Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 16 listopada 2024 14:50
Reklama KD Market

Zmarnowana kariera

W swoim czasie, w latach dziewięćdziesiątych P.E.T. (Przed Erą Trumpa), Paul Ryan uważany był za wschodzącą gwiazdę Partii Republikańskiej. Chwalono go za inteligencję, elokwencję i drobiazgowość, szczególnie w sferze problematyki fiskalnej i budżetowej. Wprawdzie jego kandydatura wiceprezydencka (u boku Mitta Romneya) nie wypaliła, ale w Kongresie pozostał jednym z najważniejszych i najbardziej wpływowych polityków. Był wszak przez pewien czas szefem komisji, która decyduje o finansowaniu wszelkich federalnych pomysłów. Roli przewodniczącego Izby Reprezentantów podjął się rzekomo niezbyt chętnie, ale później wciągnął się do swoich nowych zadań i przez pewien czas wydawało się, iż będzie dobrym przywódcą rządzącego obozu. Wszystko to zmieniło się z chwilą, gdy do Białego Domu wprowadził się jego obecny lokator.

Nagle okazało się, że w imię czysto politycznych racji Ryan gotów jest sprzedać swoją inteligencję oraz uczciwość i akceptować bezkrytycznie falę głupot wylewających się niemal codziennie przez okna gmachu przy Pennsylvania Avenue. Przez ostatnie miesiące przewodniczący Izby Reprezentantów bezkrytycznie zgadzał się z Białym Domem, a na często bulwersujące i żenujące słowa bądź poczynania Trumpa reagował co najwyżej bezpłciowymi wypowiedziami typu “ja bym to zrobił nieco inaczej”. Nigdy nie zdobył się na otwarte słowa krytyki, czy choćby delikatnego skarcenia. Nagle przestał być republikańskim intelektualistą i stał się człowiekiem zwanym po angielsku enabler, czyli posłusznym „umożliwiaczem“ poczynań Trumpa. Jestem pewien, że dręczyły go rozmaite wątpliwości i rozterki, ale nigdy się z nimi nie zdradził.
Jak wiadomo, Ryan ogłosił właśnie, że nie będzie ubiegał się o następną kadencję w Kongresie i wycofa się z życia politycznego w styczniu przyszłego roku. Twierdzi, że chce spędzać więcej czasu z rodziną i że w zasadzie udało mu się dokonać w roli prawodawcy wszystko to, co zamierzał. O ile z tą pierwszą przyczyną rezygnacji nie można polemizować, domniemane osiągnięcia ustawodawcze Ryana są w większości fikcyjne. Miał doprowadzić między innymi do likwidacji Obamacare, ale ustawę tę udało się mu jedynie bezsensownie rozmydlić. Marzył też o wielkich reformach amerykańskiego systemu podatkowego, lecz zatwierdzona ostatecznie ustawa okazała się być wielkim prezentem dla najbogatszych Amerykanów i spowoduje w najbliższych latach wzrost deficytu budżetowego o dwa tryliony dolarów. Jeśli natomiast chodzi o niedawną ustawę o finansowaniu poczynań rządu, ustawodawcy obu partii zdecydowali się na festiwal wydatków, co w przypadku republikanów jest zaprzeczeniem ich rzekomo niepodważalnych idei programowych (odpowiedzialność fiskalna, walka z deficytem, itd.). Ryan zostawia też po sobie w Izbie Reprezentantów obóz republikański, który jest skłócony, podzielony i niezdolny do negocjowania jakichkolwiek kompromisów. Nigdy nie był w stanie nad nim w pełni zapanować, co częściowo nie jest jego winą. Znaczne zasługi w dziele tworzenia tego totalnego chaosu należy zdecydowanie przypisać głównemu włodarzowi, który ze sztuki rządzenia krajem zrobił prawdziwy cyrk.

Teoretycznie Ryan, uwolniony od nakazów polityki i przejmowania się reelekcją w listopadzie, ma jeszcze czas i szanse na zrehabilitowanie się. Mógłby na przykład przestać być lokajem Trumpa i zacząć wyrażać swoje własne, autentyczne opinie, od których – co należy przypomnieć – nie stronił w czasie prezydenckiej kampanii wyborczej. Mógłby też przez następne miesiące, zanim odejdzie w zapomnienie, zacząć działać jak prawdziwy legislator, któremu zależy na proponowaniu rozsądnych inicjatyw politycznych i skutecznym negocjowaniu szczegółów takich inicjatyw z opozycją. Niestety jestem prawie pewien, że tego nie zrobi. Pozostanie tym samym miernym przywódcą, który zmarnował swoją szansę na efektowną karierę.

Andrzej Heyduk

Pochodzi z Wielkopolski, choć od dzieciństwa związany z Wrocławiem. W USA od 1983 roku. Z wykształcenia anglista (Uniwersytet Wrocławski), językoznawca (Lancaster University w Anglii) oraz filozof (University of Illinois). Dziennikarz i felietonista od 1972 roku - publikował m. in. w tygodniku "Wprost", miesięczniku "Scena", gazetach wrocławskich, periodyku "East European Journal", mediach polonijnych, dzienniku "Fort Wayne Journal". Autor słownika pt.: "Leksykon angielskiej terminologii komputerowej" (1991) oraz anglojęzycznej powieści pt.: "The Breslau Conspiracy" (2014).

 

Na zdjęciu: Paul Ryan
fot.SHAWN THEW/EPA-EFE/REX/Shutterstock
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama