Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
niedziela, 24 listopada 2024 22:57
Reklama KD Market

George H.W. Bush - prezydent, który potrafił się śmiać z samego siebie

George H.W. Bush, który w środę jest żegnany z honorami państwowymi w Waszyngtonie, miał rzadką u polityków cechę - potrafił śmiać się z samego siebie. Dowodem tego była jego długoletnia znajomość z parodiującym go w programie „Saturday Night Live!” komikiem Daną Carveyem. Carvey podczas swoich występów (1986-1993) w nadawanym przez sieć NBC od 1975 r. programie „Saturday Night Live!”, stworzył wiele niezapomnianych postaci jak The Church Lady - dewotki oburzonej upadkiem obyczajów, Hansa z duetu austriackich kulturystów Hans i Franz - który był lekką parodią aktora i późniejszego gubernatora Kalifornii Arnolda Schwarzeneggera, parodię Rossa Perota, kandydata na prezydenta w wyborach z 1992 r., czy komediowego sobowtóra George'a H.W. Busha. Szczyt popularności Carveya przypadł właśnie na prezydenturę Busha (1989-1993). "Saturday Night Live!" często rozpoczynał się w tamtym okresie monologiem „George'a H.W. Busha” w wykonaniu Carveya. Była to bezlitosna parodia wymowy, czasami niegramatycznej składni, charakterystycznej gestykulacji i ulubionych wyrażeń zmarłego w piątek 41. prezydenta USA. Autorem skeczy często był sam Carvey, a czasami inny komik "SNL!" Al Franken, który kilkanaście lat później został z ramienia Partii Demokratycznej senatorem ze stanu Minnesota. W Stanach Zjednoczonych dzięki pierwszej poprawce do konstytucji, która gwarantuje wolność słowa i ekspresji, każdy może bezkarnie naigrywać się z prezydenta. Carvey, oprócz mistrzowskiej kopii głosu i wspaniałej karykaturalnej wersji wyglądu prezydenta Busha, miał wrodzone poczucie taktu i nigdy nie przekroczył subtelnej granicy - co często zdarza się obecnym amerykańskim „stand-uperom”, którzy często w wulgarny sposób naigrywają się z parodiowanej osoby. Parodia Busha w wykonaniu Carveya była na tyle doskonałym odwzorowaniem stylu wypowiedzi prezydenta, że autorzy jego przemówień przy ich pisaniu korzystali z rad. Chodziło im o to, aby były one napisane w ten sam sposób, w jaki mówił George H.W. Bush, który w odróżnieniu od swojego poprzednika - Ronalda Reagana i następcy - Billa Clintona, nie był dobrym oratorem. Mógł jednak swobodnie czytać z telepromptera przemówienia napisane z zachowaniem typowej dla niego konstrukcji wypowiedzi i rytmu. W przeciwieństwie do Donalda Trumpa, który nienawidzi swojego sobowtóra z "SNL!", granego przez aktora Aleca Baldwina, Bush senior docenił swoją karykaturę i w 1992 r. zaprosił Carveya na przyjęcie świąteczne w Białym Domu. "Czy jest Pan pewien, że naprawdę chce Pan, abym przyszedł?" – zapytał wówczas Carvey. "Oczywiście" - odparł 41. prezydent. "Mam nadzieję, że nie przekroczyłem pewnej granicy?" - zapytał z obawą w głosie Carvey. "Jeśli o mnie chodzi to nie przekroczyłeś nigdy żadnej granicy” - zapewnił komika prezydent. Personel Białego Domu ryczał z śmiechu, kiedy po melodii „Hail to The Chief” (Chwała szefowi), którą z reguły zapowiadane jest przybycie prezydenta, przy podium we Wschodniej Sali Białego Domu w grudniu 1992 r. na przyjęciu świątecznym zamiast Busha pojawił się o dużo niższy od niego Carvey. Komik "SNL!" nosowym, trochę wysokim głosem prezydenta zaczął opowiadać zgromadzonym jak poprzedniej nocy podszywając się pod niego zadzwonił z sypialni Lincolna w Białym Domu do strzegącej prezydenta Secret Service (Tajnej Służby) i zapowiedział zdumionym agentom, że „zamierza biegać nago w ogrodzie Białego Domu”. Wkrótce do Carvey’a dołączył roześmiany, prawdziwy George H.W. Bush i pierwsza dama Barbara Bush. Razem zaczęli ćwiczyć typową gestykulację George’a Busha, która w „słowniku Carveya” ma swoje nazwy - „spinacz” (spięte palce obu dłoni), „auto stop” (kciuk uniesiony w górę), „rewolwerowiec” (palce wskazujące obu rąk wymierzone w publiczność). Podrabianie głosu 41. prezydenta - jak wyjaśniał Carvey - jest proste wystarczy wziąć głos aktora Henry’ego Fondy w filmie "Mr Roberts" i dodać trochę głosu znanego z westernów aktora Johna Wayne’a. 41. prezydent podziękował komikowi za jego prezentację. „Fakt, że możemy się śmiać z samych siebie to fundamentalna rzecz. (…) Dana dał mi wiele powodów do śmiechu” – powiedział. Bush senior – zawsze lojalny w przyjaźniach - utrzymywał kontakty z Carveyem po złożeniu urzędu prezydenta 20 stycznia 1993 r., i pisał kartki do komika w ważnych momentach jego życia jak np. w 1996 r., gdy kardiochirurg zoperował Carveyowi zdrową aortę. Wspominał też jego parodie w przemówieniu nad grobem prezydenta Geralda Forda w 2007 r. (Forda w "SNL!" odgrywał aktor komediowy Chevy Chase). Po śmierci Barbary Bush w kwietniu tego roku Carvey powiedział w satyrycznym programie „Connan O’Brian Show”, że „wspólnie z George'em H.W. Bushem przeżył wiele wzruszających chwil. To były inne czasy, to nie była wściekła polityka wypalonej ziemi.” Zdaniem politologów, Carvey w tej smutnej refleksji miał sporo racji - w obecnej sytuacji politycznej trudno sobie wyobrazić zaproszenie przez Trumpa do Białego Domu Aleca Baldwina. Na wiadomość o śmierci Busha 63-letni obecnie Carvey napisał na swoim profilu społecznościowym - z niebywałą jak na komika powagą - „jest zaszczycony i uprzywilejowany tym, że znał i mógł w ciągu ostatnich ponad 25 lat wiele razy przebywać w towarzystwie George’a H.W. Busha”. „Kiedy myślę o tamtych czasach najbardziej pamiętam jak mocno się śmialiśmy. Będzie mi brakowało mojego przyjaciela” - dodał komediowy sobowtór 41. prezydenta. Z Waszyngtonu Tadeusz Zachurski (PAP) fot.Aaron M Sprecher/EPA/REX/Shutterstock
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama