Oczy świata były w ostatnich dniach skierowane na Warszawę, w której odbywała się międzynarodowa konferencja dotycząca Bliskiego Wschodu. Niektórzy spoglądali jednak na to wydarzenie spode łba, krytykując nie tylko jego organizatorów – Stany Zjednoczone i Polskę, lecz także jego format, a w zasadzie chyba już sam fakt, że w ogóle taki szczyt się odbywa. Najostrzejszy głos krytyki popłynął z Iranu, który nie został zaproszony do udziału w konferencji. Nieobecność Teheranu nie powinna jednak nikogo dziwić. Islamska republika jest bowiem jednym z głównych zagrożeń dla stabilności i pokoju na Bliskim Wschodzie. Iran nie utrzymuje stosunków dyplomatycznych ze Stanami Zjednoczonymi, które razem z Polską organizują bliskowschodnie rozmowy w Warszawie. Szef amerykańskiej dyplomacji Mike Pompeo zapowiadając konferencję w stolicy naszego kraju podkreślił, że będzie ona dotyczyła głównie wpływów Iranu w regionie Bliskiego Wschodu.
Krytycy, którzy zarzucają Waszyngtonowi i Warszawie antyirański charakter konferencji i niezaproszenie tego kraju do stołu, wykazują się rażącą wręcz ignorancją. Pytanie, czy tylko udają głupich i niepoinformowanych, czy naprawdę tacy są? Iran to kraj, którego przedstawiciele oraz ich zwolennicy w społeczeństwie, wznoszą okrzyki „śmierć Ameryce!”. Najwyższy przywódca tego kraju – ajatollah Ali Chamenei, bezczelnie i w pełen wrogości sposób tłumaczył to jako wezwanie „jedynie” do zabicia amerykańskiego prezydenta, sekretarza stanu i kluczowych polityków sprawujących władzę w USA. Nie zaś, jako groźbę wobec narodu amerykańskiego. Takie tłumaczenie nie zmniejsza w żaden sposób win irańskich przywódców. Skoro życzą śmierci amerykańskim politykom, oznacza to, że są śmiertelnymi wrogami Stanów Zjednoczonych. To z kolei czyni z nich także wrogów Polski, ponieważ my jesteśmy przyjaciółmi i sojusznikami USA. Wróg naszego sojusznika jest naszym wrogiem.
Skończyły się czasy miękkiego i spolegliwego Obamy, który naiwnie liczył, że Iranowi można zaufać i wypracować z nim porozumienie, które kraj ten będzie uczciwie realizował. Jego irracjonalna polityka zniesienia sankcji nałożonych na Teheran zapewniła islamskiej republice olbrzymie środki finansowe, które radykałowie sprawujący władzę w Iranie mogli wykorzystywać m.in. do finansowania śmiertelnie groźnych dla świata projektów militarnych. W tym samym czasie Unia Europejska, Obama i demokraci w Kongresie naiwnie liczyliby na to, że Persowie wywiążą się z zawartej z nimi umowy i zaprzestaną swoich starań, by pozyskać broń nuklearną. Krótkowzroczność prezydenta Obamy, podobnie jak ślepota europejskich przywódców, była uderzająca i niebezpieczna. Obecna administracja USA oraz republikanie na Kapitolu nie zamierzają wykazywać się podobną naiwnością w relacjach z Teheranem i popierają ostry kurs wobec Iranu. Waszyngton słusznie oskarża ten kraj o rozwijanie programu rakiet balistycznych, które są zdolne przenosić głowice nuklearne. To złamanie rezolucji ONZ z 2015 roku zabraniającej władzom w Teheranie kontynuowania tego typu aktywności. Zwrócił na to uwagę sekretarz stanu USA – Mike Pompeo w swoim komunikacie na stronie Departamentu Stanu, a faktu przeprowadzenia testu rakiet balistycznych nie negowali nawet sami Irańczycy. Na decyzję Donalda Trumpa o zerwaniu porozumienia nuklearnego z Iranem i ponownym nałożeniu na ten kraj sankcji, wpływ miały również informacje zdobyte przez izraelski wywiad. Wynikało z nich, że Teheran potajemnie kontynuuje prace nad pozyskaniem broni atomowej. Iran to także jeden z największych światowych sponsorów terroryzmu. Władze w Teheranie wspierają i logistycznie i finansowo m.in. terrorystów z libańskiego Hezbollahu i palestyńskiego Hamasu. Władze Iranu wielokrotnie wzywały także do całkowitego zniszczenia Izraela.
Na oczywiste i śmiertelnie niebezpieczne zagrożenia płynące ze strony Iranu ślepa pozostaje Unia Europejska. Główni jej gracze przedkładają bowiem perspektywę współpracy gospodarczej z Iranem nad bezpieczeństwo USA, Izraela, a także samej Europy. Wstyd i hańba! Handlując z krajem, który wspiera islamski terroryzm, sami de facto przyczyniają się do jego finansowania. Nieobecność na warszawskiej konferencji Federiki Mogherini, szefowej unijnej dyplomacji, a nawet jej zastępczyni Helgi Schmid, dowodzi zacietrzewieniu Brukseli w kwestiach relacji z Iranem. Żałosne próby tłumaczenia tej absencji brakiem miejsca w grafiku nikogo myślącego przekonać nie mogły. To tani trik i mało wiarygodny unik. Na łamach części niemieckich gazet Polska została okrzyknięta krajem, który stojąc ws. Iranu ramię w ramię z Ameryką, ma rzekomo rozbijać jedność Unii Europejskiej. Przypomnę, że były to te same gazety, które wcześniej ochoczo popierały budowę rurociągu Nord Stream II. Doprawdy zatrważająca to hipokryzja. Możemy być dumni z naszych władz. Stoimy bowiem ramię w ramię z Amerykanami, a Polska jest niestałym członkiem Rady Bezpieczeństwa ONZ, wybranym z rekordowym międzynarodowym poparciem. Krajem odgrywającym dzisiaj ważną rolę w zapewnieniu pokoju i stabilizacji na Bliskim Wschodzie. Coś, co jeszcze kilka lat temu mogło wydawać się jedynie politycznym science-fiction. Warszawski prestiż to fakt.
Tomasz Winiarski
Amerykanista, dziennikarz relacjonujący wydarzenia z USA, korespondent mediów krajowych i polonijnych. Publicysta i felietonista. Miłośnik i propagator amerykańskiego stylu życia. Jego artykuły, wywiady i komentarze publikowane są w ogólnopolskiej prasie drukowanej oraz internetowej m.in. w Tygodniku Katolickim „Niedziela”, „Gazecie Polskiej”, „Dzienniku Gazecie Prawnej”, miesięczniku „Gazeta Bankowa”.
fot.pxhere.com
Reklama