Po kapitulanckim wystąpieniu w obecności Władimira Putina na szczycie w Helsinkach prezydent Donald Trump wdał się z ostrą wymianę zdań z prezydentem Iranu Hasanem Rowhanim. Obaj panowie – każdy we właściwy sobie sposób – pogrozili sobie wojną.
Rowhaniego zacytowała półoficjalna irańska agencja prasowa. Prezydent miał ostrzec administrację w Waszyngtonie, aby „przestała bawić się ogonem lwa”. “Amerykanie muszą zrozumieć, że pokój z Iranem to matka wszelkiego pokoju, a wojna z Iranem to matka wszystkich wojen” – miały brzmieć słowa Rowhaniego, które powieliły światowe media. I tego samego dnia irańskie media poinformowały o uruchomieniu masowej produkcji rakiet średniego zasięgu Fahur, zdolnych do odparcia napaści z powietrza.
Twitterowy krzyk Trumpa
Prezydent Donald Trump nie pozostał dłużny – na Twitterze wykrzyczał (tak określa się w świecie internautów wpis dokonany wielkimi literami) wiadomość do prezydenta Rowhaniego: “Niech pan nigdy, przenigdy nie grozi Stanom Zjednoczonym, bo poniesie pan konsekwencje, jakich do tej pory doświadczyło niewielu”. Było też o “obłąkanych słowach o przemocy i śmierci” i dobra rada zachowania ostrożności. Brzmi znajomo? Podobną retorykę przecież już słyszeliśmy, gdy prezydent Trump usiłował postawić do pionu północnokoreańskiego satrapę Kim Dzong Una. Też padały ostrzeżenia przed wybuchem krwawego konfliktu. Teraz uderzenie zostało wycelowane w Iran.
Skonsternowani sojusznicy
Już w maju Stany Zjednoczone wycofały się z międzynarodowego, wielostronnego porozumienia z Iranem, które było wynikiem wielomiesięcznych negocjacji. Trzy lata wcześniej USA, Rosja, Chiny, Francja, Wielka Brytania i Niemcy wymusiły na Teheranie ograniczenie programu nuklearnego i wprowadzenie mechanizmów mających zapobiec wejściu szyickiej teokracji w posiadanie broni jądrowej. Marchewką miała być w tym przypadku obietnica stopniowego znoszenia sankcji nakładanych na Iran jeszcze od czasów islamskiej rewolucji. System zaczął już działać i irańska ropa popłynęła szerszym strumieniem na światowe rynki.
Trump jednak od początku krytykował to porozumienie z 2015, uznając je za kapitulację Zachodu wobec nuklearnych aspiracji nieprzyjaznego państwa. Twierdził, że nie stworzono należytych mechanizmów kontroli Irańczyków. Jeszcze w czasie kampanii wyborczej uważał kompromis z Teheranem za jeden z największych błędów politycznych i strategicznych swojego poprzednika Baracka Obamy. Gdy objął urząd, wypowiedział porozumienie z Iranem, wprawiając w konsternację nie tylko swoich sojuszników, ale także i reżim w Teheranie, który sądził, że łatwiej będzie się dogadać z prezydentem-republikaninem niż z prezydentem-demokratą. Tymczasem Trump zaczął wprowadzać kolejne sankcje na Iran i żądać od innych krajów zaprzestania zakupów irańskiej ropy.
Złapał Kozak…
W odpowiedzi Teheran zaczął grozić zablokowaniem eksportu ropy z Zatoki Perskiej. Wystarczy jeden rzut oka na mapę, aby zrozumieć, że nie są to czcze pogróżki i że potencjalne strony konfliktu trzymają się nawzajem w szachu. Pomimo obecności tysięcy wojsk amerykańskich w tym regionie, Irak z łatwością mógłby zablokować żeglugę w cieśninie Ormuz. A to główna trasa eksportu ropy naftowych arabskich potentatów. Tą drogą przepływa 40 proc. transportu ropy drogą morską i 20 proc. całego przewozu ropy na świecie. Mimo incydentów żegluga w tym rejonie odbywa się w miarę spokojnie.
Blokada z pewnością oznaczałaby skokowy wzrost cen ropy na całym świecie i mogła stać się zarzewiem zbrojnego konfliktu, nie tylko w tej części Azji. Szyicki Iran ma też wiele historycznych i aktualnych powodów, aby nie lubić sunnickich sąsiadów. Równolegle z wypowiedziami prezydenta Rohwaniego wiceminister spraw wewnętrznych Husejn Zolfakari wystąpił z żądaniem likwidacji na terenie państw sąsiednich baz kurdyjskich separatystów. Z kolei Arabia Saudyjska ma do Iranu uzasadnione pretensje o wspieranie szyickich separatystów i grup plemiennych na Półwyspie Arabskim.
Już po wymianie ostrych słów między prezydentami Trumpem i Rowhanim, na Zachód dotarły wypowiedzi najwyższego duchowego przywódcy Iranu ajatollaha Alego Chameneiego. Poparł on w pełni stanowisko Rowhaniego. „Na słowie, czy nawet na podpisie Amerykanów nie można polegać, a zatem negocjacje z Ameryką są bezskuteczne” – oświadczył ajatollah.
Przygotowanie do rozmów?
Co prawda w ostatnich tygodniach Stany Zjednoczone złagodziły swoje stanowisko, sugerując, iż mogłyby zwolnić z sankcji tych sojuszników, których gospodarki są mocno uzależnione od irackiej ropy, ale kraje europejskie nie ukrywają, że nie byłyby w stanie stworzyć pakietu gospodarczego dla Iranu. Teheran znalazł się więc w trudnej sytuacji. Podobnie jak Stany Zjednoczone. Poparcie dla zbrojnego konfliktu z Iranem nie byłoby wysokie. Zresztą, biorąc pod uwagę potencjalne katastrofalne konsekwencje takiej wojny – choć zwycięstwo USA nie podlegałoby tu wątpliwości – trudno oczekiwać aby do niej doszło. W tym przypadku należałoby raczej zapytać głośno – kto skorzystałby najbardziej na ewentualnym paraliżu eksportu ropy z tego regionu świata i skokowym wzroście cen surowca? Jednym z największych zwycięzców, przynajmniej w ekonomicznym sensie okazałaby się Rosja. I może to jest najlepszym wyjaśnieniem, dlaczego jesteśmy jedynie świadkami pustych połajanek. Bo w samym rejonie Zatoki Perskiej nikt nie jest specjalnie zainteresowany dalszym wzrostem eskalacji.
Należy też uwzględnić, że Donald Trump po katastrofalnym spotkaniu z Władimirem Putinem w Helsinkach oraz bezproduktywnym szczycie z Kim Dzong Unem w Singapurze znów musi poprawić swój wizerunek silnego przywódcy wolnego świata. Paradoksalnie więc, możemy być świadkami przygotowywania negocjacyjnych pozycji przed wznowieniem rozmów z reżimem ajatollahów.
Ten scenariusz przecież już przerabialiśmy w przypadku Korei Północnej. W podręcznikach negocjacji przeczytamy, że właściwe zdefiniowanie punktu wyjściowego do negocjacji (tzw. anchoring) to więcej niż połowa sukcesu. Może w tym przypadku matką wszystkich negocjacji okaże się wymiana pogróżek?
Jolanta Telega
[email protected]
Na zdjęciu: Donald Trump, Hasan Rowhani
fot.Presidential Office Handout/Olivier Douliery/Pool/EPA-EFE/REX/Shutterstock
Reklama