Jeżeli myśleli Państwo, że z okazji 100. rocznicy odzyskania przez naszą ukochaną Polskę niepodległości, rodacy nad Wisłą zakopią odwieczny topór wojenny i przestaną skakać sobie do gardeł. Jeżeli wydawało się Państwu, że choć na ten jeden dzień coś się tutaj w Polsce zmieni, to mam niestety złe wieści. Nic z tego! W starożytnej Grecji potrafiono przerywać wojny, czyli zabijanie ludzi, by wspólnie świętować i przeżywać Igrzyska Olimpijskie. U nas w Polsce nie potrafimy na chwilę przestać uprawiać polityki, by wspólnie przeżyć wspaniałą rocznicę powrotu naszego kraju na mapy Europy. Owszem Amerykanie również są podzielonym społeczeństwem – to normalne w demokracji. Potrafią jednak zapomnieć, przynajmniej w jakimś stopniu, o dzielących ich dogmatach i poglądach. Chociaż w te najważniejsze narodowe święta i dni pamięci: 4 lipca, 11 września, Święto Dziękczynienia, czy Memorial Day.
Najpierw prezydent RP Andrzej Duda zapraszał wszystkich, również środowiska opozycyjne, do udziału w organizowanym przez narodowców słynnym warszawskim Marszu Niepodległości. Politycy związani z tzw. „anty-PiS-em” z góry zapowiadali jednak, że nie będą maszerować ramię w ramię z „faszystami i rasistami” spod znaku ONR-u i Młodzieży Wszechpolskiej. Warunkiem udziału prezydenta w Marszu Niepodległości miało być zapewnienie organizatorów o zakazie jakichkolwiek flag i banerów o charakterze politycznym. To była rozsądna propozycja, która miała przeobrazić, przynajmniej na ten jeden raz, kontrowersyjny Marsz Niepodległości we wspólną imprezę wszystkich Polaków. Nawet gdyby to się udało – „opozycja totalna” nie chciała słyszeć o wspólnym świętowaniu. No tak – dla nich tak okrągła rocznica odzyskania niepodległości nie jest wystarczającym powodem, by na jeden choć dzień zapomnieć o politycznej wojnie w kraju. Narodowcy pokrzyżowali jednak prezydentowi plany odrzucając jego ultimatum ws. zakazu sztandarów partyjnych. Dali zatem pokaz pychy i wykazali się absolutnym brakiem gotowości do ustępstw, które miały pomóc zjednoczyć Naród.
Prezydent ogłosił, że w takim razie nie zamierza iść w Marszu Niepodległości, a w kraju ws. obchodów 11 listopada zapanował prawdziwy chaos. Nie wyglądało to dobrze – brak poważnej inicjatywy dotyczącej wspólnych państwowych obchodów w stolicy z udziałem prezydenta i premiera? I to w 100. rocznicę odzyskania niepodległości? To byłaby tragedia narodowa, o której pisano by w podręcznikach do historii 100 lat później. Politycy opozycyjni zamiast zaoferować gotowość do pomocy przy organizacji obchodów, skupiali się wyłącznie na wykorzystywaniu organizacyjnego pata do ataków na rząd i głowę państwa. Do całego tego bałaganu, który zaczynał być prawdziwym spektaklem żenady, swoją cegiełkę, albo cegłę raczej, dorzuciła prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz, która podjęła decyzję o zakazie Marszu Niepodległości. Jej argumenty były mało przekonujące i stanowiły kpinę z wolności i Konstytucji. Ograniczanie prawa do zgromadzeń, bo miejskiemu urzędnikowi nie podoba się sposób świętowania niepodległości? To przecież jawne pogwałcenie demokracji, które przywodzi na myśl najgorsze praktyki komunistów znane z mrocznych czasów PRL-u. W dodatku rozwiązanie Marszu Niepodległości radykalnie podnosiło ryzyko poważnych zamieszek w stolicy – rozwścieczeni decyzją warszawskiego ratusza organizatorzy zapowiadali, że impreza odbędzie się bez względu na wszystko. I co wtedy planowała zrobić HGW? Wysłać do ich pacyfikacji Straż Miejską? Bo to jedyna taka formacja mundurowa, która jej podlega… Tak jakby mało było zwolnień lekarskich w samej policji, której funkcjonariusze walczą w ten sposób o podwyżki swoich pensji. W przypadku utrzymania decyzji Gronkiewicz-Waltz w mocy, rząd PiS-u musiałby nakazać policji rozpędzenie nielegalnego zgromadzenia. Może ratuszowi chodziło właśnie o skłócenie uczestników marszu z politykami PiS-u? Narodowcy odwołali się od decyzji prezydent stolicy do sądu. Zanim ten wydał werdykt doszło jednak do kolejnego zaskoczenia, które odwróciło sytuację w Warszawie o całe 180 stopni.
Premier w trybie pilnym odwiedza Prezydenta. Panowie podejmują decyzję o organizacji swojego państwowego marszu niepodległości, który będzie szedł dokładnie tą samą trasą, co zdelegalizowany „oryginalny marsz narodowców” i w dokładnie tych samych godzinach. Szach mat pani Hanno Gronkiewicz-Waltz! Choć środowiska narodowe określają to mianem kradzieży ich oddolnej imprezy, trudno nie odetchnąć z ulgą. Wszak oto udało się doprowadzić ostatecznie do wspólnego marszu państwowego, który będzie wolny od agitacji politycznej i dostępny dla wszystkich Polaków. Jednocześnie prezydent i premier oddalili widmo zamieszek z policją, a starym weteranom oryginalnego Marszu Niepodległości umożliwili bezpieczne świętowanie. Z drugiej strony pojawiają się głosy, że to wszystko mogło być od początku ukartowane przez PiS i PO, które w ten sposób chciały odebrać marsz narodowcom. To jednak tylko teoria spiskowa, na poparcie której brak jakichkolwiek dowodów. 11 listopada wybieram się na prezydencki marsz. Wiem jednak, że ryzyko zamieszek nadal istnieje – narodowcy wystosowali pismo do Andrzeja Dudy, w którym apelują, by ten wstrzymał się ze swoją decyzją. Obawiam się, że niektóre osoby rozgoryczone przejęciem imprezy przez władze państwowe, mogą sprowokować poważne niepokoje społeczne. Starcia z policją, akty wandalizmu i wszystko to, czego wielokrotnie doświadczała stolica w minionych latach. No może poza prowokacjami ze strony służb mundurowych – no ale to była specjalność Platformy Obywatelskiej.
No cóż, znowu wychodzi na to, że Polacy nad Wisłą nie potrafią się zjednoczyć – nawet, gdy prosi o to ich własna ojczyzna. Jestem przekonany, że amerykańska Polonia piękniej będzie przeżywać ten wielki dzień w Chicago, Nowym Jorku oraz Milwaukee. Jeżeli w Warszawie dojdzie do zamieszek, bijatyk i dalszych wojen partyjnych – stwierdzę, że 11 listopada prawdziwa Polska była tam za oceanem – w polonijnych sercach. Polonio – pokażcie nam jak prawdziwie świętuje się odzyskanie niepodległości!
Tomasz Winiarski
Amerykanista, dziennikarz relacjonujący wydarzenia z USA, korespondent mediów krajowych i polonijnych. Publicysta i felietonista. Miłośnik i propagator amerykańskiego stylu życia. Jego artykuły, wywiady i komentarze publikowane są w ogólnopolskiej prasie drukowanej oraz internetowej m.in. w Tygodniku Katolickim „Niedziela”, „Gazecie Polskiej”, „Dzienniku Gazecie Prawnej”, miesięczniku „Gazeta Bankowa”.
fot.BARTLOMIEJ ZBOROWSKI/EPA-EFE/REX/Shutterstock
Reklama