Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
niedziela, 24 listopada 2024 20:51
Reklama KD Market

Pożegnanie bohatera

Podczas odbywającego się dwa razy w miesiącu nabożeństwa honorującego poległych kolegów policjantów wraz z rodziną zwykle siadał w pierwszych ławkach. Nie inaczej było w niedzielę 11 lutego, kiedy uczestniczył w nim po raz ostatni. Dwa dni później sam dołączył do tych, za których modlą się teraz inni. Do tych, którzy niebezpieczną pracę w policji przypłacili własnym życiem.

Komendant Paul R. Bauer fot.Chicago Police Department/Handout/EPA-EFE/REX/Shutterstock


W piątkowe popołudnie 16 lutego już się ściemniało, a kolejka przed kościołem Nativity of Our Lord w chicagowskiej dzielnicy Bridgeport nie zmniejszała się. Odchodzili jedni, przybywali drudzy. Aby oddać hołd komendantowi chicagowskiej policji Paulowi Bauerowi, którego trumna wystawiona była w świątyni, trzeba było czekać około trzy godziny w kilkustopniowym mrozie w ogonku ciągnącym się na trzy chicagowskie przecznice.

Nie przeszkadzało to ani federalnym agentom służb US Marshals, ani policjantom z biura szeryfa powiatowego, oficerom policji z przedmieść Chicago, dalszych miejscowości Illinois, a także funkcjonariuszom, którzy przybyli z innych stanów. W liczącej blisko tysiąc osób kolejce żałobników charakterystyczne uniformy chicagowskiej policji przemieszane były z mundurami stróżów prawa z Cicero, Waukegan, Oak Brook, Park Ridge, Des Plaines, Palatine. Byli oficerowie z Wisconsin i Minnesoty. Niektórzy znali Bauera dobrze, inni tylko o nim słyszeli. Przed kościołem wartę pełnił 15-osobowy patrol policji konnej – jedna z ulubionych jednostek w ponad 31-letniej policyjnej karierze Bauera.

Na ulicach Wietrznego Miasta ludzie giną codziennie. Tylko jeden weekend może przynieść nawet kilkanaście ofiar śmiertelnych ulicznych strzelanin. Od kul giną nie tylko członkowie gangów narkotykowych, ale również postronni obserwatorzy, kierowcy, przechodnie i uczciwi, ciężko pracujący ludzie. W akcjach ratunkowych i wypadkach giną strażacy, policjanci, ratownicy i zwykli obywatele, którzy nieraz pełnią rolę prawdziwych bohaterów.

Jednak rzadko się zdarza, że na baczność staje całe miasto, że dygnitarze i zwykli mieszkańcy masowo przystrajają drzewa i domy niebieskimi wstęgami i wychodzą na ulice, którymi przejeżdża konwój pogrzebowy, aby pożegnać przedstawiciela zawodu, który nie cieszy się tak naprawdę w ostatnich latach popularnością.

Afery korupcyjne, nieuzasadnione użycie siły, zmowy milczenia, wymuszanie zeznań, śledztwa prowadzące do niesłusznych wyroków, celowanie w mniejszości etniczne, brak wrażliwości na odmienność i potrzeby środowisk mniejszościowych i przede wszystkim nieskuteczność w ściganiu groźnych przestępców – to wszystko znalazło się w opublikowanym styczniu ubiegłego roku raporcie Departamentu Sprawiedliwości na temat chicagowskiej policji, drugiej największej w kraju. Również to sprawiło, że szacunek i zaufanie wobec stróżów prawa w Wietrznym Mieście pozostaje wśród mieszkańców na bardzo niskim poziomie.

W jednym z punktów raportu skrytykowano nawet policyjne piesze pościgi, które według władz federalnych zbyt często kończą się postrzeleniem przez policję nieuzbrojonych podejrzanych.

W taki właśnie pieszy pościg udał się 13 lutego 53-letni komendant Paul Bauer, namierzywszy w okolicy budynku Thompson Center osobnika odpowiadającemu opisowi usłyszanemu przez policyjne radio. Bauer wysiadł z policyjnego samochodu i pobiegł za podejrzanym, dopadając go przy klatce schodowej przed budynkiem. Na schodach doszło do szarpaniny, po czym podejrzany wyciągnął broń i oddał w stronę Bauera siedem strzałów. Funkcjonariusz został trafiony w głowę, szyję, tułów, plecy i nadgarstek; zmarł po przewiezieniu do szpitala Northwestern Memorial.

Gdy funkcjonariusze znaleźli ciało komendanta, jego broń była nadal w kaburze, a obok ciała leżały policyjne radio i kajdanki.

Postać Paula Bauera wyłania się jak smuga światła z mroku niechęci i nieufności wobec chicagowskiej policji. Wzorowy stróż prawa z 31-letnim stażem, prawdziwy lider w lokalnej społeczności. Bo jak często spotyka się wysokiego rangą funkcjonariusza, który regularnie organizuje spotkania przy kawie z mieszkańcami dzielnicy, aby porozmawiać na temat miejscowych problemów i lepiej się poznać? Komendanta, który po blisko 32 latach w policji i otrzymaniu łącznie 67 nagród i odznaczeń, ze względu na swój stopień nie musi odpowiadać na radiowe zgłoszenia, a jednak wybiega z policyjnego radiowozu, aby pieszo ścigać podejrzanego?

Ci którzy go znali, mówią, że był prawdziwym dżentelmenem. Ceniony za rzetelność, uczciwość, pogodę ducha. Podziwiany przez swoich podwładnych, szanowany przez kolegów. Ci, którzy go znali, mówią, że najważniejsza była dla niego służba. I rodzina. Nie przyszedł na ceremonię nadającą mu stopień komendanta, gdyż miał w tym czasie zaplanowane rodzinne wakacje. Od 16 lat przykładny mąż Erin Bauer i ojciec 13-letniej Grace. Cieszył się na myśl o możliwości spędzania większej ilości czasu z córką i żoną po zaplanowanym za parę lat przejściu na emeryturę. Mimo pracy niosącej wyzwania, codziennie odbierał córkę ze szkoły. W budynku komendy codziennie znajdował czas na pogawędkę z woźnym, który szlifował swój angielski. Zawsze był tam, gdzie był potrzebny. Odpowiedź na wezwanie była w jego naturze – łącznie z wezwaniem usłyszanym 13 lutego przez policyjne radio.

Paul Bauer był piątym oficerem policji zastrzelonym w całym kraju w ciągu zaledwie tygodnia. Od początku roku w dwunastu strzelaninach zginęli m.in. policjanci w Kolorado, Teksasie i Ohio. To również pierwsze od siedmiu lat zabójstwo chicagowskiego policjanta na służbie. Bauer był najwyższym rangą funkcjonariuszem policji zabitym od lat 80. 17 lutego jego nazwisko zostało dopisane do długiej listy 580 chicagowskich oficerów, którzy ponieśli śmierć wskutek obrażeń doznanych na służbie.

Gdy mieszkańcy Chicago nadal dochodzili do siebie po zastrzeleniu policjanta, zarzuty morderstwa pierwszego stopnia dowódcy 18. dystryktu policji, komendanta Paula Bauera, 15 lutego usłyszał 44-letni Shomari Legghette, recydywista mający na koncie kilka wyroków skazujących. Po przesłuchaniu w sądzie powiatu Cook, w drodze powrotnej do celi, niektórzy aresztanci oczekujący na przesłuchania oklaskiwali prowadzonego przez strażników zabójcę policjanta.

I choć w obliczu tego incydentu – posługując się słowami z niedawnego listu wdowy po Bauerze do mieszkańców Chicago – tak łatwo stracić wiarę w człowieczeństwo, to pozostaje nam, podobnie jak i jej, podnieść się, otrząsnąć i na nowo uwierzyć w ludzi. I w chicagowską policję.

Joanna Marszałek

[email protected]

Zdjęcia: Tannen Maury/EPA-EFE/REX/Shutterstock

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama