiększenie bezpieczeństwa” w Europie. Poparcie dla zaproszenia krajów byłego bloku sowieckiego wzrosło jednak po uzyskaniu w wyborach do rosyjskiej Dumy w 1993 roku 23 proc. głosów przez nacjonalistyczną partię Władimira Żyrinowskiego.
Polityczny establishment w USA przekonywał się do rozszerzenia NATO wraz z postępami demokratycznych reform w Polsce i innych aspirujących krajach. Administracja Billa Clintona poparła je w dużej mierze pod naciskiem etnicznych lobby, w tym głównie Polonii Amerykańskiej. W Madrycie w lipcu 1997 roku przywódcy państw NATO zaprosili Polskę, Republikę Czeską i Węgry. Obawy Moskwy uśmierzano tworząc Radę NATO-Rosja. W 1998 roku Senat USA ratyfikował wymaganą do rozszerzenia zmianę Traktatu Waszyngtońskiego, a 12 marca 1999 roku trzy wspomniane kraje zostały członkami sojuszu.
Proces rozszerzenia trwa do dziś. W 2004 r. przyjęto do NATO Bułgarię, Estonię, Litwę, Łotwę, Rumunię, Słowację i Słowenię, w 2009 roku Albanię i Chorwację. W 2017 roku członkiem została Czarnogóra, a na drodze do członkostwa znajduje się Macedonia Północna.
Postanowienia artykułu 5 o wspólnej obronie zaatakowanego kraju po raz pierwszy zrealizowano po ataku Al-Kaidy na USA 11 września 2001 roku. Inwazja na Afganistan, gdzie ukrywał się szef tej terrorystycznej organizacji Osama bin Laden, odbyła się jako akcja koalicji sił sojuszu pod dowództwem USA. Podobny charakter miała misja NATO w Libii w 2011 roku, przyspieszająca upadek dyktatury Muammara Kadafiego. W nowej doktrynie strategicznej sojusz ogłosił, że podejmuje teraz operacje „poza obszarem” pierwotnego działania, czyli Europą i Ameryką Północną, a więc staje się sojuszem globalnym.
Pierwsza dekada nowego stulecia, naznaczona konfliktami z radykalnym islamem, zbliżyła Zachód i Rosję, wspólnie zainteresowanych walką z dżihadystycznym terroryzmem. Postępowało jednocześnie wycofywanie sił amerykańskich z Europy. Jednak zaatakowanie Gruzji przez Rosję w 2008 roku, a przede wszystkim aneksja Krymu i wsparcie prorosyjskich separatystów na wschodzie Ukrainy w 2014 roku, diametralnie zmieniły sytuację. NATO w odpowiedzi wzmocniło wschodnią flankę, zwiększając liczebność wojsk w Polsce i krajach bałtyckich.
Napaść na Ukrainę sprawiła, że NATO powróciło do swej pierwotnej roli tarczy przeciw zewnętrznej agresji. Nie oznacza to jednak cofnięcia się historii do zimnej wojny, co ma konsekwencje dla sojuszu. Jego członkowie niejednakowo bowiem postrzegają dziś zagrożenie ze strony Rosji.
„Słabością NATO jest niedocenianie przez Europę faktu, że Rosja jest z nią praktycznie w stanie wojny” - powiedział PAP ekspert z American Foreign Policy Council, Stephen Blank. Inaczej niż w czasach zimnej wojny, gdy Europa bała się inwazji Układu Warszawskiego, obecnie zagrożone czują się w zasadzie tylko Polska, kraje bałtyckie i Rumunia. Polityka Niemiec wobec Rosji jest dwuznaczna, a kraje południa Europy bardziej zdają się obawiać imigracji z Afryki i Bliskiego Wschodu.
Filarem sojuszu zawsze były USA, ale chwieje się on za sprawą ich obecnego prezydenta. Donald Trump ma pretensje do partnerów z NATO o za małe wydatki na obronę – tylko siedem państw członkowskich przeznacza na to statutowe 2 proc. swego PKB. Trump sugerował, że zbyt skąpym członkom NATO Ameryka może odmówić gwarantowanej w artykule 5 pomocy w razie agresji. „Trump słusznie krytykuje sojuszników za nierówne rozłożenie ciężarów obrony, ale jego transakcyjne podejście do NATO szkodzi solidarności w sojuszu” - powiedział PAP Balazs Martonffy z Uniwersytetu Jerzego Waszyngtona (George Washington University).
Trump mawiał, że NATO jest „przestarzałe”, a nawet sugerował, że USA powinny z niego wystąpić. Wypowiada się w pojednawczym tonie o Rosji i komplementuje prezydenta Władimira Putina. Spowodowało to, że zjazd do Waszyngtonu z okazji 70. rocznicy sojuszu zdegradowano do szczebla ministrów spraw zagranicznych. Retoryka Trumpa, kwestionująca sens ładu międzynarodowego opartego na wielostronnych porozumieniach w sprawie zbiorowego bezpieczeństwa, podważa zaufanie do USA i sprawia, że sojusz, jak to ujął Jeremy Shapiro z European Council on Foreign Relations, „czuje się mniej spójny niż kiedykolwiek od zakończenia zimnej wojny”.
Z drugiej strony, polityka Waszyngtonu wobec Moskwy zdaje się nie zbaczać z dotychczasowego kursu i środki w budżecie na Europejską Inicjatywę Odstraszania osiągnęły w 2018 roku najwyższy poziom. „Oświadczenia Trumpa są niepokojące, ale jak dotąd nie zaszkodziły rozbudowie obronności” - uważa Stephen Blank. W Kongresie bowiem i większości politycznego establishmentu dominuje wciąż nieufność wobec Kremla.
Pojawiają się jednak sygnały, że w Ameryce Trump nie jest osamotniony w swym sceptycyzmie wobec NATO. Przed 70. rocznicą sojuszu w mediach nasilają się głosy podważające sens jego istnienia i nawołujące do mniejszego zaangażowania militarnego USA za granicą. Według sondażu Pew Research Center, 77 proc. Amerykanów nadal uważa, że członkostwo w sojuszu jest dla kraju korzystne. Ale w Partii Demokratycznej, która może dojść do władzy także w Białym Domu, rośnie w siłę lewica, przejawiająca skłonności izolacjonistyczne. Jej czołowi przedstawiciele z prezydenckimi ambicjami, jak Bernie Sanders i Elizabeth Warren, opowiadają się za znaczną redukcją zbrojeń i militarnej aktywności Stanów Zjednoczonych na świecie.
Tomasz Zalewski (PAP)
fot.Toms Kalnins/EPA-EFE/REX/Shutterstock
Reklama