Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
środa, 25 grudnia 2024 23:37
Reklama KD Market

Strajk hańby

Doprawdy trzeba mieć gigantyczny wręcz tupet, by walcząc o podwyżkę płac, w tak ordynarny sposób brać uczniów, a więc w większości dzieci, za swoich zakładników. Ich dobro w całej tej sprawie przestaje się liczyć. Schodzi na ostatni plan. Wyjątkowo przykre i rozczarowujące jest to, że zawodowi pedagodzy zupełnie nie liczą się z dobrem, w tym także psychicznym, swoich podopiecznych, na których rzekomo tak bardzo im zależy. To wyrachowany szantaż – strategia, która zakłada wprost – bierzemy jeńców i szantażujemy rząd tym, jak bardzo możemy im dopiec. Nie politykom, a właśnie tym biednym i zupełnie niewinnym nauczycielskich krzywd uczniom. No bo czymże innym jest organizowanie masowego, ogólnokrajowego strajku nauczycieli akurat tuż przed samymi egzaminami gimnazjalnymi oraz sprawdzianem ósmoklasisty? Tak jakby młodzież na tym etapie rozwoju miała mało nerwów i problemów. A co tam – dowalcie im jeszcze ten strach, że egzaminy zostaną odwołane, a oni będą musieli dostawać się do liceów na wariata, możliwe, że nawet kosztem długo wyczekiwanych wakacji. Ale kogo to będzie wtedy obchodziło, prawda? Zanim pochylimy się nad losem nauczycieli, zdajmy sobie sprawę, że wyrabiają oni tygodniowo mniej godzin na etacie, niż przedstawiciele innych zawodów, mają olbrzymią ilość dni wolnych od pracy – chociażby 2 miesiące latem i 2 tygodnie zimą. Wielu z nich zarabia również spore pieniądze na korepetycjach. Oczywiście nie ma chyba ani jednego nauczyciela, który od tych przychodów odprowadzałby podatki. Zarabiają zatem na czarno. Strajk zaplanowany jest na 8 kwietnia i ma być bezterminowy. Oznacza to, że w razie fiaska negocjacji z rządem nie da się wykluczyć również takiego scenariusza, w którym dojdzie do całkowitego paraliżu egzaminów maturalnych. A to nie będą już przelewki. W istocie może dojść do ogromnego paraliżu całej machiny edukacyjnej. W żargonie wojskowym armii amerykańskiej istnieje termin „collateral damage” – odnosi się on do strat wśród cywilów, którzy odnieśli śmierć w trakcie walk, chociaż sami nie byli celem ataku. Pytanie, które należy sobie dzisiaj postawić brzmi: jakie będą „straty” wśród licealistów w wyniku ogólnokrajowej wojny nauczycieli z rządem? Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego – organizacji, która odpowiada za masowy strajk nauczycieli – może nam wciskać kit, że protest ten nie jest polityczny. Zaklinać rzeczywistość twierdząc, że chodzi tutaj wyłącznie o dobro pracowników oświaty. Tymczasem fakty są takie, że szef ZNP był wielokrotnie fotografowany w towarzystwie liderów Platformy Obywatelskiej i szerzej – antypisowskiej koalicji. Udzielał im wsparcia i niemożliwe byłoby zaklasyfikowanie go do grupy niezależnych związkowców. Toteż trudno nabrać się na bajeczki, jakoby strajk miał być działaniem apolitycznym. To oczywista gra obliczona na zaszkodzenie Prawu i Sprawiedliwości, dziwnym trafem rozpoczęta akurat przed wyborami. Zastanawiające jest także to, że Broniarz i jego ZNP nie organizowali tak masowych protestów w czasach rządów koalicji PO-PSL, która w ciągu swoich trzech ostatnich lat u władzy, gdy nasza gospodarka odnotowywała już znaczący wzrost gospodarczy, nie dała nauczycielom złamanego grosza podwyżki. Dlaczego nie było wtedy pomysłów, by storpedować ogólnokrajowe egzaminy, a pojawiają się one teraz – gdy rządzi PiS – partia, która w okresie od kwietnia 2018 do września 2019 zagwarantuje nauczycielom podwyżki w wysokości 16 proc.? Wzrost wynagrodzeń, choć niewielki, w tym zawodzie nastąpił już w roku 2017, a więc na samym początku rządów PiS-u, a na rok 2020 rząd planuje kolejne podwyżki. Oczywiście pensje wielu nauczycieli (bo nie wszystkich) nadal są naprawdę niskie i nie można odbierać im prawa do walki o polepszenie swojego bytu. Protesty nie mogą jednak odbywać się tak wielkim kosztem uczniów, których ordynarnie bierze się za zakładników. Koniec kropka. To nie przystoi osobom, które aspirują do bycia mentorami młodzieży. Niech dadzą jej zatem dobry przykład – walcząc o swoje prawa niech nie gwałcą praw innych –w tym wypadku praw młodzieży w wieku szkolnym. Podwyżki nie mogą być też przyznawane na ślepo pod dyktando ZNP. Powinny one stymulować polepszanie jakości naszego rodzimego systemu edukacji. Stanie się tak tylko wówczas, gdy dodatkowe pieniądze będą przyznawane głównie w formie podwyżki za dobre wyniki w nauczaniu. Dokładnie tak, jak dzieje się to na wolnym rynku. Inaczej, finansując wszystkich w ciemno i po równo, przyczynimy się tylko do utrwalenia patologii. A niestety jest ona powszechna w szeroko rozumianej „polskiej szkole”. Co się tyczy zaś samego Sławomira Broniarza, szefa ZNP, to stracił on moralne prawo do reprezentowania jakiejkolwiek grupy pracowników oświaty. Jego haniebne słowa, w których zagroził, że nauczyciele mogą zablokować promocję uczniów do następnych klas, dyskwalifikują go po całej linii. Temu panu pomyliły się chyba systemy – to już nie jest komuna, a on nie jest panem i władcą, który będzie sobie łamał prawo rozdając, albo i nie, awanse do następnych klas. Kiedy dorośli się tłuką, rykoszetem obrywają dzieci – i to jest chyba w tym wszystkich najbardziej przykre. Tomasz Winiarski Amerykanista, dziennikarz relacjonujący wydarzenia z USA, korespondent mediów krajowych i polonijnych. Publicysta i felietonista. Miłośnik i propagator amerykańskiego stylu życia. Jego artykuły, wywiady i komentarze publikowane są w ogólnopolskiej prasie drukowanej oraz internetowej m.in. w Tygodniku Katolickim „Niedziela”, „Gazecie Polskiej”, „Dzienniku Gazecie Prawnej”, miesięczniku „Gazeta Bankowa”.   fot.pxhere.com
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama