Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 16 listopada 2024 19:45
Reklama KD Market

Europejskie dzisiaj, polskie jutro

Prezydent Andrzej Duda może sobie nazywać Unię Europejską „wyimaginowaną wspólnotą”, z której dla Polski „niewiele wynika”. Dla korespondenta z Warszawy oczywistym jest jednak, że to co dzieje się za Odrą jest niezmiernie istotne również dla naszego kraju. Dyrektywy uchwalane w Brukseli bezpośrednio oddziałują, często skrajnie negatywnie, na nasze polskie ustawodawstwo. Przykładowo, zmuszając Polskę do dalszych ograniczeń w dostępie do broni palnej. Zatem z Unii dla Warszawy wynika bardzo wiele. I nie zawsze mowa o oddziaływaniu pozytywnym w postaci dotacji, czy otwartych granic, o czym do znudzenia przypominają środowiska pro-unijne. Oczywiście mądre działanie ze strony naszego rządu może wpływ tych negatywnych zależności minimalizować lub całkowicie je niwelować. Dokładnie tak, jak to miało miejsce ze stanowczym polskim veto wobec przyjmowania muzułmańskich imigrantów, których do Europy bezmyślnie zaprosiła kanclerz Niemiec Angela Merkel. Choć srogo oberwaliśmy wtedy po głowie, opłacało się stanąć w prawdzie. Warto było postawić interes narodowy na pierwszym miejscu. Ostatecznie udowodniliśmy, choć w Brukseli nikt tego nam nie przyzna, że racja od początku należała do Polski. Problemy zachodniej części Starego Kontynentu, pod postacią stałego zagrożenia zamachami islamskich terrorystów, dzielnice-getta, do których nawet policja boi się wchodzić, znaczący wzrost zabójstw, gwałtów i napadów są całkowicie nieznane nad Wisłą. Dzisiaj nawet lewicy trudno negować, iż ten nasz polski spokój to w dużej mierze zasługa decyzji o niewpuszczaniu muzułmańskich imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej. Czy to się nam podoba czy nie, tkwimy jednak w europejskiej wspólnocie po uszy. To zaś oznacza, choćby za sprawą otwartych granic, że koń trojański islamskiego terroryzmu może w każdej chwili stać się również naszym polskim utrapieniem. Niech czujności polityków w Warszawie nie uśpi dotychczasowy brak zamachów motywowanych muzułmańskim ekstremizmem w naszym kraju. Islamizacja Europy to nie jakaś wyimaginowana i wyssana z palca teoria nacjonalistycznej prawicy, a najprawdziwszy fakt. Potomkowie tureckich gastarbeiterów w Niemczech oraz innych krajach UE udowodnili już swój skrajnie słaby poziom zasymilowania z europejskim społeczeństwem. Wielu z nich czuje się Turkami, nie zaś członkami narodu niemieckiego, belgijskiego, czy holenderskiego. Zademonstrowali to w trakcie europejskiego tournée prezydenta Erdoğana, który odwiedzał swoich obywateli mieszkających w krajach UE oraz wszystkich tych, którzy mają z nimi etniczne powiązania. Rozentuzjazmowany turecki tłum wiwatujący na widok Erdoğana mającego w UE status persona non grata, wykrzykujący za swoim liderem anty-europejskie hasła, bardziej przywodził na myśl wiece polityczne znane z Ankary, aniżeli obrazki z ulic europejskich metropolii. Niedawno obchodziliśmy 335. rocznicę zwycięskiej dzięki Polakom bitwy pod Wiedniem. Chrześcijańska tożsamość Europy, a już na pewno Austrii została wtedy uratowana przez polskiego króla Jana III Sobieskiego i jego skrzydlatych rycerzy tworzących husarskie chorągwie. Turkom nie udało się szturmem zdobyć miasta. Pomimo przewagi liczebnej ich siły zostały zdziesiątkowane i zmuszone do odwrotu. Co się odwlecze, to nie uciecze – to powiedzenie jest jednak w tej sytuacji nie tylko adekwatne, lecz również śmiertelnie poważne. Czyżby to czego nie udało się dokonać przy pomocy oręża, Turcy mieli osiągnąć poprzez stopniowe zaludnianie Austrii? Niedawno usłyszeliśmy, że władze Wiednia wstrzymały zgodę na instalację pomnika Jana III Sobieskiego. Swoją decyzję tłumacząc obawą o jego antyturecki wydźwięk i wojenny charakter, który może budzić lęk. Zatem tureckie lobby w Austrii przy zgodzie władz stolicy, stopniowo wymazuje tożsamość narodową tego kraju. Dziw bierze, że Austriacy godzą się, by ich własną historię cenzurowali muzułmańscy przybysze z Turcji. Granda! Co jeśli rosnąca w Europie niezasymilowana społeczność muzułmańska zacznie tworzyć własne siły polityczne, które zdobędą mandat wyborczy za sprawą głosów tejże społeczności? Co jeżeli takie twory polityczne będą stanowić wrogi Europie element, wierny innym niż europejskie krajom i wartościom? Czy wtedy ostatecznie i nieodwracalnie my Europejczycy stracimy nasz dom, a przynajmniej dużą jego część? Już dzisiaj muzułmański burmistrz Londynu bezczelnie i arogancko twierdzi, że zamachy terrorystyczne to element rzeczywistości życia w dużym mieście i należy się z tym faktem pogodzić. Pytam zatem – co będzie jutro? Prezydent Andrzej Duda ma rację, gdy w ślad za Donaldem Trumpem uderza w patriotyczny ton, stawiając sprawę jasno: przede wszystkim Polska i polskie interesy narodowe. Jest jednak w błędzie, gdy lekceważy lub pomniejsza rolę i oddziaływanie na nas brukselskiej wspólnoty, którą sami współtworzymy. Wszak europejskiej dzisiaj, to polskie jutro. Warto, abyśmy o tym pamiętali. Tomasz Winiarski Amerykanista, dziennikarz relacjonujący wydarzenia z USA, korespondent mediów krajowych i polonijnych. Publicysta i felietonista. Miłośnik i propagator amerykańskiego stylu życia. Jego artykuły, wywiady i komentarze publikowane są w ogólnopolskiej prasie drukowanej oraz internetowej m.in. w Tygodniku Katolickim „Niedziela”, „Gazecie Polskiej”, „Dzienniku Gazecie Prawnej”, miesięczniku „Gazeta Bankowa”.   fot.OLIVIER HOSLET/EPA-EFE/REX/Shutterstock
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama