Jest takie miasto, które tętni życiem, choć kiedyś umarło. Istnieje, choć zostało obrócone w pył. Unicestwione, powstało niczym feniks z popiołów. Miasto umęczone, które przetrwało swoją własną śmierć. Miasto, które cierpiało, płakało. Miasto, które stanęło do walki. Dziś triumfuje w chwale. Dumne i wolne. W rytmie tutejszego pędu codzienności, charakterystycznego dla każdej metropolii, znajduje się jeden wyjątek. Swoista pauza. Każdego roku, 1 sierpnia o godz. 17:00 na jedną minutę miasto to całkowicie zamiera i staje w milczeniu, w bezruchu. Oddaje w ten sposób hołd swoim największym bohaterom. Tym miastem jest Warszawa, zwana niegdyś z uwagi na swoje architektoniczne piękno i bogate życie kulturowe „Paryżem Wschodu”. Odbudowana na własnych gruzach, wcześniej umęczona i zamordowana przez Niemców. Personifikacja nie jest tutaj przypadkowa, wszak miasto, o którym piszę, ma swoją duszę, swoje serce – zupełnie tak jak człowiek. Miejsce to jest święte. Dzisiaj stoi przecież na cmentarzu. Tworzy go tamten stary gruz – wspomnienie przedwojennego blasku stolicy – oraz wciąż zalegające kilka metrów pod ziemią szczątki bohaterów.
Warto mieć tę świadomość, gdy spaceruje się ulicami stolicy. Warszawa jest moim domem. Każdy dom jest mocny siłą i jakością fundamentów, na których został wybudowany. Warszawę wskrzeszono na jej własnych gruzach i ciałach powstańców. Jej fundament jest zatem wyjątkowo silny – to fundament odwagi, męstwa i godności. Fundament to wolność, za którą Warszawa była gotowa walczyć i ginąć.
Amerykanie mają takie powiedzenie – żyj wolnym albo giń. Jeżeli nie jesteś wolny, to powinieneś o tę wolność walczyć, nawet za cenę własnego życia. Jest tak, ponieważ te najwyższe wartości – honor, wolność – nie mają swojej ceny. Warszawiacy z roku 1944 doskonale to rozumieli. Dostrzegam zatem wspólnego ducha łączącego Polaków i Amerykanów.
Warszawa jest miastem mającym przed sobą wspaniałą przyszłość, ponieważ pamięta o swojej heroicznej przeszłości. Jako Warszawiak doceniam to każdego dnia. Jestem dumny z dziedzictwa, jakie 74 lata temu pozostawili nam Powstańcy. Mówi się, że kto ciągle patrzy tylko wstecz, nie zbuduje sobie przyszłości. Możliwe. Warszawa nie patrzy jednak wstecz tak po prostu. Ona ciągle żyje wspomnieniem, które trwa, które istnieje tutaj na każdym kroku. Wspomnieniem nie do wymazania. Wyrytym w masowej pamięci. W murach starych kamienic, w miejscach dawnych barykad, we wciąż obecnych dziurach po kulach, które zdobią wiele warszawskich ścian. Świadomość tamtych 63 dni to nieodzowna część bycia mieszkańcem tego miasta. Ta pamięć jest tutaj wiecznie żywa i stale obecna. Warszawa nie istnieje bez historii. Tutaj przeszłość łączy się z przyszłością w jedną spójną całość. Historia stolicy – tragiczna i bolesna – jest duszą tego miasta. Powodem dumy jego mieszkańców.
Informacja o wybuchu Powstania Warszawskiego, gdy tylko dotarła do Adolfa Hitlera, wywołała u niego typowy dla nazistowskiego führera atak wściekłości. Zakompleksiony wąsacz rozjuszył się do tego stopnia, iż w akcie zemsty chciał Warszawę całkowicie unicestwić. Zmieść z powierzchni ziemi, wymazać z map raz na zawsze. Myślał naiwnie, że zdoła utopić stolicę w jej własnej krwi. Miał przecież nie ostać się tutaj kamień na kamieniu. Gdyby tylko znał dewizę Warszawy, wiedziałby że jego demoniczne plany są z góry skazane na porażkę. Semper Invicta – zawsze niezwyciężona.
Niektórzy z uporem maniaka ciągle stawiają pytanie – czy było warto? Zawiera ono w sobie tezę, każącą sugerować, że Powstanie Warszawskie to było samobójstwo stolicy, fatalna decyzja, która kosztowała życie setek tysięcy ludzi, głównie cywilów. Czy Warszawiacy powinni stanąć do walki? Przecież mogli zachować się, tak jak wiele innych europejskich narodów i po prostu nic nie robić. Czekać z założonymi rękoma. Stchórzyć. To nie w naszym stylu! Jesteśmy Polakami, nasze wartości, nasza wiara i wewnętrzny kod nie pozwalają nam na bierność wobec okupanta. „Idź wyprostowanym, wśród tych co na kolanach” – pisał w swoim wierszu Zbigniew Herbert. Jesteśmy niczym tych 300 Spartan, nie ulegamy, nie padamy na kolana przed wrogiem. Jesteśmy gotowi stanąć do nierównej walki. Bóg, honor, ojczyzna. To nie są jakieś puste frazesy, to słowa klucze, bez których nie da się zrozumieć siły napędowej polskiego patriotyzmu.
Irytują mnie te wszystkie osoby, które próbują dzisiaj krytykować dowódców Powstania za ich decyzję podjętą 74 lata temu. Bawią się w sędziów historii. Jak oni śmią? Kto im dał do tego prawo? Dysponują wszak wiedzą nieporównywalnie bardziej rozległą. Znając bieg wydarzeń, które dowódcy Powstania mogli jedynie próbować przewidzieć – plasują się na z góry uprzywilejowanej pozycji. Łatwo jest oceniać historię, gdy się już zna jej rezultaty. Prawdopodobnie stolica była i tak skazana na tragedię. Nawet gdyby nie doszło do Powstania, Armia Czerwona starłaby się z wojskami niemieckimi w samym środku Warszawy. Miasto obracając w ruinę, a setki tysięcy jego mieszkańców skazując na śmierć. To tylko dywagacje historyczne, warto jednak brać je pod uwagę, zanim ktoś spróbuje krytykować decyzję o rozpoczęciu Powstania Warszawskiego.
Niektórzy twierdzą, że Powstanie Warszawskie to była zbrodnia. W mojej ocenie, dla zdecydowanej większości Powstańców ten zryw niepodległościowy miał głęboki sens. Wielu weteranów twierdzi, że dzisiaj postąpiliby dokładnie tak samo. Powstanie Warszawskie zbrodnią? Chyba Niemców, którzy tylko na Woli wymordowali ok. 65 tysięcy mieszkańców. Zaraz za nimi za tragedię tego miasta odpowiadają zdradzieccy Sowieci. Stacjonowali bowiem po prawej stronie Wisły i nie kiwnęli nawet palcem, by ruszyć z pomocą wykrwawiającej się stolicy. Warszawa ma zatem dwóch katów – Niemców oraz Sowietów. Należy o tym pamiętać.
Pragnę przypomnieć słowa, które wypowiedział płk Kazimierz Iranek-Osmecki, szef wywiadu AK: „Trzeba było przeżyć pięć lat okupacji w Warszawie w cieniu Pawiaka, trzeba było słyszeć codziennie odgłosy salw, tak że przestawało się je słyszeć, trzeba było asystować na rogu ulicy przy egzekucji dziesięciu, dwudziestu, pięćdziesięciu przyjaciół, braci lub nieznajomych z ustami zaklejonymi gipsem i oczami wyrażającymi rozpacz lub dumę. Trzeba było to wszystko przeżyć, aby zrozumieć, że Warszawa nie mogła się nie bić”.
Widok tętniącej dziś życiem stolicy – wspaniałej i pięknej metropolii, która ponownie zadziwia swą architekturą i nowoczesnością, obraz warszawiaków stających na baczność, gdy 1 sierpnia wybija godzina „W”, utwierdza mnie w przekonaniu, że ostateczne zwycięstwo należy do tego miasta.
Gloria Victis – chwała zwyciężonym!
Tomasz Winiarski
Amerykanista, dziennikarz relacjonujący wydarzenia z USA, korespondent mediów krajowych i polonijnych. Publicysta i felietonista. Miłośnik i propagator amerykańskiego stylu życia. Jego artykuły, wywiady i komentarze publikowane są w ogólnopolskiej prasie drukowanej oraz internetowej m.in. w Tygodniku Katolickim „Niedziela”, „Gazecie Polskiej”, „Dzienniku Gazecie Prawnej”, miesięczniku „Gazeta Bankowa”.
fot.JACEK TURCZYK/EPA/REX/Shutterstock
Reklama