Gdy niewątpliwa legenda, choć o wątpliwej moralności, pisze specjalny list do drugiej niewątpliwej legendy, należy się wówczas spodziewać czegoś absolutnie niespodziewanego. Będzie odzew czy też nie? To pytanie zadawali sobie Polacy aktywnie śledzący życie polityczne nad Wisłą. Zadawać je sobie musiał również sam Lech Wałęsa, autor wspomnianego „specjalnego listu”. Do samego końca nie mógł przecież wiedzieć, czy jego apel spotka się w ogóle z jakimś odzewem. W eter poszła informacja: legenda Solidarności, znana również w niektórych środowiskach pod pseudonimem operacyjnym „TW Bolek”, oficjalnie zwróciła się do frontmana zespołu Rolling Stones, Micka Jaggera, by ten skrytykował kontrowersyjne poczynania PiS-u wobec Sądu Najwyższego. Wiele osób wątpiło, że gwiazdor w ogóle zareaguje na wezwanie Wałęsy i zechce wpleść w swoje show tak bezpośredni i jednostronny przekaz polityczny.
Z drugiej strony muzyka Stonesów od zawsze była muzyką buntu, więc nadzieje te nie były tak zupełnie płonne. Summa summarum okazało się… no właśnie co się okazało? Bo każdemu okazało się coś zgoła innego. Ha! Jagger pogroził palcem Kaczyńskiemu – krzyczy lewica. Wcale, że nie! Jagger okazał wsparcie dla reformy PiS-u! – odpowiada wprost proporcjonalnie przeciwna tej narracji polska prawica spod znaku PiS. Tymczasem, gdzieś tam pośrodku tego gwaru i zgiełku, pomiędzy politycznymi barykadami, znajduje się ona – obiektywna prawda. Obok niej stoi sam Mick Jagger. Biedaczek został mimowolnie wciągnięty w sam środek nadwiślańskiego politycznego piekiełka. Nie jest to jego wina. On tylko króciutko nawiązał do apelu Wałęsy i do polskich sporów wokół Sądu Najwyższego. Zrobił to jednak w sposób wysoce dyplomatyczny. Na tyle, że trudno jednoznacznie stwierdzić, czy jego intencją było zrugać Prawo i Sprawiedliwość. A może chciał właśnie uniknąć zbytniego mieszania się do naszej rodzimej polityki?
Wszak szambo to potrafi przyprawić o porządny zawrót głowy nawet tak wprawionego weterana używek jak sam wokalista Stonesów. Bad trip gwarantowany! Narkotyki, alkohol, rock and roll – to mógł wytrzymać. Ale żeby zaraz pakować się w sam środek sporu opozycji z polskim rządem? Żeby włazić pomiędzy młot, a kowadło? Może to zbyt wiele nawet dla kogoś takiego, jak Jagger? Niezależnie jednak, której partii prawda jest bliżej tej, co stoi obok samego Jaggera – prawdy obiektywnej – faktem pozostaje jedno: Jagger to nie Bono. Nie zaangażował się politycznie do tego stopnia, byśmy mogli dzisiaj umieszczać go po którejś ze stron konfliktu i rozpisywać się o jego światopoglądzie oraz opinii na temat trapiących Polskę sporów politycznych. Jagger prawdopodobnie posłużył się tutaj metaforą – chciał po prostu śpiewać, a nie bawić się w sędziego, który będzie analizował i rozstrzygał kwestię reformy Sądu Najwyższego. Moim zdaniem to wyraźnie wynika z jego wypowiedzi. Mimo wszystko lewica i prawica przekręcają jego słowa, tak by wpisywały się w ich narrację, w ich jedyny słuszny dyskurs polityczny. To komiczna karykatura.
Zawiedzeni? A gdzież tam! Sprawni spece od komunikowania politycznego szybko wytłumaczą elektoratom zatrudniających ich partii, co tak naprawdę Jagger miał na myśli. Jeżeli chcą Państwo, aby Jagger wsparł protest opozycji, wystarczy otworzyć gazety antypisowskie. Jeżeli natomiast życzą sobie Państwo, by ten sam Jagger, w trakcie tego samego koncertu, opowiedział się po stronie reformy PiS-u – nic prostszego! Wystarczy jedynie zajrzeć do prasy prorządowej. Post prawda, jako element partyjnej propagandy ma jedną zaletę – każdy znajdzie tu coś dla siebie. Coś skrojonego wprost na jego własny światopogląd. Normalnie szycie na miarę! Tylko skoro na miarę, to czemu ciągle coś tak niewygodnie uwiera i uciska? „Polska, co za piękny kraj, jestem za stary, by być sędzią, ale jestem dość młody, by śpiewać” – to wszystko. Tyle po polsku powiedział na swoim koncercie na Stadionie Narodowym w Warszawie legendarny Mick Jagger.
Resztę proszę sobie dopisać samemu. Gdybym miał jednak coś tutaj sugerować, to stwierdziłbym, że Jagger odwołał się (już po angielsku) do wszystkich Polaków niezależnie od ich politycznych sympatii. „Byliśmy tu w 1967 r. Pomyślcie, ile osiągnęliście od tego czasu. Niech Bóg będzie z wami” – mówił. Wzywając nas w ten sposób, byśmy w tych najbardziej fundamentalnych kwestiach potrafili się zjednoczyć i mówić jednym głosem. Polskim głosem! Tak, by nie zaprzepaścić spuścizny tych wszystkich pokoleń naszych rodaków, którzy przez lata komunistycznej okupacji dzielnie stawiali opór bandyckiej władzy PZPR. Ci ludzie wywalczyli wolność i demokrację dla Polski. Nie wolno nam tego daru zmarnować. Jesteśmy im to winni!
Tomasz Winiarski
Amerykanista, dziennikarz relacjonujący wydarzenia z USA, korespondent mediów krajowych i polonijnych. Publicysta i felietonista. Miłośnik i propagator amerykańskiego stylu życia. Jego artykuły, wywiady i komentarze publikowane są w ogólnopolskiej prasie drukowanej oraz internetowej m.in. w Tygodniku Katolickim „Niedziela”, „Gazecie Polskiej”, „Dzienniku Gazecie Prawnej”, miesięczniku „Gazeta Bankowa”.
fot.HAYOUNG JEON/EPA-EFE/REX/Shutterstock
Reklama