Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
poniedziałek, 25 listopada 2024 01:27
Reklama KD Market

Grüezi mitenand, czyli witajcie w Szwajcarii


Elżbieta Rembelska przyjechała do Chicago w 2014 roku. W Wietrznym Mieście spędziła nieco ponad rok, pracując w dużej firmie logistycznej. Z wykształcenia lingwistka, prowadziła w "Dzienniku Związkowym" cykl porad językowych. W 2015 r. przeniosła się do Szwajcarii, gdzie pracuje jako asystentka prezesa dużej firmy o globalnym zasięgu. Jej pasją są podróże, języki i życie "pełnią życia".

„W listopadzie ubiegłego roku Chicago, metropolię i miasto drapaczy chmur, zamieniłam na przepiękny Zurych z niezwykłą architekturą, położony nad jeziorem i otoczony górami. Budynki są tak projektowane, aby nie zasłaniały górskiego krajobrazu. Zawsze marzyłam o tym, aby zamieszkać w kraju niemieckojęzycznym. Język niemiecki zaintrygował mnie jeszcze w dzieciństwie, co przerodziło się w prawdziwą pasję, którą rozwijałam w czasie studiów, wyjazdów zagranicznych i pracy przy projektach związanych z Niemcami, Austrią i Szwajcarią. Trudno mówić o Zurychu jako modelowym mieście Szwajcarii, ponieważ odznacza się on wielokulturowym charakterem, a na ulicach nietrudno dostrzec ludzi różnych ras i usłyszeć wszystkie możliwe języki, w tym polski.

Dla krajów niemieckojęzycznych typowe są kiermasze bożonarodzeniowe, tzw. „Christkindlesmarkt”, które zajmują całe ulice i wypełniają dworce kolejowe. Zapach grzanego wina, lokalne przysmaki, muzyka świąteczna, mnóstwo błyszczących i świecących ozdób to główne bodźce oddziałujące na nasze zmysły. Dla mnie najsmaczniejsze na szwajcarskich kiermaszach są… belgijskie frytki! Można też kupić himalajskiego burgera, danie tajskie i szkocką whisky. Może za kilka lat dołączą do tej grupy tradycyjne polskie pierogi?

Świąteczna atmosfera towarzyszy nam od połowy listopada do końca stycznia, bo tak, jak w USA, dekoracje halloweenowe leżą na półkach sklepowych tuż obok tych bożonarodzeniowych. Na początku grudnia w wielu szwajcarskich miastach uroczyście włączane jest oświetlenie świąteczne, które w nocy wygląda jak gwiazdy gęsto pokrywające niebo. Nie są to zwykłe i przypadkowo zawieszone lampki; ich kształt, kolor, ułożenie na linkach oraz w całej kompozycji, jak też tworzywo, z którego zostały wykonane, to efekt pracy znanych szwajcarskich artystów. Zurych został oświetlony w tym roku 12 tysiącami światełek LED-owych. Tradycją stało się też umieszczanie płonących świeczek na wodzie rzeki Limmat w ramach wydarzenia o nazwie Lichterschwimmen. Wszystkim tym zwyczajom kreującym atmosferę ciepła, bliskości i wyjątkowości towarzyszą akcje marketingowe, często przysłaniające blask chwili. Typowym przykładem są „noce zakupów”. Słynna główna ulica handlowa Bahnhofstrasse tętni życiem aż do północy. W okresie świątecznym można tu bezpłatnie zaparkować auto, co jest ewenementem.

Szwajcaria jest krajem podzielonym m.in. w kwestii religii. Niektóre kantony są katolickie, inne protestanckie i z tym faktem wiążą się różnice w obchodzeniu dni świątecznych i zwyczajach kulinarnych. Protestanci włączają potrawy mięsne do wigilijnego menu. W tak zróżnicowanych religijnie i językowo miastach jak Zurych lub Berno trudno mówić o typowym przebiegu świąt. Ci, którzy się tu osiedlili, zachowują wpojoną w domu tradycję, którą pielęgnują na miarę swoich możliwości i dostępności produktów.

W Chicago bez problemu kupiłam koncentrat Krakus jako składnik barszczu czerwonego w polskich delikatesach. Teraz mieszkam znacznie bliżej Polski, ale polskich produktów na próżno tu szukać. Zurych ma już coraz liczniejszą Polonię, którą stanowią głównie dobrze wykształcone osoby pracujące dla instytucji finansowych. Można więc poznać ludzi z korzeniami polskimi i wspólnie świętować.

Na koniec coś śmierdzącego: fondue serowe, czyli Käsefondue. Jest to gorąca bomba kaloryczna, przygotowana i serwowana w specjalnych, okrągłych naczyniach. W roztopionym w nich żółtym serze zanurzamy nabite na szpatułki lub widelczyki warzywa, pieczywo i mięso. Wariantów fondue jest tyle, ile jego nazw regionalnych. Każda jednak ma ten specyficzny, niezachęcający zapach. Innym przysmakiem Szwajcarów w okresie zimowym jest Raclette, czyli kombinacja – znowu – roztopionego (specjalnego) sera żółtego i dodatków w postaci warzyw. Wyśmienicie się to sprawdza podczas spotkań towarzyskich, ponieważ urządzenie do Raclette jest tak skonstruowane, że każdy ma swoją łopatko-patelkę, na którą nakłada to, co lubi, po czym wsuwa do głównego urządzenia, aby roztopić ser. Szwajcaria ma też w porze zimowej najlepsze uliczne precle: duże, sycące, ciepłe i obficie pokryte ziarnami.

Krajobraz górski i tradycyjna zabudowa w połączeniu z bogatymi ozdobami świątecznymi rozświetlającymi miasto sprawiają, że zwykły spacer wieczorem jest przeżyciem i można się poczuć jak bohater jednej z opowieści bożonarodzeniowych. W tym roku brakuje tylko jednego: śniegu!"

fot.arch. Elżbiety Rembelskiej
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama