Odkąd nasza cywilizacja wkroczyła na nieco wyższy poziom, samosądy i wymierzanie sprawiedliwości „na własną rękę” (w tym przypadku dosłownie!) stawały się coraz rzadszym elementem naszej codzienności. Nie oznacza to oczywiście, że zupełnie zanikły. Ba, w przeszłości, skądinąd wcale nie tak odległej, obowiązywał kodeks honorowy, który jasno definiował co to jest pojedynek i komu może zostać rzucona rękawica, czyli mówiąc wprost, propozycja stanięcia w szranki. „Przywilej” ten dotyczył, przynajmniej w Polsce, przedstawicieli stanu szlacheckiego oraz szeroko rozumianej inteligencji. Oczywiście pojedynkować mogli się wyłącznie mężczyźni. Dzisiaj taka forma odzyskiwania honoru odeszła do lamusa. Czy to oznacza jednak, że ludzie przestali skakać sobie do gardeł? Ależ skąd! Sami Państwo jednak przyznają, że prostackie mordobicie dwóch pijanych samców ciężko byłoby podciągnąć pod kodeks honorowy i zasady dżentelmeńskiego pojedynku.
Trudno dzisiaj rzucić komuś rękawicę. Po pierwsze byłoby to absolutnie nielegalne. Po drugie nawet gdyby rywal przyjął wyzwanie i stanął do walki, nie byłoby to romantyczne starcie na uklepanej ziemi, a raczej nudna, acz kosztowna batalia w sali sądowej. Mówimy na to – zmiany kulturowe. Mimo tychże cywilizacyjnych postępów nadal możemy obserwować, również w świecie polskiej polityki, zwyczaj dawania komuś „z liścia”. Policzkowanie, choć dzisiaj nikomu kulturalnemu nie przystoi, ma równie bogatą i długą tradycję, co pojedynkowanie. Chodzi w zasadzie o to samo – odzyskanie honoru lub wymierzenie sprawiedliwości za niehonorowy, bądź niegodny czyn. Przynajmniej w teorii. W praktyce, jak wiadomo bywa z tym różnie.
W 2014 roku Janusz Korwin-Mikke, wówczas europoseł, spoliczkował swojego „kolegę” z Parlamentu Europejskiego – eurodeputowanego PO Michała Boniego. Kilka lat później został za to skazany na grzywnę w wysokości 20 tys. złotych. Był to zatem czyn nieopłacalny – zarówno wizerunkowo, jak i ekonomicznie. Nie pomogło zasłanianie się „czynnością honorową” i tłumaczenie, że Boni uraził wcześniej godność Janusza Korwin-Mikkego. Nawet jeżeli racja stoi po naszej stronie, a dopuścimy się naruszenia nietykalności cielesnej w celu innym niż samoobrona, zawsze będziemy na tym stratni. Lepiej uczyć się na cudzych błędach, niż na swoich własnych. Niestety nie wszyscy stosują się do tej zasady i to pomimo niewątpliwych korzyści, które mogłyby z takiej praktyki wyniknąć.
Z negatywnego przykładu kontrowersyjnego prezesa partii Wolność wniosków nie wyciągnęła Dominika Arendt-Wittchen, pełnomocniczka wojewody dolnośląskiego ds. obchodów 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości. W trakcie uroczystości Dnia Weterana na pl. Piłsudskiego w Warszawie podeszła do kobiety skandującej w niebogłosy hasło „konstytucja!”, wykrzyczała jej w twarz: „Zamknij się głupia babo”, po czym ku zdziwieniu zgromadzonej gawiedzi, a także samych służb porządkowych, spoliczkowała protestującą. Część zwolenników opozycji zaczęła dopatrywać się w tym czynie rzekomych przejawów brutalizacji rządów PiS. „Władza, która ukradła demokrację, zaczęła już stosować przemoc fizyczną!” – stwierdzili. Te i podobne nonsensy zaczęły zasypywać przestrzeń medialną. W tym całym zamieszaniu wielu osobom uciekł pewien ważny szkopuł. Spoliczkowana kobieta nie była przypadkową, anonimową i niewinną manifestantką. To tzw. „Ruda z KOD-u”, czyli Magdalena Klim. Znana z licznych protestów zadymiara KOD-u, dla której święto polskich weteranów nie jest niczym wyjątkowym. W jej mniemaniu nie zasługują oni na odrobinę szacunku i spokojny, niezakłócony politycznym skandowaniem przebieg poświęconych im uroczystości. Co więcej, „Ruda z KOD-u” sama jest znana z agresywnego zachowania (pokazywanie środkowego palca policjantom), a także stosowania przemocy fizycznej. Na spotkaniu wyborczym z Patrykiem Jakim, kandydatem PiS na prezydenta Warszawy, zaatakowała 75-letniego mężczyznę, którego wyprowadziła z równowagi silnym pchnięciem przypominającym uderzenie. Gdzie wtedy byli ci wszyscy, którzy dzisiaj tak aktywnie bronią tej pani, robiąc z niej niewinną ofiarę? Mieczem wojujesz i od miecza giniesz. To kolejne przysłowie, o którym warto pamiętać.
Moralna racja znajduje się zatem po stronie pani policzkującej, a nie tej spoliczkowanej. Tylko co z tego? Za każdym razem, gdy naruszamy czyjąś nietykalność cielesną, sami pozbawiamy się racji i przegrywamy. Tak jak pani Dominika Arendt-Wittchen, która złożyła już dymisję. Choć stanęła w obronie godności polskich bohaterów narodowych, została potępiona, bo przekroczyła granice, których przekraczać po prostu nie wolno. Chcąc wygrać i pokazać naszą moralną wyższość, nie możemy zniżać się do poziomu naszych adwersarzy. W przeciwnym razie sami, na własne życzenie oddajemy zwycięstwo w ich ręce.
Tomasz Winiarski
Amerykanista, dziennikarz relacjonujący wydarzenia z USA, korespondent mediów krajowych i polonijnych. Publicysta i felietonista. Miłośnik i propagator amerykańskiego stylu życia. Jego artykuły, wywiady i komentarze publikowane są w ogólnopolskiej prasie drukowanej oraz internetowej m.in. w Tygodniku Katolickim „Niedziela”, „Gazecie Polskiej”, „Dzienniku Gazecie Prawnej”, miesięczniku „Gazeta Bankowa”.
Na zdjęciu: Dominika Arendt-Wittchen
fot.screenshot/YouTube.com/WolneMedia
Reklama