Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
środa, 27 listopada 2024 13:41
Reklama KD Market

Budżet kosztem podwyżki podatku. Gorzki smak zwycięstwa demokratów

/a> fot.Ewa Malcher/Hans/pixabay.com


Po ponad dwóch latach trwania impasu budżetowego, 6 lipca stanowa Izba Reprezentantów odrzuciła weto gubernatora Bruce'a Raunera i zatwierdziła ustawę budżetową. Niestety, w celu zmniejszenia deficytu parlament przegłosował podwyżkę podatku dochodowego. Demokraci odnieśli zwycięstwo, które może okazać się pyrrusowe.

Demokraci potrzebowali 6 lipca 71 głosów, by oddalić gubernatorskie weto i przyjąć stanowy budżet. Udało im się dokonać tego przy pomocy 72 głosów.

5 lipca gubernator Rauner, który zawetował ustawę budżetową i projekt podwyższenia podatku dochodowego, porównał go do „ciosu deską w czoło”. Rauner zareagował w ten sposób na zapowiedź lidera demokratów i marszałka stanowej Izby Reprezentantów Michaela Madigana, że niższa izba parlamentu zagłosuje w czwartek za odrzuceniem gubernatorskiego weta. 4 lipca, w Dzień Niepodległości, weto gubernatora Raunera odrzucił Senat Illinois. Przed czwartkowym głosowaniem w stanowym Sejmie Rauner zwrócił się do ustawodawców z apelem, żeby nie przyjmowali ustawy budżetowej w obecnym stanie, bez wprowadzonych przez niego (Raunera) poprawek, dotyczących m.in. zamrożenia podatku od nieruchomości i reformy finansów publicznych.

– To nie tylko policzek dla wszystkich obywateli Illinois, ale cios deską w czoło – powiedział Rauner. Ciężko dziwić się frustracji gubernatora, wszak jego główny polityczny przeciwnik – Michael Madigan, świętuje polityczne zwycięstwo.

– Sejm zbierze się 6 lipca, aby odrzucić weto gubernatora, który nie zaakceptował zrównoważonego budżetu. Demokratyczni posłowie chcą wspólnie z kolegami z drugiej strony sceny politycznej rozpocząć proces uzdrawiania zniszczeń, które powstały w ostatnich latach – powiedział Madigan w przeddzień głosowania w niższej izbie parlamentu. Przywódca demokratów miał zapewne na myśli konsekwencje, jakie ponad dwuletni kryzys budżetowy miał dla Chicago. Skutki impasu budżetowego są rzeczywiście katastrofalne – niezapłacone zobowiązania stanowe wynoszą 15 miliardów dolarów, a roczny deficyt – 6 miliardów dolarów. Zdaniem demokratów i części republikanów podwyżka podatku dochodowego w wysokości 5 mld dol. była konieczna, by zminimalizować deficyt.

Podczas długiego weekendu Dnia Niepodległości, 15 republikańskich posłów wyłamało się ze sprzyjających Raunerowi szeregów i zagłosowało za przyjęciem stanowego budżetu w kształcie zaproponowanym przez demokratów, by w ten sposób powstrzymać, przynajmniej chwilowo, finansową gehennę chicagowskich publicznych szkół wyższych, agencji pomocy społecznej i nie dopuścić do kolejnego spadku notowań kredytowych, które przy braku budżetu osiągnęłyby poziom „śmieciowy”.

Podwyżka, którą zatwierdził stanowy parlament, jest niebagatelna, wynosi bowiem aż 32 proc., czyli blisko jedną trzecią. Indywidualny podatek dochodowy wzrośnie z 3,75 do blisko 5 proc. dochodu, a podatek dla firm – z 5,25 do 7 procent. O tyle właśnie wzrośnie suma, którą każdy generujący dochód podatnik w Illinois odprowadzi fiskusowi. A tym samym uszczupli jego, podatnika i wyborcy – portfel. Rodzina o rocznym dochodzie w wysokości 100 tys. dol. zapłaci o 1100 dol. więcej podatku niż przed podwyżką, przy dochodzie rzędu 75 tys. dol. fiskus upomni się o dodatkowe 822 dolary.

Rodzina o rocznym dochodzie w wysokości 100 tys. dol. zapłaci o 1100 dol. więcej podatku niż przed podwyżką, przy dochodzie rzędu 75 tys. dol. fiskus upomni się o dodatkowe 822 dolary"



Podniesienie podatku dochodowego wywołało falę oburzenia. Rzeczywiście, to ryzykowna taktyka demokratów, którzy decydując się na odrzucenie proponowanych przez Raunera cięć i reform w finansach publicznych, zdecydowali się na kontynuowanie status quo – tym razem za cenę 5 mld dol. – bo taką sumę uda im się wygenerować z podwyżki podatku dochodowego.

Gubernator Rauner przegrał zatem bitwę, ale niekoniecznie przegra wojnę. Sukcesywnie biedniejący, dzięki kolejnym podwyżkom podatków, wyborcy mogą dać wyraz swojej frustracji przy wyborczych urnach. Mieszkańcy Illinois, niezależnie od ich politycznych afiliacji, oczekiwali, że impas budżetowy zakończy się jakąkolwiek reformą funduszy publicznych, przyniesie realne rozwiązanie problemu ubezpieczeń pracowników sektora publicznego, przyczyni się do stworzenia nowych miejsc pracy. Zamiast tego, po ponad dwuletniej legislacyjnej przepychance i pokazie politycznej niemocy, mamy budżet, którego podstawą jest łatająca deficyt podwyżka podatków. Takie rozwiązanie może rozczarowywać nawet najbardziej liberalnych zwolenników Madigana i Partii Demokratycznej.

Bruce Rauner wetując budżet dotrzymał danego wyborcom słowa, że będzie próbował zreformować stanowe finanse publiczne. Demokratyczni i część republikańskich ustawodawców, którzy pod gubernatorską i społeczną presją zdecydowali się na przyjęcie budżetu, stosując najprostsze rozwiązanie, czyli podwyżkę podatku, zachowują się jak ludzie pozbawieni politycznego instynktu samozachowawczego. Budżet przyniesie chwilową ulgę najbardziej poszkodowanym przez kryzys budżetowy. Finansowe zastrzyki otrzymają agencje miejskie i stanowe zajmujące się szeroko pojmowaną pomocą społeczną – od schronisk dla bezdomnych, przez ośrodki dla osób uzależnionych, po maltretowane kobiety i niepełnosprawnych. Odetchną finansowane w dużej mierze ze środków stanowych publiczne uniwersytety, nad którymi zawisło widmo bankructwa. Na chwilę ucichną nauczycielskie protesty.

Ale ulga jest tylko chwilowa i przypomina naklejanie plastra na ranę, którą trawi gangrena. Bo czy dzięki budżetowi „dopiętemu” jedynie dzięki podwyżce podatku dochodowego można rozwiązać finansowe problemy Illinois? Czy stworzy się w ten sposób nowe miejsca pracy? Czy zaktywizuje ekonomicznie dzielnice ogarnięte wojną gangów? Czy powstrzyma exodus młodych wykształconych specjalistów, którzy tysiącami opuszczają Illinois i osiedlają się w innych stanach? Czy zaszyje dziurawy worek z napisem „emerytury nauczycielskie”? Czy rozwiąże problem nabrzmiałej do granic finansowej wytrzymałości stanowej biurokracji? Pytania można by mnożyć, a odpowiedź na nie jest jedna. Nie.

Stan potrzebuje zrównoważonego budżetu – to oczywiste, ale jeszcze bardziej potrzebuje reform – ubezpieczeń pracowniczych, nauczycielskich emerytur i wynagrodzeń, ograniczenia rozbuchanej biurokracji. Zamiast tego, po dwóch latach chaosu, mamy bubel, za który w dodatku – zapłacimy z własnej kieszeni.

Grzegorz Dziedzic

[email protected]
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama