Gdy piszę te słowa kalendarz wskazuje datę 5 marca. Zaprawdę dzień to wyjątkowy, nieprzeciętny i ponad wszelką wątpliwość godny odnotowania. Szczęśliwa to data dla wszystkich ludzi miłujących wolność i demokrację. Lat temu 66, równo co do dnia, zmarł bowiem Józef Stalin – jeden z najkrwawszych zbrodniarzy w historii ludzkości. Na swoim sumieniu miał więcej ludzkich istnień aniżeli sam Adolf Hitler! To doprawdy niecodzienne „osiągnięcie”. Anno Domini 1953 – niektórzy otwierali szampany, inni zaś ocierali łzy rozpaczy. Jeszcze inni zalani gaszonym wapnem spoczywali w bezimiennych dołach. W grupie płaczących po gruzińskim wąsaczu znalazła się Wisława Szymborska, poetka i późniejsza laureatka literackiej nagrody Nobla. W owym czasie oddana całym sercem komunistka i, co trzeba przyznać wprost, zdrajczyni wolnej Polski. Swój smutek po śmierci Stalina postanowiła przelać na papier. Tak powstał „Ten dzień” – wiersz ku czci sowieckiego dyktatora. Zawarła w nim Szymborska nie tylko rozpacz i żal, lecz również swoje osobiste wezwanie do umocnienia systemu stalinowskiego w Polsce. W innych utworach wychwalała Lenina oraz zachęcała młodych ludzi, by wstępowali do partii komunistycznej. To jednak nie koniec jej grzechów.
Romans Szymborskiej z czerwonymi był znacznie poważniejszy. W roku 1953 pisarka znalazła się w grupie „intelektualistów”, którzy podpisali „Rezolucję Literatów Polskich w Krakowie”. Dokument ten wzywał władze PRL do przyśpieszenia wyroków na księżach katolickich z kurii krakowskiej oraz kilku osób świeckich, których komuniści oskarżali o sprzyjanie Amerykanom i działalność szpiegowską na rzecz Waszyngtonu. Był to proces pokazowy, stanowiący element walki z Kościołem Katolickim. Nawet, gdyby „zarzuty” o współpracę z USA okazały się prawdziwe, wówczas byłby to tylko kolejny powód, by szanować polskich księży, a oskarżonym w tzw. „procesie krakowskim” stawiać pomniki.
Jak można zachwycać się poetką, która wychwalała Stalina i Lenina, wiernie służąc komunistycznej ideologii? To pytanie wciąż mnie prześladuje. Czy taką samą wyrozumiałość lewicowe "elyty" miałyby wobec poety, który rozpływałby się nad żywotem Adolfa Hitlera? Skąd zatem ten dysonans? Wszak jeden zbrodniarz i drugi zbrodniarz. Obecna wśród wiodącej dzisiaj prym na brukselskich salonach lewicowej inteligencji, swoista taryfa ulgowa wobec zbrodniczej ideologii komunistycznej jest smutnym przykładem relatywizmu moralnego tych środowisk. Chorobę tę powoduje bakteria Karola Marksa. Groźne zjawisko społeczno-kulturowe, z którym należy walczyć z całą stanowczością. Już słyszę te głosy oburzenia, że jak można bezpardonowo atakować polską literatkę i noblistkę. Naszą Szymborską ukochaną, nasz skarb narodowy! Wszak wielokrotnie przyznawała, że ów romans z komunizmem był „błędem jej młodości”. Przepraszała za tę pomyłkę. Racja. Jednak ta sama Szymborska na początku lat 90-tych, kiedy Polska zrzucała kajdany sowieckiej dominacji, zawiodła ponownie. Parafrazując słowa naszej narodowej bohaterki, członkini Armii Krajowej i żołnierza wyklętego Danuty Siedzikówny „Inki” – Szymborska nie zachowała się jak trzeba. Stała ramię w ramię z Adamem Michnikiem, red. naczelnym „Gazety Wyborczej”, gdy ten sprzeciwiał się działaniom rządu ś.p. premiera Jana Olszewskiego, zmierzającym do lustracji komunistycznej agentury w Polsce. Dla tego towarzystwa wzajemnej adoracji osoby domagające się prawdy o teczkach były, jak mówił sam Jacek Kuroń, „chore z nienawiści”. Doprawdy? Jeżeli w lewicowej nowomowie eksponowanie zdrajców narodowych jest przejawem nienawiści, to ja chcę być nienawistnikiem w służbie wrogom komunizmu. Ostatecznie przecież to prawda nas wyzwoli.
Zamiast czytać Szymborską polecam zatem tomiki wierszy Zbigniewa Herberta i Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. Pisane biało-czerwonym tuszem, ręką polskiego patrioty.
No cóż – jednym chwała, drugim hańba!
Gdy posłowie PiS-u – Jarosław Kaczyński, Beata Mazurek i Ryszard Terlecki – spóźnili się na sejmową minutę ciszy ku czci zamordowanego prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza, lewicowe media ogarnęła fala oburzenia. Nie ustawały w zażartej krytyce, doszukując się w tym spóźnieniu rzekomego działania z perfidną premedytacją. Kiedy jednak na pogrzebie premiera Olszewskiego zabrakło byłych prezydentów: Lecha Wałęsy, Aleksandra Kwaśniewskiego i Bronisława Komorowskiego, nie mówiąc już o całym panteonie innych ważnych polityków opozycji z Donaldem Tuskiem, Leszkiem Millerem, Jerzym Buzkiem, Kazimierzem Marcinkiewiczem i Ewą Kopacz na czele, te same redakcje i ci sami dziennikarze nie zdobyli się już na słowa krytyki. Relatywizm moralny w pełnej krasie!
No cóż – jednym chwała, drugim hańba!
Tomasz Winiarski
Amerykanista, dziennikarz relacjonujący wydarzenia z USA, korespondent mediów krajowych i polonijnych. Publicysta i felietonista. Miłośnik i propagator amerykańskiego stylu życia. Jego artykuły, wywiady i komentarze publikowane są w ogólnopolskiej prasie drukowanej oraz internetowej m.in. w Tygodniku Katolickim „Niedziela”, „Gazecie Polskiej”, „Dzienniku Gazecie Prawnej”, miesięczniku „Gazeta Bankowa”.
fot.Wikipedia
Reklama