Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
środa, 25 grudnia 2024 12:33
Reklama KD Market

Dwa oblicza wolności

Społeczeństwo oświecone! – wołają. Chyba oślepione! – chciałoby się odkrzyknąć. Skąpane, albo raczej umorusane w złudnym blasku unijnych antywartości, które kolejne swobody obywatelskie każą zakuwać w łańcuchy poprawności politycznej. Mamy wolność, lecz jest to wolność niepełna, niedoskonała, teoretyczna. A nader wszystko mocno ograniczona. Czyli tej wolności de facto nie mamy. A przynajmniej nie w takim wymiarze, w jakim ją mieć powinniśmy. Zapewniają nas, że jesteśmy szczęściarzami. Wybrańcami kapryśnego losu. Nielicznymi, którym dany został ten nieoceniony przywilej. My – obywatele Unii Europejskiej – żyjemy, przynajmniej zdaniem brukselskich urzędników, w najlepszym systemie pod słońcem. Jest nie tylko najbardziej postępowy i opiekuńczy. W całym świecie próżno szukać drugiego tak bardzo sprawiedliwego, liberalnego i przepełnionego humanistycznymi wartościami. Normalnie twór idealny. Bez wad. Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej orzekł niedawno, że kraje członkowskie, które co prawda nie muszą legalizować u siebie małżeństw jednopłciowych, muszą jednocześnie w pewnym sensie respektować takie związki zawarte w innych krajach wspólnoty UE. Sędziowie stwierdzili, że kraje należące do UE nie mogą naruszać swobody pobytu na swoim terytorium homoseksualnego małżonka, który sam nie jest obywatelem UE, ale w innym kraju członkowskim poślubił osobę legitymującą się paszportem Unii Europejskiej. Amerykański Sąd Najwyższy udowodnił niedawno, że w Stanach Zjednoczonych nadal obowiązuje wolność religijna oraz wolność słowa i poglądów, gwarantowana przez 1. Poprawkę do Konstytucji USA. Skład sędziowski wydał wszak decyzję, która w przepełnionej lewicowym światopoglądem Unii Europejskiej byłaby nie do pomyślenia. Stanął po stronie cukiernika z Kolorado, który odmówił upieczenia tortu weselnego parze homoseksualistów. Czy cukiernik miał do tego prawo? Oczywiście, że tak – i rozumie to każdy, kto potrafi czytać ze zrozumieniem zapisy amerykańskiej ustawy zasadniczej. Taka, a nie inna była jego wrażliwość religijna, takie miał wartości i poglądy. Zachował się w zgodzie z własnym sumieniem i żaden arbiter nie ma prawa tego negować. Tak się akurat złożyło, że niemalże w tym samym czasie, po drugiej stronie Atlantyku, polski Sąd Najwyższy orzekał w bardzo podobnej sprawie. Mam tutaj jednak złą wiadomość dla zwolenników wolności religijnej. Wyrok, który w tej sprawie zapadł nad Wisłą, został wydany w duchu wprost przeciwnym do decyzji amerykańskiego Sądu Najwyższego. Drukarz z Łodzi, który w 2015 roku odmówił organizacji LGBT przygotowania plakatu promującego wydarzenie związane z walką o prawa osób homoseksualnych, teraz przegrał przed polskim Sądem Najwyższym. To historyczny wyrok, który potwierdza, że w naszym kraju wolność religijna oraz wolność poglądów jest poważnie zagrożona. Oczywiście środowiska lewicowe odtrąbiły wielkie zwycięstwo. Przecież właśnie sądowo ograniczono prawo przedsiębiorcy do decydowania o tym, czy chce on wspierać konkretne ideologie poprzez świadczenie im swoich usług. Wyobraźmy sobie teraz taką sytuację: do redakcji lewicowej gazety przychodzą członkowie bardzo kontrowersyjnego i skrajnie prawicowego ONR-u. Organizacji, która bądź co bądź mimo wszystko cały czas jest w Polsce legalna. Chcą wykupić dużą reklamę na pierwszej stronie. Co wtedy robi redaktor naczelny i wydawca? Zgodnie z orzeczeniem Sądu Najwyższego, o ile reklama nie łamie prawa, będą oni zobowiązani usługę zrealizować. Ich sprzeciw byłby przecież dyskryminacją i nieuzasadnionym odmówieniem świadczenia usług, czego wprost zakazuje art. 138. Kodeksu wykroczeń. Ten sam, na który powoływali się sędziowie w sprawie nieszczęsnego drukarza z Łodzi. W ten sposób środowiska lewicowe same zapędzają się w kozi róg. Tak to się kończy, kiedy aparat państwowy ordynarnie ingeruje w wolność jednostki, wchodząc z buciorami pomiędzy dwóch kontrahentów próbujących zawrzeć transakcję. Jeżeli jakiemuś lewicowcowi nie podobają się zasady danego przedsiębiorcy – niech znajdzie sobie innego. Tak właśnie działa wolny rynek. Istnieją zatem dwa modele wolności, dwa jej oblicza. Ja wybieram ten amerykański. Tomasz Winiarski Amerykanista, dziennikarz relacjonujący wydarzenia z USA, korespondent mediów krajowych i polonijnych. Publicysta i felietonista. Miłośnik i propagator amerykańskiego stylu życia. Jego artykuły, wywiady i komentarze publikowane są w ogólnopolskiej prasie drukowanej oraz internetowej m.in. w Tygodniku Katolickim „Niedziela”, „Gazecie Polskiej”, „Dzienniku Gazecie Prawnej”, miesięczniku „Gazeta Bankowa”.   fot.MARK R. CRISTINO/EPA-EFE/REX/Shutterstock
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama