Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
poniedziałek, 25 listopada 2024 08:26
Reklama KD Market

Między uniżonością a zdradą

Gdybyśmy nie wiedzieli, że to spotkanie liderów dwóch światowych mocarstw, moglibyśmy odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z wasalem i suwerenem. W poniedziałek 16 lipca w Helsinkach na oczach całego świata prezydent Donald Trump okazał słabość wobec Władimira Putina. Konferencja obu prezydentów zamieniła się w farsę i wzajemne przymilania. Przy okazji padły oczywiste kłamstwa, które obrażały inteligencję nie tylko Amerykanów. W świetle kamer zobaczyliśmy przywódcę wolnego świata, którego budżet wojskowy jest wielokrotnie wyższy od rosyjskiego, zachowującego się w sposób uniżony wobec Putina. To musiało zaboleć. Wśród wielu potępień prezydenta Trumpa, jakie przelały się przez media przez kolejne dni po feralnej konferencji prasowej w Helsinkach, pojawiło się także najcięższe z oskarżeń – zdrada. Liberalna bulwarówka ,,New York Daily News” umieściła na okładce tytuł ,,Open Treason”. Magazyn ,,Time” był już bardziej finezyjny – pokazał prezydentów Rosji i USA z komputerowo skomponowaną jedną twarzą. Hasztagów na Twitterze odmieniających słowo ,,treason” niepodobna było zliczyć. Negatywne komentarze pojawiły się nawet na antenie prawicowej stacji Fox News. Wbrew własnym służbom Co się właściwie stało w Helsinkach? Trump po kilku godzinach rozmów z prezydentem Władimirem Putinem odmówił potępienia rosyjskich prób ingerencji w wybory w USA w 2016 roku. Stojąc ramię w ramię w Władimirem Putinem dał do zrozumienia, iż wierzy zaprzeczeniom prezydenta Rosji. Uczynił to wbrew bezspornym ustaleniom własnych służb specjalnych, obciążającym Moskwę odpowiedzialnością za próby wpływania na wynik głosowania Amerykanów. Przy okazji przyznał też, że to Stany Zjednoczone odpowiadają za pogorszenie stosunków z Rosją. Słowa Trumpa zaszokowały cały świat. Zaledwie trzy dni wcześniej amerykański Departament Sprawiedliwości wystosował akty oskarżenia wobec 12 Rosjan, zarzucając im dokonanie ataków hakerskich na komputery Partii Demokratycznej. Teraz prezydent USA zasugerował – i to w obecności głównego winowajcy – że nic takiego nie miało miejsca. Co więcej, nie zgłosił sprzeciwu wobec pomysłu, aby rosyjskie służby włączyły się do sprawy przeciwko dwunastce hakerów. W tej sytuacji zapewnienia, że wciąż darzy ,,wielkim zaufaniem” własne służby, niewiele mogły pomóc. Media przypomniały, że zaprzeczanie rosyjskiej ingerencji leży w interesie prezydenta, bo zapobiega podważaniu legalności wyborów z 2016 roku. Dla kogo wróg, dla kogo przyjaciel? Analitycy badający takie czynniki jak sposób wysławiania się, czy język ciała, nie mają wątpliwości – z helsińskiego szczytu to Putin wyjechał jako zwycięzca. A prezydent zamiast kierować się racją stanu, skupił się na załatwianiu własnych, a nie amerykańskich interesów. Nie usłyszeliśmy więc potępienia ataków hakerskich i innych wysiłków Kremla, aby zmienić wynik wyborów. Prezydent nie mówił też wiele na temat Ukrainy, czy Syrii, gdzie interesy wolnego świata są krańcowo odmienne od rosyjskich. To odebrano jako niczym nie uzasadnione ustępstwa dokonane w imię nieokreślonej ,,poprawy” stosunków na osi Waszyngton-Moskwa. Zagrożenie ze strony Rosji dostrzegają i rozumieją Amerykanie, którzy nie podzielają opinii, że Władimir Putin jest dla Trumpa co najwyżej ,,konkurentem”, a nie wrogiem. W przeprowadzonym na ponad 5300 osobach tuż przed helsińskim szczytem sondażu NBC/Survey Monkey ponad dwie trzecie badanych wskazało Rosję jako na kraj nieprzyjazny lub wrogi. Tylko 23 proc. wierzy w przyjaźń amerykańsko-rosyjską, a tylko 5 proc. uważa Moskwę za sojusznika. Co czwarty badany twierdzi, że to właśnie Rosja jest największym zagrożeniem dla USA, wyprzedzając pod tym względem Koreę Północną, Chiny, Iran, czy tzw. państwo islamskie. Powszechna krytyka Krytyka postawy prezydenta okazała się tak powszechna, że już we wtorek Trump zapewnił, że jego słowa o nieingerencji Rosjan w wynik wyborów… były gramatycznym przejęzyczeniem. Ale na taką strategię damage control było już za późno. Helsiński szczyt został uznany za dotkliwą porażkę prezydenta USA. Nie pomogły podjęte później działania mające na celu kontrolowanie wizerunkowej katastrofy. Od Trumpa zdystansowali się nie tylko demokraci, ale także dotychczasowi polityczni sojusznicy. Przewodniczący Izby Reprezentantów Paul Ryan stwierdził, że Rosjanie majstrowali przy amerykańskich wyborach, choć jego zdaniem nie miało to wpływu na ostateczne wyniki. ,,Jestem w stanie zrozumieć chęć utrzymywania dobrych stosunków dyplomatycznych. To absolutnie racjonalne, ale Rosja nie posiada rządu działającego w dobrej wierze” – powiedział Ryan. Dla Lindseya Grahama, senatora z Karoliny Północnej postawa w Trumpa była ,,oznaką słabości, która stworzyła więcej problemów niż rozwiązała”. Senator z Arizony Jeff Flake wręcz określił wypowiedzi Trumpa jako ,,hańbiące”. Inny senator z Arizony John McCain (też republikanin, który nie ma powodu aby lubić zarówno Trumpa jak i Putina) nazwał konferencję w Helsinkach ,,jednym z najbardziej zawstydzających wydarzeń w historii Ameryki”. Jego zdaniem prezydent USA wyglądał jak narzędzie rosyjskiej machiny propagandowej. ,,Trudno obliczyć rozmiar szkód wyrządzanych przez naiwność, egotyzm, fałszywe porównania oraz sympatię dla autokratów” – dodał McCain. Takie słowa krytyki wobec prezydenta ze strony przedstawicieli własnego obozu politycznego nie miały precedensu. A język używany przez demokratów był dużo ostrzejszy. Kongresman Jimmy Gomez z Kalifornii uważa, że prezydent ,,otarł się o zdradę”. Senator Chuck Schumer z Nowego Jorku nazwał postępowanie prezydenta ,,niebezpiecznym, bezmyślnym i słabym”. Niepokój czują wszyscy Spotkanie Trump-Putin z wielkim niepokojem obserwowano również w Europie, a zwłaszcza nad Wisłą. Zaledwie kilka dni wcześniej prezydent USA podawał w wątpliwość sens istnienia NATO w obecnej postaci, a Unię Europejską potraktował – na razie werbalnie – jako gospodarczego wroga Ameryki. Perspektywa globalnej wojny handlowej staje się coraz bardziej realna. A to – jak twierdzi większość makroekonomistów – pewna recepta na ogólnoświatową recesję. Bez wątpienia polityka Donalda Trumpa prowadzi w kierunku zdefiniowania nowego układu sił na świecie. Wrze także w służbach specjalnych. Dyrektor National Intelligence Dan Coats wystąpił przeciwko własnemu prezydentowi, od którego otrzymał nominację, przypominając, że dowody na ingerowanie przez Rosjan w wybory są bezsporne i oparte na faktach. Na dodatek, według jego słów, to właśnie Rosja stoi za ,,nieustannymi wysiłkami zmierzającymi do osłabienia naszej demokracji”. Byli szefowie służb nie byli już tak uprzejmi, bo mówili wprost o zdradzie i kapitulacji. Kongres dysponuje niewieloma opcjami, z których może w tym przypadku skorzystać. Najbardziej oczywistym działaniem jest uchwalanie rezolucji. Większość zarówno w Senacie, jak i w Izbie Reprezentantów, ma w takim przypadku możliwość przedstawienia niewiążącego stanowiska w określonej sprawie. Tak było przed niedawnym szczytem NATO w Brukseli, gdy obie izby Kongresu wyraziły swoje poparcie dla dalszego istnienia sojuszu transatlantyckiego. Teraz możemy być świadkami podobnych deklaracji wobec służb specjalnych. Być może demokratom uda się także doprowadzić do publicznych przesłuchań najbliższych ludzi z otoczenia prezydenta, odpowiedzialnych za bezpieczeństwo narodowe. To także pośredni środek nacisku na Biały Dom. Kongres może również wprowadzać kolejne sankcje na Rosję i naciskać na administrację o usuwanie z terytorium USA kolejnych Rosjan, zajmujących się działalnością wywiadowczą. Przy obecnym nastawieniu do Białego Domu, sankcje mogą przejść taką większością głosów, że ewentualne weto prezydenta nie byłoby skuteczne. Republikański senator z Pensylwanii Pat Toomey już zapowiedział podjęcie kroków w tej sprawie. Natomiast nawoływania Demokratów, aby zakazać prezydentowi wypowiadania się w sprawie polityki zagranicznej (ang. censure), czy wręcz usunięcia go ze stanowiska (ang. impeachment) są tylko wzniecaniem politycznego hałasu. Republikanie mają większość w obu izbach Kongresu i na to nie pozwolą. Stawka jest wysoka Półtora roku prezydentury Trumpa przyzwyczaiło nas do tego, że we wtorek możemy usłyszeć z Białego Domu zupełnie coś innego niż w poniedziałek. Rzecznicy wyjaśniają, co prezydent chciał tak naprawdę powiedzieć, a sam Donald Trump potrafi prezentować sprzeczne i wykluczające się opinie. Sprawa być może byłaby i zabawna, bo przecież media chętnie karmią się wpadkami polityków, gdyby nie fakt, że w tym wypadku chodzi o przyszłość i bezpieczeństwo setek milionów, jeśli nie miliardów ludzi. O światowy pokój po prostu. Jolanta Telega [email protected] fot.ANATOLY MALTSEV/EPA-EFE/REX/Shutterstock
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama