Politycy oślepieni wizją potencjalnego blasku chwały, która spływa na kandydata po wygranych przez niego wyborach, tracą często kontakt z rzeczywistością. Pomimo kosztownych rad całej armii zatrudnionych spin doktorów, w pogoni za kapitałem wyborczym ostatecznie robią sobie antyreklamę. Efektem końcowym jest utrata wiarygodności w oczach wyborców. Powodów takiej wizerunkowej porażki może być kilka. Jednym z nich jest składanie tak nierealnych obietnic, że nawet najtwardszy elektorat zaczyna powątpiewać, czy chodzi w tym wszystkim o coś więcej niż wyłącznie kiełbasę wyborczą. Obywatel ma gonić za marchewką, której nigdy nie powącha. W obliczu zbliżających się wyborów samorządowych Polacy muszą być na tego typu triki wyczuleni wyjątkowo. Przykładowo: liderzy warszawskiego wyścigu po fotel prezydenta stolicy obiecują wielkie inwestycje w nowe linie metra. Naprawdę chciałbym im wierzyć. Niestety wszystko wskazuje na to, że są to jedynie populistyczne obiecanki cacanki. Choć miłe dla ucha, są obietnicami bez pokrycia i bez szansy na realizację przez najbliższą dekadę. Ambitne plany budowy kolejnych linii metra, które dzisiaj ochoczo prezentują nam przed kamerami, po wygranych wyborach zostaną odłożone na półkę. Wrzucone do kartonu z napisem „odległa przyszłość”. Oczywiście dałoby się takie inwestycje przyspieszyć, budowa kolejnej linii metra jest realna nawet w bliższej perspektywie czasowej. Do tego jednak potrzeba dodatkowy środków finansowych. Można by je pozyskać zmieniając zasadę tzw. „Janosikowych”, które co roku nadmiernie obciążają budżet stolicy, pozbawiając warszawiaków szans na niezbędne inwestycje. Kolejny sposób – spowodować by każda osoba mieszkająca w Warszawie, zamiast wspomagać swoje rodzinne miejscowości, odprowadzała podatki tutaj w stolicy. Niestety, politycy ubiegający się o fotel prezydenta Warszawy, ci z realnymi szansami na zwycięstwo, nie poruszają tych kwestii.
Ryszardowi Petru (kiedyś Nowoczesna) przez długi czas zdecydowanie lepiej wychodziło rozbawianie Polaków głupkowatymi wpadkami („święto 6 Króli” itd.) aniżeli pozyskiwanie realnej siły w sondażach. Ostatnio jednak polski król kompromitacji utracił swoją pozycję lidera rankingu. Miejsce to z hukiem przejął kandydat PO na prezydenta Warszawy – Rafał Trzaskowski. Jedna z jego najnowszych kompromitacji, choć z pewnością nie ostatnia, dokonała się w ramach akcji „Otwarte drzwi dla Warszawy”. Odwiedzając jedno z warszawskich mieszkań, usłyszał od gospodyni, by uważał na pękniętą szybę w drzwiach. Oczywiście Trzaskowski, jako stary polityczny wyjadacz, nie mógł przegapić takiej okazji do zademonstrowania swojego „spontanicznego” heroizmu. W istocie najprawdopodobniej szczegółowo wyreżyserowanego chwilę wcześniej. Natychmiast chwycił za taśmę klejącą i mozolnie zaczął szybę doklejać do drzwi. Dosłownie! Wyglądało to, jak domowe naprawy w wykonaniu małego dziecka, które bawi się w „pana budowlańca”. Ktoś krzyknął, zapewne równie spontanicznie: „taki powinien być prezydent Warszawy!”. Doprawdy? Jeżeli Trzaskowski równie profesjonalnie zamierza podchodzić do rozwiązywania problemów stolicy, to nie wróżę sukcesu jego prezydencji. Oczywiście, jeżeli w ogóle do niej dojdzie. W tym spektaklu śmiechu i żenady mimo wszystko znalazło się też miejsce na improwizację. Kiedy Trzaskowski wychodził z mieszkania, szyba odpadła od drzwi. Jak ona śmiała odejść od scenariusza?! No cóż, taśma puściła. Specjaliści od budowania wizerunku politycznego podkreślają, jak ważne jest, by kandydat był obecny i aktywny w Internecie. W końcu to przecież piąta władza. Trzaskowski musiał jednak źle zinterpretować te rady. Co prawda jest obecny w sieci, ale teraz cały Internet się z niego śmieje. I wątpię, by dało się to naprawić taśmą klejącą.
Tomasz Winiarski
Amerykanista, dziennikarz relacjonujący wydarzenia z USA, korespondent mediów krajowych i polonijnych. Publicysta i felietonista. Miłośnik i propagator amerykańskiego stylu życia. Jego artykuły, wywiady i komentarze publikowane są w ogólnopolskiej prasie drukowanej oraz internetowej m.in. w Tygodniku Katolickim „Niedziela”, „Gazecie Polskiej”, „Dzienniku Gazecie Prawnej”, miesięczniku „Gazeta Bankowa”.
fot.Pixabay.com
Reklama