Grupa elektorów i celebryci apelują o zablokowanie wyboru Trumpa
- 12/15/2016 07:56 PM
Grupa elektorów, a nawet niektórzy celebryci apelują, by Kolegium Elektorów nie głosowało na Donalda Trumpa, blokując mu drogę do Białego Domu - podaje w czwartek "Times" i "Bloomberg". W nagraniu z takim apelem, zamieszczonym na YouTube wystąpił Martin Sheen.
Sheen wciela się w małym filmiku w postać prezydenta Josiaha "Jeda" Bartleta, którą zagrał w popularnym serialu "Prezydencki poker" ("West Wing") i mówi: "Jak wiecie, nasi ojcowie założyciele stworzyli Kolegium Elektorów, by uchronić naród amerykański od niebezpieczeństwa (wyboru) demagoga", by sprawić, że padnie on na osobę "posiadającą w stopniu wybitnym wymagane kwalifikacje".
Jest to nawiązanie do apelu jednego z ojców założycieli USA i pierwszego ministra finansów Ameryki Alexandra Hamiltona, który był gorącym zwolennikiem powołania Kolegium Elektorów, mającego uchronić młoda republikę od rządów populistów, ludzi niekompetentnych lub wybranych na skutek machinacji czy presji inspirowanych za granicą.
Następnie aktor wzywa republikańskich elektorów, by nie głosowali na Trumpa, lecz na osobę godną takiego urzędu, niezależnie od tego, do której partii należy. Do apelu Sheena dołączają w nagraniu inni aktorzy, w tym obsada "Prezydenckiego pokera".
Bloomberg przypomina o inicjatywie "Hamilton electors", nazwanej tak na cześć Hamiltona. Jest to grupa elektorów, którzy apelują do pozostałych osób sprawujących te funkcje, by nie głosowali na Trumpa.
Bret Chiafalo ze stanu Waszyngton, który jest jednym z organizatorów tej inicjatywy nagrał wideo, w którym tak ujął przesłanie "Hamilton electors": "Jeśli tylko 37 republikańskich elektorów zagłosuje na kogoś innego, Donald Trump nie otrzyma 270 głosów, których potrzebuje, by zostać prezydentem. 37 patriotów może ocalić ten kraj".
Jeśli żaden z kandydatów nie zdobędzie co najmniej 270 głosów elektorskich, wówczas - zgodnie z konstytucją - prezydenta USA wyłoni Izba Reprezentantów, a wiceprezydenta - Senat.
Grupa Hamiltona ogłosiła, że zamiast oddawać głos na Trumpa elektorzy mogą zagłosować na przykład na byłego sekretarza stanu Colina Powella, byłego gubernatora stanu Utah Jona Huntsmana czy gubernatora Ohio Johna Kasicha.
Według Bloomberga wolę zablokowania Trumpa podsyca fakt, że w głosowaniu bezpośrednim jego rywalka zdobyła znacznie więcej głosów. W niedzielę niezależny ośrodek The Cook Political Report podał najnowsze dostępne dane dotyczące wyników głosowania bezpośredniego; wynika z nich, że na kandydatkę Demokratów Hillary Clinton zagłosowało o ponad 2,8 mln osób więcej niż na Trumpa.
Ostatni raz kandydat Demokratów dostał więcej głosów, ale nie został prezydentem USA zdarzyła się w 2000 roku. Wiceprezydent Al Gore przegrał wtedy z George'em W. Bushem, który dostał o prawie 544 tys. głosów mniej.
Bloomberg zastrzega, że inicjatywa "Hamilton electors" oraz innych, podobnych grup apelujących o zablokowanie Trumpa zapewne się nie powiedzie, ale podsyci żale i urazy wynikłe z pełnej wrogości kampanii wyborczej, która "zostanie zapamiętana jako jedna z najdziwniejszych w całej historii USA".
538 elektorów wybierze prezydenta USA 19 grudnia. Zgodnie z konstytucją USA, Amerykanie głosowali 8 listopada nie na kandydatów startujących w wyborach, ale na wyłanianych przez partie elektorów. Liczba elektorów w poszczególnych stanach zależy od liczby jego ludności. Mający najwięcej mieszkańców stan Kalifornia ma aż 55 elektorów, natomiast małe stany Delaware czy Maine – tylko po trzech. We wszystkich stanach (poza Nebraską i Maine) zwycięzca wyborów otrzymuje wszystkie głosy elektorskie, niezależnie od liczby oddanych na niego głosów. Ani konstytucja USA, ani prawo federalne nie nakazuje elektorom, by głosowali w taki czy inny sposób.
Do zapewnienia sobie prezydentury trzeba otrzymać poparcie większości, czyli 270 głosy elektorskie. Trump wygrał w stanach, które w sumie mają 306, a Clinton 232 elektorów. A to oznacza, że do zablokowania wyboru Trumpa przez Kolegium Elektorskie potrzeba 37 republikańskich "nielojalnych elektorów", czyli takich którzy 19 grudnia zagłosują inaczej niż wyborcy w ich stanie.
W historii USA było 157 tzw. "nielojalnych" elektorów, którzy nie zagłosowali na kandydata, który zwyciężył w ich stanie (przy czym zaledwie 9 od 1900 roku). To w rezultacie ich nielojalnego zachowania aż 30 stanów przyjęło z czasem regulacje nakazujące elektorom - pod groźbą kar finansowych - głosować na kandydata, który zwyciężył w ich stanie. (PAP)
Reklama