Przejście graniczne San Isidro pod San Diego to jedna z bram do Ameryki, przez którą codziennie przechodzi lub wjeżdża do USA tysiące osób z Meksyku. Uwaga świata skupia się właśnie w tym miejscu, gdzie dotarła osławiona “karawana”, zapowiadana w apokaliptycznym tonie przez samego prezydenta Donalda Trumpa. Oczywiście za pośrednictwem Twittera.
Po azyl do Ameryki
Od razu ustalmy fakty. Stanom Zjednoczonym nie zagraża zalew uchodźców podobny do tego, który kilka lat temu dotknął Europę. Imigranci z Ameryki Środkowej od lat grupowo przemierzali Meksyk, aby stanąć u bram USA. Nie wszyscy próbowali dostać się do amerykańskiego raju nielegalnie – przez zieloną granicę. Wielu zameldowało się u amerykańskich urzędników imigracyjnych prosząc o azyl.
Migranci z Ameryki Środkowej są przez władze imigracyjne traktowani inaczej niż przybysze z Meksyku. Ponieważ USA nie mają z tymi krajami wspólnej granicy, imigrantów nie można automatycznie odesłać Meksykanom, szczególnie gdy poproszą o azyl polityczny. Najczęściej pozwala się im na pozostanie w USA do czasu rozpatrzenia sprawy przez sąd imigracyjny. W rezultacie tysiące ludzi rozpływa się corocznie gdzieś w wielkich przestrzeniach Stanów Zjednoczonych, nie pojawiając się na rozprawach. Dotyczy to około 84 proc. wszystkich azylantów. Jednocześnie sądowe zaległości w rozpatrywaniu wniosków azylowych sięgają 700 tys. przypadków, czyli mniej więcej trzech lat działalności sądów imigracyjnych.
Rząd walczy o swoje
Co więcej, w przypadku kobiet i osób nieletnich istnieje obowiązek wypuszczenia ich z ośrodków dla azylantów najpóźniej po 21 dniach. Dzięki tzw. Flores Decision, z ośrodków dla azylantów na wolność wyszły tysiące osób pochodzących z Ameryki Środkowej. Rząd federalny dąży za wszelką cenę do zmiany orzeczenia i przetrzymywania potencjalnych azylantów niezależnie od wieku i płci w odosobnieniu, aż do wydania ostatecznej decyzji. Migranci mieliby więc do wyboru – azyl albo skuteczna deportacja. Taka interpretacja prawa mogłaby rzeczywiście powstrzymać napływ osób usiłujących wykorzystać system. Większość potencjalnych azylantów w Ameryki Środkowej mówi urzędnikom imigracyjnym, że ucieka przed gangami, przemocą oraz przybywa do USA w poszukiwaniu szans na lepsze życie. Żadna z tych przyczyn nie jest w świetle prawa międzynarodowego wystarczającym powodem do przyznania azylu politycznego. Konieczne jest udowodnienie bezpośredniego zagrożenia represjami. To dlatego, jak wynika z danych Transactional Records Access Clearinghouse z Syracuse University, w latach 2011-2016 sądy imigracyjne w USA odrzuciły aż 75 proc. wniosków azylowych przybyszy z Hondurasu, Gwatemali i Salwadoru.
Demonstracja siły
Tym razem z procedury przyjmowania potencjalnych azylantów postanowiono uczynić przykład, pokazujący w jaki sposób wykorzystywany jest amerykański system imigracyjny. Powstanie “karawany” i jej trasę przez Meksyk śledziliśmy dzięki mediom. Zainteresowanie tematem zawdzięczamy przede wszystkim prezydentowi USA, który zapowiedział, że nie dopuści do zalewu imigrantów z południa. Przy okazji dostało się Meksykowi za ułatwianie przejazdu obywateli Nikaragui, Salwadoru, Kostaryki, Hondurasu, czy Panamy w kierunku USA oraz amerykańskim organizacjom pozarządowym, takim jak Pueblo Sin Fronteras, która organizowała przejazd ostatniej “karawany”. Zobaczyliśmy między innymi zaimprowizowane miasteczko namiotowe pod Tijuaną oraz reporterów liberalnych mediów wyrażających obawy o zdrowie dzieci nocujących w temperaturze niewiele przekraczającej 10 stopni Celsjusza. Dowiedzieliśmy się też, że ci, którzy zgłosili się do władz imigracyjnych w niedzielę, nie zostali przyjęci z powodu trwającego weekendu. Dopiero od nowego tygodnia zaczęto przyjmowanie wniosków. Jednocześnie Departament Sprawiedliwości postanowił przedstawić “karawaniarzom” zarzuty za próbę nielegalnego przedostania się do USA.
Rozładować ten korek
Stany Zjednoczone podpisały jednak międzynarodowe konwencje i muszą rozpatrywać wnioski azylowe. Prokurator generalny Jeff Sessions wysłał nad południową granicę dziesiątki dodatkowych prokuratorów i sędziów imigracyjnych. Wszystko po to, aby rozładować legalne zatory wobec osób, które próbują na granicy występować o azyl. “Nie pozwolimy na paraliż państwa” – zapowiedział. Przez wysłanie na granicę armii prawników Sessions chce wysłać w cały świat następującą wiadomość: “Nie przyjeżdżajcie tu nielegalnie. Podejmujcie wysiłek, aby przedostać się do Ameryki legalną drogą i poczekajcie na swoją kolej” – podkreśla prokurator generalny. Jednocześnie na granicy pojawili się adwokaci reprezentujący pro bono potencjalnych azylantów.
Do środy z grupy “karawaniarzy” 28 osobom pozwolono już na ubieganie się o azyl. Nie wiadomo jednak, kiedy zostaną rozpatrzone ich sprawy. Wiele wskazuje na to, że para znów pójdzie w gwizdek, bo pokazówka pod San Diego nie rozwiązuje problemu. Konieczne jest rozładowanie zaległości i klarowna kampania w krajach Ameryki Łacińskiej na temat amerykańskiego prawa azylowego. Pokazowe akcje, jak ta na przejściu granicznym San Isidro przyniosą raczej więcej szkody niż pożytku.
Jolanta Telega
[email protected]
Na zdjęciu: uchodźcy z Ameryki Środkowej na granicy w San Diego
fot.Joebeth Terriquez/EPA-EFE/REX/Shutterstock
Reklama