W Polsce jest obecnie ok. 3,5 tys. żołnierzy amerykańskich. Na wiosnę ich liczba osiągnie maksymalny poziom ponad 6,5 tys. - poinformował w środę wiceszef MON Wojciech Fałkowski.
"W tej chwili mamy na terenie Polski ok. 3,5 tys. żołnierzy amerykańskich, którzy z całym sprzętem już są zakwaterowani w garnizonach w pobliżu granicy zachodniej i w centralnych regionach Polski" – powiedział Fałkowski na posiedzeniu sejmowej komisji obrony.
Dodał, że liczba żołnierzy amerykańskich w Polsce rośnie. "Oczywiście oni będą podlegali cały czas dyslokacji, zmianom, wyjazdom, ćwiczeniom na terenie rożnych krajów, zarówno krajów bałtyckich, jak i na południu Europy, więc ta liczba cały czas w ruchu, ale maksymalnie gdzieś w okolicach wiosny tego roku ten pułap osiągnie wielkość 6,5 czy nawet ponad 6,5 tys. żołnierzy" – powiedział wiceminister.
Sejmowa komisja obrony wysłuchała w środę informacji MON na temat funkcjonowania systemu Host Nation Support (HNS), czyli wsparcia państwa gospodarza, w świetle obecności wojsk sojuszniczych w Polsce. "Te liczby, które podałem, wymuszają ze strony państwa polskiego decyzje i działania, które mają zapewnić zabezpieczenie materiałowe i techniczne tego pobytu, możliwość szybkiej dyslokacji i zarówno zaplanowanego z góry, jak i nagłego transportu i ruchu wojsk, zapewnienia sprawnie działające infrastruktury przy pobycie i na ćwiczeniach poligonowych, a także do tego, czego wymaga normalne życie żołnierskie czy koszarowe – usługi, zabezpieczenie medyczne, obsługa prawna" – powiedział Fałkowski.
Podkreślił, że choć za HNS odpowiada MON, to goszczenie żołnierzy sojuszniczych jest także sprawdzianem funkcjonowania struktur całego państwa.
Wiceminister przypomniał, że prócz brygady z USA, która od początku roku przyjeżdża stopniowo do Polski, na wiosnę przybędzie do nas wielonarodowy batalion, którego trzon będą stanowili także Amerykanie, wspierani przez Brytyjczyków i Rumunów. "Przymierzają się do przybycia do Polski również Chorwaci" – poinformował Fałkowski.
Szef Zarządu Logistyki P4 w Sztabie Generalnym Wojska Polskiego i pełnomocnik MON ds. HNS płk Robert Woźniak powiedział, że celem HNS jest zapewnienie powodzenia operacji przez stworzenie warunków do sprawnego i szybkiego przyjęcia sił sojuszniczych, zabezpieczenia ich przemieszczania i wsparcia podczas działań na terytorium Polski.
Płk Woźniak zwrócił uwagę, że liczba żołnierzy sojuszniczych obecnych na terytorium Polski wzrosła z 4 tys. w 2013 r. do ponad 25 tys. w 2016 r., kiedy odbyły się największe po 1989 r. ćwiczenia wojskowe w Polsce "Anakonda-16", w których wzięło udział więcej żołnierzy sojuszniczych niż polskich. "To oznacza, że obciążenie państwa gospodarza i struktur HNS wzrosło w sposób nieproporcjonalny. System nie do końca jest przygotowany na taką liczbę, na taki wzrost, niemniej jednak on (system - PAP) jest optymalizowany na bieżąco do stałej obecności (sojuszników)" – powiedział pułkownik.
Fałkowski dodał, że MON liczy się z tym, iż w tym roku liczba żołnierzy sojuszniczych przebywających i ćwiczących w Polsce będzie nawet wyższa niż w poprzednim roku i może się zbliżyć nawet do 30 tys., choć obecnie to trudno oszacować.
W dyskusji poseł Paweł Szramka (klub Kukiz’15) spytał, ile kosztuje zabezpieczenie HNS i kto za to płaci. Płk Woźniak odpowiedział, że w NATO obowiązuje generalna zasada, że przemieszczanie i rozmieszczanie wojsk oraz udostępnienie infrastruktury płaci państwo wysyłające oddziały. Natomiast gospodarz tworzy możliwości, udostępnia teren, infrastrukturę i fachowców, pomaga np. w nawiązaniu relacji z podmiotami cywilnymi.
"Oferta resortu, jeśli chodzi o wojska amerykańskie wyszła troszeczkę dalej. Resort zaakceptował tzw. HNS plus, który wychodzi poza ten standard, ponieważ uznaliśmy, że należy zachęcić wojska sojusznicze, żeby one stacjonowały na terytorium Polski, bo to jest znaczący wzrost naszego bezpieczeństwa" - powiedzial płk Woźniak.
Z wyliczeń Sztabu Generalnego WP wynika, że dla ok. 4-5 tys. żołnierzy, którzy będą w Polsce, wartość programu HNS plus wyniesie ok. 56 mln zł rocznie. Obejmuje to koszty wyżywienia, zakwaterowania, mediów i łączności.
Jednocześnie Woźniak powiedział, że z dokumentacji na temat szczegółowych uregulowań w każdym garnizonie wynika, że strona amerykańska weźmie na siebie sporą część kosztów, które zamierzali ponieść Polacy, ponieważ mają już i tak podpisane umowy z cywilnymi firmami. "Po roku dopiero się może się okazać, ile nas te wojska kosztują. Wydaje się, że może być nawet mniej, niż się spodziewaliśmy" – powiedział pułkownik.
W styczniu do Polski zaczęły przybywać pododdziały 3. Pancernej Brygadowej Grupy Bojowej (ang. Armored Brigade Combat Team, ABCT) z 4. Dywizji Piechoty, by rozpocząć pierwszą dziewięciomiesięczną zmianę w ramach stałej, rotacyjnej obecności amerykańskich wojsk w regionie. Żołnierze trafili do garnizonów w Żaganiu, Świętoszowie, Skwierzynie i Bolesławcu. W lutym wraz ze sprzętem zaczną się przemieszczać w regionie, by ćwiczyć z europejskimi sojusznikami.
Brygadowa grupa bojowa liczy 3,5 tys. ludzi i dysponuje 400 pojazdami gąsienicowymi i ponad 900 kołowymi, w tym 87 czołgami M1A2 Abrams, 18 samobieżnymi haubicami kal. 155 mm Paladin, ponad 400 samochodami Humvee i 144 bojowymi wozami piechoty Bradley.
Na wiosnę do Polski ma przybyć wielonarodowa batalionowa grupa bojowa. Jej trzon będą stanowili także żołnierze z USA, oprócz nich w skład mają wchodzić także Brytyjczycy i Rumuni.
Od lutego wzmocni ją wyposażona w śmigłowce 10. Brygada Lotnictwa Bojowego. Jedna z jej wysuniętych baz znajdzie się w Powidzu (Wielkopolskie). (PAP)
Na zdj. żołnierze amerykańscy w bazie pod Żaganiem fot. Lech Muszyński/EPA