Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
środa, 25 grudnia 2024 19:23
Reklama KD Market

Najciężej pracujący człowiek w Ameryce / The Hardest Working Man in America

Mój ojciec był chyba najciężej pracującym człowiekiem, jakiego znałem. Kiedy byłem dzieckiem, ojciec pracował na dwie ośmiogodzinne zmiany w ciągu doby. Zdarzały się lata, w których nie korzystał z przysługującego mu dwutygodniowego urlopu, ponieważ szefowie fabryki płacili mu podwójnie, jeśli pracował podczas wakacji. Tak, zgadza się – szefostwo płaciło wtedy mojemu ojcu stawkę za płatny urlop, a do tego jego zwykłą pensję. Mówili mu, że w ten sposób płacą mu podwójnie. Płacić podwójnie – to była jedna z pierwszych fraz, jakich ojciec nauczył się, kiedy w 1951 przyjechał do Chicago po latach spędzonych w niemieckich obozach dla uchodźców wojennych. Ojciec uwielbiał, gdy płacono mu podwójnie. Śmiał się i powtarzał, że to jedna z najlepszych rzeczy, jakie zdarzają się w Ameryce. Że dostaje coś za nic. Oczywiście, jego życie nie zawsze wyglądało w ten sposób. Ojciec spędził cztery i pól roku w w niemieckich obozach, gdzie jako niewolnik pracował po 16-18 godzin dziennie w fabrykach i gospodarstwach rolnych. Pomimo że pracował po tyle godzin dziennie, za swoją pracę nie zarobił złamanego feniga. Raz zdarzyło się, ze ojciec poskarżył się, że praca jest zbyt ciężka. Strażnik pobił go kijem do utraty przytomności. Kiedy ojciec ocknął się, nie widział na jedno oko. Kiedy mój ojciec nie pracował w chicagowskiej fabryce, wciąż zajmował się czymś wkoło domu. Pięć lat po przyjeździe do Ameryki moi rodzice kupili 5-apartamentowy budynek przy Potomac Avenue, niedaleko na wschód od Parku Humboldta. Budynek nie był szczytem marzeń, ale rodzice byli bardzo dumni, ponieważ to oni wynajmowali teraz mieszkania lokatorom. Dziewięć lat po przyjeździe do Ameryki sprzedali ten budynek i kupili następny, większy i ładniejszy, położony kilka kwartałów ulic dalej, przy Evergreen Street. Mama i tato zawsze pracowali doglądając, naprawiając i urządzając swoje budynki. Szpachlowali sufity, malowali ściany, lakierowali parkiety. Jeśli nie remontował akurat któregoś z mieszkań, ojciec z reguły rąbał drewno, którym palił w ogromnym piecu, albo kluczami i młotkiem walczył z cieknącymi rurami. W ogóle nie znał się na hydraulice, ale był przekonany, że potem i ciężką pracą można naprawić wszystko. Zawsze taki był. Pod koniec życia, kiedy na emeryturze przeprowadził się do Sun City w Arizonie, regularnie przyciągał do ogrodu drzewa pomarańczowe, z korzeniami owiniętymi jutą, i próbował je sadzić. Nawet kiedy wiedział już, że umiera na raka, wciąż znajdował sobie jakieś zajęcia. W końcu nadszedł czas, że nie był w stanie już dłużej pracować. Kiedy ojciec nie miał już wystarczająco siły, by stać, wtedy prosił mnie o pomoc. Ustawiał krzesło w ogrodzie, siadał na nim i z trudem łapiąc oddech pokazywał palcem miejsce, gdzie leżało kolejne przytaszczone pomarańczowe drzewo. „Posadź je tam Johnny” – mówił po polsku. „Posadź je tam”. Czasami jego oddech był tak słaby, że jego słowa stawały się szeptem. Wiecie, o co mi chodzi.

The Hardest Working Man in America

My father was probably the hardest working man I knew. 

When I was a kid he would work double shifts, 2 8-hour shifts a days, and some years he wouldn't take the scheduled one or two week vacations because the bosses at the factory where he worked would pay him double time if he worked through his vacations. That’s right. The bosses would give my dad his vacation pay, and then they would give him the week's salary on top of that. They would tell him he was being paid double time. 

Double time. It was one of the first phrases he learned when we came to Chicago from the DP camps in Germany in 1951. He loved earning double time. He'd laugh and say it was one of the best things about America. Like getting something for nothing. It hadn’t always been that way, of course. He had spent 4 and a half years in Germany as a slave laborer working 16 or 18 hours a day in the German fields and factories. Even though he was working those kinds of hours, he would never get paid a nickel. Once, when he complained about the work, the guard clubbed him unconscious. When my dad woke up, he was blind in one eye. When my dad wasn't working at the factory in Chicago, he was working around the house. Five years after coming to America, my parents bought a 5-unit apartment building on Potomac Avenue, just east of Humboldt Park. It wasn’t any kind of great place, but my dad and mom both were proud to be able to say they were landlords. And 9 years after coming to America, they sold that one and bought a bigger and better apartment building a couple blocks away on Evergreen Street. My dad--and my mom--were always working on these buildings to maintain them and spruce them up. They plastered ceilings, painted walls, and stripped and varnished floors. When he wasn't doing that kind of work, he would be outside chopping wood to feed the massive furnace we had in the basement, or he'd be in one of the apartments with his pliers and hammer working on a leak. He didn't know a thing about pipes, but he was sure that sweat and hard work could fix anything.

He was always like this. 

Toward the end of his life, after he retired to Sun City, Arizona, he was always hauling new orange trees -- with their roots bundled up in burlap -- into the back yard and trying to plant them. Even when he knew he was dying of cancer, he was still working like this. But sometimes, he just couldn't do the work anymore. He didn't have the strength to stand up, and he would ask me to help. He'd sit on a chair in the backyard, struggling to breathe and pointing to a spot where he had lugged the orange tree. 

"Plant it there, Johnny," he'd say in Polish. "Plant it there."

Sometimes, he'd have so little breath that the words would be a whisper. You know what I mean. John Guzlowski amerykański pisarz i poeta polskiego pochodzenia. Publikował w wielu pismach literackich, zarówno w USA, jak i za granicą, m.in. w „Writer’s Almanac”, „Akcent”, „Ontario Review” i „North American Review”. Jego wiersze i eseje opisujące przeżycia jego rodziców – robotników przymusowych w nazistowskich Niemczech oraz uchodźców wojennych, którzy emigrowali do Chicago – ukazały się we wspomnieniowym tomie pt. „Echoes of Tattered Tongues”. W 2017 roku książka ta zdobyła nagrodę poetycką im. Benjamina Franklina oraz nagrodę literacką Erica Hoffera, za najbardziej prowokującą do myślenia książkę roku. Jest również autorem dwóch powieści kryminalnych o detektywie Hanku Purcellu oraz powieści wojennej pt. „Road of Bones”. John Guzlowski jest emerytowanym profesorem Eastern Illinois University. — John Guzlowski's writing has been featured in Garrison Keillor’s Writer’s Almanac, Akcent, Ontario Review, North American Review, and other journals here and abroad.  His poems and personal essays about his Polish parents’ experiences as slave laborers in Nazi Germany and refugees in Chicago appear in his memoir Echoes of Tattered Tongues.  Echoes received the 2017 Benjamin Franklin Poetry Award and the Eric Hoffer Foundation's Montaigne Award for most thought-provoking book of the year.  He is also the author of two Hank Purcell mysteries and the war novel Road of Bones.  Guzlowski is a Professor Emeritus at Eastern Illinois University.

LightningAshesCover21[1]

LightningAshesCover21[1]

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama