Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
środa, 25 grudnia 2024 12:12
Reklama KD Market

Benzyna jak złoto

W świetle skandalicznie wysokich cen paliw w Polsce, określenie „czarne złoto” zaczyna nabierać zupełnie nowego znaczenia. Faktycznie bowiem płacimy, jak za złoto. Tłumaczy się nam, że akcyza na paliwo jest potrzebna, żeby budować infrastrukturę drogową, jednocześnie codziennie słyszę, jak dużo pieniędzy na ten cel dała nam Unia Europejska. Z moich obliczeń wynika zatem, że powinniśmy mieć w Polsce najlepsze drogi na świecie. Tymczasem to w Ameryce budują pięciopasmowe autostrady. Dzieje się to w kraju, w którym podatki na paliwa są minimalne. Żeby nie powiedzieć „symboliczne”. Wniosek jest prosty. Ktoś nas ostro robi w konia! Rząd Rzeczpospolitej, i mówię tutaj ogólnie o wszystkich jej rządach, niezależnie od kolorów partyjnych chorągiewek, od lat pozostaje ślepy na sytuację kierowców, a już w szczególności nie liczy się z ich finansami. Lekceważy głosy sprzeciwu oraz błagalne wręcz apele o wyrozumiałość. Odzew? Nic! Zero litości. Obecna władza, tak jak każda poprzednia, pozostaje absolutnie nieugięta w swej skrajnie nieprzychylnej kierowcom polityce. Porównując stosunek płac do cen paliwa w Polsce, należy bezsprzecznie uznać, że podróżowanie samochodem po naszym pięknym kraju to nadal luksus. Wszak tylko bogaci mogą sobie pozwolić, by lekką ręką tankować swoje wspaniałe automobile. Na Zachodzie jest zupełnie inaczej. I nie mówię już nawet o raju dla kierowców, jakim są Stany Zjednoczone, a chociażby o Europie Zachodniej. Tej samej, która kojarzy się przecież z wysokimi podatkami oraz lewicową polityką zniechęcania ludzi do spalinowego transportu indywidualnego. Mimo tego podróżowanie własnym samochodem od dawna nie ma tam z luksusem absolutnie nic wspólnego. Nawet niższe zarobki pozwalają na Zachodzie tankować bak do pełna, bez drżenia o własny budżet. Przeciętny Polak mieszka jednak nad Wisłą, a tutejsze ceny paliw codziennie przyprawiają go o silny zawrót głowy. Są one jednymi z najniższych w całej Europie. Tyle mówi teoria. W praktyce jednak, kiedy weźmiemy pod uwagę siłę nabywczą polskich pensji, szybko okazuje się, że tankowanie jest tutaj kilkakrotnie „droższe” niż w zdecydowanej większości krajów Unii Europejskiej. Za średnią pensję można było w 2017 roku kupić w Polsce zaledwie 851 litrów popularnej bezołowiowej 95-tki. Dla przykładu w znacznie bogatszej Wielkiej Brytanii było to aż 2303 litry, we Francji i w Niemczech odpowiednio 2025 i 2255 litrów. Dla Europejczyka z zachodu benzyna oraz olej napędowy są zatem realnie prawie trzy razy tańsze! Nie mówiąc już w ogóle o Amerykanach, którzy za swoją średnią wypłatę zatankować mogli w 2017 roku aż 4924 litry paliwa! Politycy odpowiedzą nam, że robią przecież, co mogą, lecz niestety ceny paliw są uzależnione od czynników, na które nie mają wpływu. Czyżby? Co prawda końcowy koszt benzyny oraz oleju napędowego zależy m.in. od stawek za baryłkę ropy na światowych rynkach oraz od kursu amerykańskiego dolara. Rafinerie kupują ropę właśnie w tej walucie, z tego względu słaby złoty oznacza wzrost cen na stacjach benzynowych. Jest to jednak prawda tylko częściowa. W zasadzie to nic innego, jak sprytne mydlenie nam oczu. Problem wysokich cen leży gdzieś indziej. Prawie 60 proc. końcowej ceny paliwa stanowią różnego typu podatki. Akcyza, podatek VAT, opłata paliwowa, a teraz jeszcze wprowadzana właśnie przez PiS tzw. „opłata emisyjna”, która podniesie ceny na stacjach benzynowych o kolejne 10 gr. na litrze. W zasadzie nawet gdyby benzyna była na świecie rozdawana zupełnie za darmo, Polacy i tak płaciliby za nią ostatecznie tych kilka złotych za litr. Nasze państwo (niezależnie, która partia akurat rządzi) jest wyjątkowo chciwe! Politykom zdarza się jednak powiedzieć w tej kwestii prawdę, lecz wyłącznie wtedy, gdy znajdują się w opozycji. Kiedy tylko przejmą władzę, jak za dotknięciem magicznej różdżki, natychmiast zapominają o swoich przedwyborczych obietnicach i szybciutko zmieniają swoją narrację. Tak było w 2011 roku, krajem rządziła koalicja PO-PSL, a ceny na stacjach benzynowych niebotycznie szybowały w górę. Prezes PiS Jarosław Kaczyński sugerował wtedy, absolutnie słusznie, że należałoby zmniejszyć podatki, którymi władza obarcza kierowców. „Domagam się od Donalda Tuska, żeby to uczynił” – mówił wtedy prezes. Szkoda tylko, że zupełnie o tym zapomniał, kiedy sam doszedł do władzy. Obecną opozycję również cechuje w tej kwestii skrajny zanik pamięci. W zasadzie to najlepiej napisać wprost – cechuje ich bezczelna hipokryzja! No bo jakie moralne prawo mają posłowie PO, by krytykować dzisiaj PiS za wysokie ceny paliw? Tusk i jego ekipa, kiedy sami sprawowali władzę, nie kiwnęli palcem, by zmniejszyć podatki, którymi obłożone są paliwa w Polsce. Jeżeli politycy nie chcą radykalnie zmniejszyć nam tych podatków, niech przynajmniej przystaną na moją propozycję. Brzmi ona tak: wprowadźmy coś w stylu „ruchomej akcyzy”. Polegałaby na tym, że rząd obliczałby kwotę, jaką potrzebuje ściągać z kierowców, a następnie ustalałby odpowiednią wysokość podatków na paliwo, która gwarantowałaby wcześniej ustalone wpływy do budżetu. Kiedy cena ropy będzie na świecie znacząco rosła, albo gdy złotówka traciłaby na wartości, rząd automatycznie zmniejszałby akcyzę, w taki sposób, by kierowcy nie odczuli żadnych zmian w cenach na stacjach benzynowych. Najlepsze jest w tym wszystkim to, że skarb państwa wcale nie musiałby być wtedy stratny. Mniejszy procent akcyzy ale od większej kwoty, dalej będzie dawał dokładnie takie same wpływy do budżetu. Dlaczego politycy w ogóle nie mówią o takim rozwiązaniu? Bo po cichu cieszą się za każdym razem, gdy ceny za baryłkę ropy idą w górę. W praktyce oznacza to większe wpływy do budżetu, a całą winę za wzrost cen zrzucić można przecież na „czynniki od nas niezależne”. Ciemny lud to kupi? Oni właśnie na to liczą. Polacy swój rozum jednak mają. Widzą i nie zapominają. A przynajmniej mam taką nadzieję. Tomasz Winiarski Amerykanista, dziennikarz relacjonujący wydarzenia z USA, korespondent mediów krajowych i polonijnych. Publicysta i felietonista. Miłośnik i propagator amerykańskiego stylu życia. Jego artykuły, wywiady i komentarze publikowane są w ogólnopolskiej prasie drukowanej oraz internetowej m.in. w Tygodniku Katolickim „Niedziela”, „Gazecie Polskiej”, „Dzienniku Gazecie Prawnej”, miesięczniku „Gazeta Bankowa”.   fot.Larry W. Smith/EPA
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama