Jolanta Izabela Pawlak – artystka rzeźbiarka, fotografik, scenografka i projektantka biżuterii, przez 11 lat mieszkała na wyspie Curacao na Karaibach, ponad dwa lata w Chicago, a obecnie w Holandii.
"Po ukończeniu studiów artystycznych w Pittsburghu znalazłam się na Curacao. Najpierw miały to być wakacje, lecz dostałam tam pracę w muzeum sztuki afrykańskiej. Z Curacao często latałam do Chicago, by odwiedzać studiującą tu siostrę. Wietrzne Miasto było moim łącznikiem z Polską, w której nie byłam bardzo długo.
Siostra w ślad za mamą uwielbiała gotować i zawsze wspólnie gotowałyśmy świąteczne potrawy i wypieki, korzystając z pomocy mamy przez Skype. W Chicago było łatwo, ze względu na różnorodność i dostępność polskich produktów. Gdy próbowałam odtworzyć takie gotowanie na Curacao, musiałam najpierw zorganizować sobie „przemyt” polskich produktów na wyspę. Przewoziłam więc mak, kiełbasę, żubrówkę. Jako że Curacao to niewielka, 20-tysięczna wyspa, celnicy na granicy już mnie rozpoznawali i wzdychali „to znowu ona”. Ze zdziwieniem pytali, czy to moje jedzenie naprawdę jest takie inne. Odpowiadałam, że tak!
Znajomi na Curacao nie chcieli nawet tknąć masy makowej, za to zaprzyjaźniony polski ksiądz misjonarz zawsze z niecierpliwością czekał na kiełbasę z Chicago. Na wyspę ściągnęłam również moich rodziców, którzy mieszkali tam 8 lat. W święta na Curacao mama przygotowywała 12 potraw, 7 ciast, zapraszaliśmy miejscowych, mieliśmy tam polskiego księdza. Tata posuwał się nawet do takich skrajności, jak szukanie na wyspie siana, żeby włożyć pod obrus – czego nie robił nawet w Polsce. Ozdoby na choinkę również woziłam w walizkach.
Miejscowi byli zafascynowani naszymi tradycjami, a przede wszystkich polską kuchnią i wypiekami mamy. Z kolei na Curacao tradycyjną potrawą popularną w okresie świątecznym jest ayaka – coś w rodzaju kaszy manny z kurczakiem, śliwką i ostrymi przyprawami zawiniętych w liść palmowy.
O żywą choinkę było trudno, więc miejscowi dekorowali sobie kaktusy. Sąsiad z naprzeciwka co roku budował szopkę. Co roku był też konkurs na najpiękniejsze światełka, choć prąd na wyspie jest bardzo drogi. Zwycięzca miał opłacony rachunek za elektryczność na cały rok. Na wyspie Curacao wszyscy żyją w harmonii – obok siebie są dwie synagogi, meczet i kościół. Zawsze mówię, że to wzór dla skłóconej Europy czy Stanów.
W 2011 zamieszkałam w Chicago, gdzie uczyłam sztuki młodzież z południowej części miasta, a stamtąd przeprowadziłam się do Holandii, gdzie pracowałam nad scenografią do opery o niewolnictwie i kilkoma innymi większymi projektami. Jeździłam tam i z powrotem do Holandii, wreszcie z powodów rodzinnym zdecydowałam się zamieszkać bliżej Polski.
Święta w Holandii są inne. W zeszłym roku spędziłam je z holenderską rodziną i choć było również bardzo rodzinnie, świętowanie przypominało mi bardziej przyjęcie urodzinowe. Nic mi nie wiadomo o tradycyjnych holenderskich potrawach świątecznych, a prezenty też są bardziej symboliczne. Najfajniejszym akcentem jest święty Mikołaj, który 6 grudnia przypływa łodzią do Amsterdamu, gdzie witają go dzieci przebrane za elfy. W tym roku zabieram kilkoro Holendrów do Polski, gdzie mama już zapowiedziała, że nie ma mowy o żadnych dietach".
Zdjęcia z archiwum Jolanty Izabeli Pawlak
Reklama