Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 23 listopada 2024 03:17
Reklama KD Market

Odcinek 12. Dystrykt stalowy i Polskie Południe

Profesor Dominik Pacyga opowiada historię chicagowskiej Polonii. Poznaj fascynujących ludzi, niezwykłe miejsca i wydarzenia związane z polskim Chicago. Co tydzień nowy odcinek – w poniedziałek jako podcast w radiu WPNA 103.1 FM, a w piątek – w weekendowym wydaniu „Dziennika Związkowego”. South Chicago to rejon Wietrznego Miasta położony na jego południowo-wschodnim krańcu – wzdłuż wybrzeża jeziora Michigan, na południe od ulicy 79. Przez ponad sto lat dzielnica ta była jednym z najważniejszych centrów przemysłu stalowego w Stanach Zjednoczonych. Ta prężnie rozwijająca się w dobie industrializacji branża przyciągnęła do Chicago rzesze pracowników, zarówno migrantów z innych rejonów USA, jak również imigrantów z Europy, w tym Polaków. Pod koniec 1910 roku Polacy stanowili najliczniejszą napływową grupę etniczną w chicagowskim Dystrykcie Stalowym. Polskie społeczności osiedlały się w pobliżu stalowni, odlewni i walcowni powstających wzdłuż brzegu jeziora Michigan i nad rzeką Chicago – m. in. w dzielnicy Hegewisch i dalej na południe – w Calumet City i w Indianie – w Hammond i Gary. W roku 1910 tylko rodowici Amerykanie przewyższali liczebnością Polaków w Dystrykcie Stalowym. Polski był powszechnie używany na najruchliwszej handlowej ulicy dzielnicy – Commercial Avenue – w sklepach, tawernach i instytucjach publicznych. Z Polskiego Południa pochodził pierwszy polski biskup w Stanach Zjednoczonych – proboszcz parafii Świętego Michała Archanioła, ks. Paul Rhode, wyświęcony na biskupa pomocniczego Chicago w 1908 roku. Łapówka za pracę Istniały dwie drogi, aby znaleźć pracę w chicagowskim Dystrykcie Stalowym. Robotnicy wykwalifikowani byli zatrudniani na stałe przez departamenty zatrudnienia, a stanowiący większość pracownicy niewykwalifikowani codziennie rano i po południu zbierali się przed fabrycznymi bramami z nadzieją na zostanie wybranymi do pracy przez brygadzistów. Podobnie jak w Dystrykcie Mięsnym w Stockyards, szanse na zatrudnienie mieli ci, którzy przekupili brygadzistów. Łapownictwo było tajemnicą poliszynela, a obowiązujące stawki wahały się od pięciu do 10 dolarów. Innymi sposobami przekupstwa były ugoszczenie brygadzisty w lokalnym barze lub udzielenie mu pożyczki, o zwrocie której pożyczkobiorca następnie „zapominał”. Piekielna dzielnica Stalownie, odlewnie i walcownie były ogromnymi fabrykami otoczonymi wysokimi drewnianymi płotami. Wysokie kominy i płonące bez przerwy piece zdominowały krajobraz South Chicago, a unoszący się nad fabrykami gęsty czerwonawy dym i jarząca się nocą łuna potęgowały diaboliczny charakter tej dzielnicy przemysłowych gigantów. Produkcja stali trwała nieprzerwanie, ponieważ właściciele stalowni nie mogli pozwolić sobie na wygaszenie pieców do przetopu rudy na żelazo. Produkcja uzależniona była zatem od dostaw rudy żelaza, wydobywanej w paśmie Mesabi w stanie Minnesota, a od 1914 r. także w paśmie Baraboo, w stanie Wisconsin. To stamtąd pochodziła większość rudy, którą pływające po Wielkich Jeziorach barki wyładowywały w Chicago. Niebezpieczna robota Praca w Dystrykcie Stalowym była bardzo niebezpieczna. Trudne warunki, towarzysząca produkcji stali wysoka temperatura, użycie ciężkiego sprzętu i zagrożenie eksplozjami powodowały, że wypadki zdarzały się bardzo często. Tylko w styczniu 1906 r. w stalowni Illinois South Works w 41 wypadkach zginęło 46 mężczyzn, w tym dziesięciu w wypadkach kolejowych na terenie stalowni. Z dokumentów medycznych wynika, że każdego roku tylko w tej jednej fabryce dochodziło do przynajmniej dwóch tysięcy wypadków. 10 października 1907 roku pracujący w South Works Walter Stelmaszyk podszedł do jednego z pieców, by wydobyć z niego próbkę surówki, kiedy fabryczną halą wstrząsnął potężny wybuch. Eksplozja i wyciek płynnego żelaza spowodowały śmierć czterech pracowników. Wybuch nastąpił na skutek kontaktu surówki z wodą, która dostała się do wnętrza pieca. Dwa miesiące wcześniej operator pieca zauważył przeciek i zbierającą się w pobliżu wlotu wodę. Zgłosił usterkę, ale została ona naprawiona w sposób prowizoryczny – pęknięcie zostało załatana gliną, która w wysokiej temperaturze wyschła i wykruszyła się. Niedbalstwo, pośpiech i chciwość właścicieli fabryk, którzy nie zatrzymywali produkcji nawet pomimo niebezpieczeństwa, nie po raz pierwszy, i nie ostatni – były przyczyną tragedii. Stalownie z reguły nie informowały o szczegółach śmiertelnych wypadków, a rodziny zmarłych pracowników często nigdy nie dowiadywały się, w jakich okolicznościach zginęli ich bliscy. Władze fabryk z reguły nie wpuszczały członków rodzin na teren pracowniczych szpitali. Doszło do tego, że rządy Niemiec, Rosji i Austro-Węgier wytoczyły proces zarządowi stalowni Illinois Steel, ponieważ firma nie informowała przebywających w Europie rodzin zmarłych pracowników o śmierci bliskich.
Kto bliżej bramy Wysoka śmiertelność w Dystrykcie Stalowym sprawiła, że usługi pogrzebowe stały się intratnym biznesem. Właściciele przedsiębiorstw pogrzebowych zabiegali o ciała ofiar wypadków, a przy ich wydawaniu decydowała lokalizacja – ciało do pochowania otrzymywał ten przedsiębiorca, którego zakład znajdował się najbliżej fabrycznej bramy numer jeden. Zasada ta spowodowała nieco makabryczne współzawodnictwo pomiędzy przedsiębiorcami pogrzebowymi, którzy za wszelką cenę starali się znaleźć w jak najbliższym sąsiedztwie stalowni. W końcu jeden z przedsiębiorców kupił budynek znajdujący się obok bramy i w ten sposób zapewnił sobie stały dopływ ciał i stałe źródło dochodu. W 1906 r. w Dystrykcie Stalowym wprowadzono odgórnie Program Bezpieczeństwa Pracy, dzięki któremu poprawiło się bezpieczeństwo, a liczba wypadków w latach 1907-17 spadła. 96 godzin pracy Nie tylko niebezpieczne warunki doskwierały pracownikom stalowni w South Chicago. Musieli oni wytrzymać tempo pracy i długie zmiany. Dzień pracy w Dystrykcie Stalowym trwał 12 godzin, co przy sześciodniowym tygodniu pracy dawało 72 godziny. Ponieważ jednak proces produkcyjny trwał bez przerwy, aby jedna grupa pracowników mogła cieszyć się wolną niedzielą, inni musieli raz na dwa tygodnie, na zmianę, pracować bez przerwy przez 24 godziny. Ta całodobowa zmiana, zwana Long Term, powodowała, że co drugi tydzień pracownicy spędzali w stalowniach 96 godzin. Warunki życia w polskiej enklawie w South Chicago były trudne. Dzielnica The Bush, w której mieszkali Polacy, była jedną z najgęściej zaludnionych dzielnic Chicago. The Bush przypominało slumsy, a Polacy mieszkali w drewnianych przeludnionych domach, bez bieżącej wody i kanalizacji, przy zawalonych śmieciami ulicach. Przy domach hodowano zwierzęta – kury, świnie i kozy, które zimą często przetrzymywano wewnątrz budynków. Polacy mieszkający na Bushu nieustannie mieli świadomość bycia najtańszą siła roboczą. Dźwięk własnych dzwonów Trudne warunki panujące w przemysłowej dzielnicy szybko doprowadziły do wytworzenia się wśród Polaków poczucia wspólnotowości. W South Chicago powstały cztery polskie parafie: Niepokalanego Poczęcia Maryi Panny (powstała w roku 1882), Świętego Michała Archanioła (1892), a następnie – parafie Świętej Marii Magdaleny i Świętej Bronisławy. Socjologowie, którzy w latach 30. XX wieku odwiedzili Polskie Południe, zapytali mieszkających tam Polaków – „Jak to się stało, że przy tak niskich zarobkach zdołaliście wybudować tak imponujące kościoły?”. Odpowiedź brzmiała: „Kiedy umrzemy, chcemy zostać pochowani przy dźwiękach naszych własnych dzwonów. Tak jak w Polsce.”. Demonstrowanie i poczucie polskości było niezwykle ważne dla mieszkańców Polskiego Południa. 6 maja 1884 roku członkowie powstałych w South Chicago polskich organizacji po raz pierwszy zorganizowali paradę z okazji rocznicy uchwalenia Konstytucji Trzeciego Maja. W South Chicago powstało wiele służących Polakom instytucji, a pracownicy stalowni i ich rodziny masowo przyłączali się do ruchów robotniczych i związków zawodowych. Wielu z nich odgrywało w tych organizacjach ważne, niekiedy kierownicze role. Ich historie opowiem w jednym z kolejnych odcinków cyklu „Polskie Chicago”. Dominik Pacyga Opracowanie i tłumaczenie: Grzegorz Dziedzic Dominik A. Pacyga Imigrant w trzecim pokoleniu, urodził się w Chicago w 1949 roku. Profesor historii (emerytowany w 2017 r.) w Columbia College w Chicago. Studia doktorskie ukończył w 1981 roku na Uniwersytecie Illinois w Chicago. Jest autorem i współautorem sześciu książek poświęconych historii Chicago i chicagowskiej Polonii, m.in. “Slaughterhouse: Chicago’s Union Stock Yard and the World It Made” (2015), “Chicago: A Biography” (2009) i “Polish Immigrants and Industrial Chicago” (1991, 2001). Obecnie pracuje nad książką “Polish Chicago”. Laureat nagród Oskara Haleckiego i Mieczysława Haimana przyznawanej przez Polish American Historical Association oraz nagrody Catholic Book Award. Profesor wizytujący na uniwersytetach: Chicagowskim, Illinois i Oksfordzkim. W latach 2013-14 wykładał w Instytucie Studiów Amerykańskich i Polskiej Diaspory na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Współpracuje z wieloma muzeami, instytucjami pomocowymi i organizacjami etnicznymi w celu zachowania i prezentowania historii.

JanGora

JanGora

South Works

South Works

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama