Zespół prawników pracujących dla prezydenta USA Donalda Trumpa zapowiedział, że nie będzie udzielać już więcej odpowiedzi na zapytania ze strony prokuratora specjalnego Roberta Muellera. Poinformował o tym w środę prawnik Trumpa, mec. Rudy Giuliani.
Donald Trump - jak podkreślił Giuliani w rozmowie z agencją Reutera - "udzielił już wcześniej wszystkich oczekiwanych odpowiedzi na piśmie".
"Jeśli o nas chodzi, to już koniec. Nie jesteśmy przekonani, żeby ludzie prokuratora specjalnego Muellera mieli jakieś pytania, na które odpowiedzi by jeszcze nie znali" - oświadczył Giuliani.
Dodał, że spodziewa się, iż zespół Muellera będzie chciał nałożenia kary na Trumpa za odmowę współpracy. "Ale powinni wiedzieć, że będziemy to zwalczać z piekielną siłą" - wskazał.
Rzecznik prokuratora specjalnego Muellera, Peter Carr odmówił komentarza w tej sprawie, gdy w środę zwrócili się o to dziennikarze agencji Reutera.
Pytania mogą okazać się jednak koniecznością - zauważa Reuters, bo prawnicy Paula Manaforta przypadkowo ujawnili, iż prokurator specjalny Robert Mueller koncentruje się na zarzucie udostępniania przez Manaforta danych sondażowych pochodzących ze sztabu wyborczego Donalda Trumpa powiązanemu z rosyjskim wywiadem Konstantinowi Kilimnikowi.
Mueller już wcześniej oskarżył Kilimnika o powiązania z rosyjskim wywiadem. Teraz okazuje się - jak pisze dziennik "The Hill" - że prokurator specjalny koncentruje się na tym, że Manafort w okresie, w którym był szefem sztabu wyborczego Trumpa, dostarczał Kilimnikowi dane dotyczące sondaży wyborczych.
Nie jest jasne, czy dane te były poufne, ale - jak pisze AP - czyni to bardziej prawdopodobnym scenariusz, w którym Rosja otrzymywała informacje od bezpośredniego otoczenia Trumpa, które wykorzystywała do ingerowania w przebieg amerykańskich wyborów.
Mueller, który prowadzi śledztwo w sprawie Russiagate, postawił Manafortowi zarzuty karne dotyczące prania brudnych pieniędzy, niezarejestrowania się w USA jako tzw. zagraniczny agent (lobbysta na rzecz obcego państwa), składania fałszywych oświadczeń, oszustw bankowych i podatkowych oraz utrudniania działania wymiaru sprawiedliwości i spisku na rzecz takiego utrudniania, a także usiłowania wpłynięcia na zeznania potencjalnych świadków. W pierwszej rozprawie, która toczyła się w Aleksandrii w stanie Wirginia, uznano go za winnego ośmiu zarzutów. Teraz sąd w Waszyngtonie rozpatruje kolejne, a wyrok może zapaść już w lutym.
Według prokuratora specjalnego Kilimnik był też zaangażowany w kosztowną, ocenianą na wiele milionów dolarów kampanię lobbingową w USA na rzecz Kijowa.
W artykule opublikowanym przez dziennik "The Washington Post" w środę zwrócono uwagę na dwa kluczowe elementy, które przedostały się do wiadomości publicznej. Po pierwsze - jest podejrzenie, że Manafort kłamał, ale w istocie przekazał dane dotyczące wyborców powiązanemu z Kremlem Konstantinowi Kilimnikowi z Ukrainy. Po drugie - starał się też ukryć, że spotkał się z Kliminkinem w Madrycie na początku 2017 r., choć dowody wskazują niezbicie, że obaj byli w tym samym czasie w stolicy Hiszpanii.
Najważniejsze w tym wszystkim jest to - pisze dziennik, że oba te fakty Manafort starał się tak usilnie zataić. Z jakiegoś powodu może też na tym szczególnie zależeć najbliższemu otoczeniu Trumpa.
Mueller, który ma bardzo szerokie uprawnienia w ramach swego śledztwa, bada też, czy sztab wyborczy Trumpa był w zmowie z rosyjskimi władzami oraz czy Trump już jako prezydent próbował utrudniać prowadzenie śledztwa. (PAP)
Na zdjęciu: Donald Trump
fot.SHAWN THEW/EPA-EFE/REX/Shutterstock
Reklama